Szczęść Boże!
Ludzi boli kiedy tracą dom, pracę, szpital, transport. Bezdomni,
bezrobotni, pozbawieni dostępu do opieki lekarskiej i jakiegokolwiek
środka komunikacji ludzie czują się nieszczęśliwi i oszukani. Oszukani
przez tych, których rozpromienione twarze opowiadają o dobrobycie, jaki
potrafili zapewnić swoim wyborcom. Jest się czym pochwalić. Na polu
międzynarodowym same sukcesy. Sukcesy na miarę San Domingo. Albo
niechybnej nominacji na sekretarza Generalnego ONZ, która wszakże
skończyła się na stołku zgoła mniej uniwersalnym, bo zdefiniowanym
etnicznie, jak to się określa we współczesnej nowomowie. Albo światowej
promocji kolejnych miast, których mieszkańcy nie pytani o sensowność
fanaberii swoich prezydentów, spokojnie, bez protestu składają się na
rosnące koszty zagranicznych wojaży prezydenckich dworów z jednej
strony i utrzymania miejskich spółek zaopatrujących w wodę,
odprowadzających ścieki i zapewniających komunikację z drugiej strony.
Mieszkańcy dużych miast potrafią być hojni. Zapłacą miejscowe podatki,
pogodzą się z zaporową ceną wody i nie pytają o nic. W oczekiwaniu
jeszcze wyższych podatków, w tym katastralnego, oszczędzają pieniądze,
rzadziej się kąpiąc. Po co się zresztą myć, kiedy w centrum miasta
rządzonego przez najbardziej ambitnego prezydenta można potknąć się o
zwały śmieci i to wcale nie po największej w świecie imprezie, ale na
co dzień. Brudne ciało mieszkańca, którego nie stać na kąpiel, dobrze
się komponuje z brudem komunalnym. Bezdomni, bezrobotni, pozbawieni
dostępu do opieki lekarskiej i jakiegokolwiek środka komunikacji już
wiedzą co oznaczają piękne słówka polityków. Pozostali podskakują w
rytm kakofonii z ryczących głośników. Jest im dobrze.
Ulubiona muzyka
znieczula, wyzwala z potrzeby myślenia. Zwłaszcza myślenia o
przyszłości.
W ciepłej atmosferze Świąt Bożego Narodzenia w kolejce do osiedlowego
warzywniaka zasłabł starszy pan. Upadł dwukrotnie. Nikt z kolejki nie
podszedł. No bo wszyscy mieli ręce zajęte siatkami. Starszy pan stanął
na nogi i przewrócił się ponownie. Tym razem uderzył głową w twardy
przedmiot. Kiedy przyjechało pogotowie ratunkowe, usłyszał, że nic mu
nie jest, że może iść do domu. A to, że trzykrotnie upadł? Ależ to
zwykły przypadek. Taki zbieg okoliczności. Kto i jak wychowuje ludzi,
których przeżarło okrucieństwo tzw. znieczulicy? Kto i czego uczy ludzi
pracujących w pogotowiu ratunkowym? Kto szczuje ludzi na ludzi? Kto
obrzuca oszczerstwami i insynuacjami tych, którzy dowiedli, że potrafią
bezinteresownie służyć innym i wychowywać, i nie oglądać się na własne
korzyści? Kto podkopuje sprawdzone autorytety po to, aby je zastąpić
lobbistami opłacanymi za demontaż służącego Polakom państwa, a nawet
dobiera się do naszych zasobów naturalnych, takich jak zasoby energii
geotermalnej, po to, aby umożliwić sprzedaż technologii elektrownii
atomowych, importować uran, a także doprowadzić do zamknięcia polskich
kopalni? Kto? Wiadomo, politycy. Oby rok 2009 był rokiem sądnym dla
polskich polityków.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 9 stycznia 2009
tylko audio
Felieton w Radio Maryja, 23 stycznia 2009
Szczęść Boże!
Majestat śmierci przytłacza.
Nieodwracalność czyni z niej zdarzenie bezdyskusyjne co do faktu
zaistnienia. We współczesnym świecie totalnego ograniczenia
świadomości, powszechnego zamroczenia propagandą i reklamą,
stwierdzenie znamion śmierci pewnych pozwala rozpoznać śmierć
biologiczną, czyli ustanie wszelkich procesów życiowych komórek. Reszta
prawdy o człowieku jest przedmiotem zażartych sporów wspieranych
stronniczymi opiniami opisującymi jeden i ten sam fakt w skrajnie
odmienny sposób co do jego charakterystycznych cech, przyczyn i
skutków. Jedno jest pewne: człowiek nie żyje. Reszta jest kwestią
domysłów popartych mniej lub bardziej wiarygodnymi dowodami. A które to
dowody są wiarygodne? Ktoś przecież musi je za takie uznać lub je
odrzucić. Policjant, prokurator, sędzia, aby mógł wypełniać swoją rolę
w społeczeństwie musi być przede wszystkim bezstronny. Jeżeli jest
stronniczy, to lepiej żeby go w ogóle nie było. Zajmując pozycję
niezbędną w siatce społecznych współzależności stwarza pozór, że
potrafi odróżnić sprawcę od ofiary, że dostrzega granicę pomiędzy
dobrem a złem, że wie co to znaczy dobro wyższe na tle kłębowiska
interesów poszczególnych osób, ugrupowań i przestępczych szajek.
Dysponując oddaną mu do dyspozycji siłą państwa, w tym brutalną siłą
środków przymusu, policjant, prokurator i sędzia ponosi
odpowiedzialność proporcjonalną do posiadanych uprawnień za to co
zrobił, jak co zrobił i czego nie zrobił. Uprawnień do wyłamania komuś
drzwi, wykręcenia rąk, wsadzenia za kraty na parę lat bez wyroku, czy
też po uprawomocnionym wyroku, sponiewierania fizycznego i
psychicznego, odebrania zdrowia, dobrego imienia i majątku nie ma nikt
inny jak tylko policjant, prokurator i sędzia. Tym większa jego chwała
za wykorzystanie tych uprawnień do walki z przestępcami, tym większa
jego hańba za wykorzystanie tych uprawnień do walki politycznej lub
handlowej poprzez jawne lub niejawne opowiedzenie się po jednej ze
stron konfliktu.
Nagłośniona śmierć jednego człowieka przyniosła dymisje dygnitarzy w
resorcie sprawiedliwości, cicha śmierć każdej z ofiar ruiny systemu
ochrony zdrowia w Polsce jest traktowana marginalnie. Nawet po śmierci
ludzie nie są traktowani na zasadzie równości. Z jednej strony
polityczne trzęsienie po śmierci mordercy, z drugiej – martwa cisza nad
gwałtownie rozszerzającym się cmentarzyskiem ofiar braku dostępu do
lekarza i leczenia.
Wśród osób, które nie mogą doczekać się skutecznej interwencji
leczniczej są też zagrażający zdrowiu i życiu innych ludzi. Nosiciele,
podejrzani o zakażenie, podejrzani o chorobę zakaźną i chorzy na
chorobę zakaźną stanowią narastającą masę ludzi zagrażających zdrowiu i
życiu innych co najmniej tak długo jak długo trwa ich stan niewiedzy o
własnym zdrowiu i sposobach zabezpieczania innych przed zakażeniem.
Brak dostępu do lekarza i skutecznego leczenia oznacza, że ich
nieszczęście będzie przeniesione na innych ludzi.
Kolejna narastająca masa ludzi, którzy bez skutecznej interwencji
leczniczej mogą zagrażać zdrowiu i życiu innych osób, to cierpiący na
niektóre zaburzenia psychiczne. Albo są już zdiagnozowani i skutecznie
leczeni, albo też w fazie rozwoju choroby, niezdiagnozowani, albo
nieleczeni skutecznie. Art. 31 Kodeksu karnego uwalnia osoby
niepoczytalne od odpowiedzialności karnej: “§1 Nie popełnia
przestępstwa, kto, z powodu choroby psychicznej, upośledzenia
umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych, nie mógł w
czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim
postępowaniem. §2 Jeżeli w czasie popełnienia przestępstwa zdolność
rozpoznania znaczenia czynu lub kierowania postępowaniem była w
znacznym stopniu ograniczona, sąd może zastosować nadzwyczajne
złagodzenie kary. §3 Przepisów §1 i 2 nie stosuje się, gdy sprawca
wprawił się w stan nietrzeźwości lub odurzenia powodujący wyłączenie
lub ograniczenie poczytalności, które przewidywał albo mógł
przewidzieć”.
Na podstawie art. 15 ust. 9 ustawy z dnia 21 maja 1999 r. o broni i
amunicji (Dz. U. z 2004 r. Nr 52, poz. 525 z p. zm.) wydano
Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 23 grudnia 2005 r. w sprawie
wykazu stanów chorobowych i zaburzeń funkcjonowania psychologicznego
wykluczających możliwość wydania pozwolenia na broń i rejestracji broni
(Dz. U. z 2006 r. Nr 2 poz. 14). Oto wykaz stanów chorobowych i
zaburzeń funkcjonowania psychologicznego wykluczających możliwość
wydania pozwolenia na broń i rejestracji broni:
1) organiczne zaburzenia psychiczne włącznie z zespołami objawowymi;
2) zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania spowodowane używaniem
substancji psychoaktywnych, z wyłączeniem palenia tytoniu;
3) schizofrenia, zaburzenia typu schizofrenii (schizotypowe) i urojeniowe;
4) zaburzenia nastroju (afektywne);
5) zaburzenia nerwicowe lękowe, obsesyjno-kompulsyjne, dysocjacyjne, pod postacią somatyczną;
6) przewlekająca się reakcja na ciężki stres i zaburzenia adaptacyjne;
7) przewlekłe zaburzenia behawioralne związane z zaburzeniami
fizjologicznymi i czynnikami fizycznymi z wyłączeniem dysfunkcji
seksualnych niespowodowanych zaburzeniem organicznym ani chorobą
somatyczną;
8) zaburzenia osobowości;
9) zaburzenia nawyków i popędów;
10) zaburzenia preferencji seksualnych (transwestytyzm fetyszystyczny, ekshibicjonizm, oglądactwo, pedofilia, sadomasochizm);
11) upośledzenie umysłowe;
12) całościowe zaburzenia rozwojowe;
13) zaburzenia zachowania i emocji rozpoczynające się zwykle w dzieciństwie i wieku młodzieńczym.
Odcięcie dostępu do leczenia i równoczesne otwarcie dostępu do broni palnej to wyraźne przesłanie: wystrzelajcie się sami.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 6 lutego 2009
Szczęść Boże!
Przełom może przynieść oczyszczenie.
Brudy, nawet te najlżejsze, nie pokonają przełomu, osiądą w górnym
nurcie rzeki, pozostaną w jej przeszłości. W przyszłość popłynie tylko
czysta woda.
Mamy prawo sądzić, że żyjemy w czasach przełomu. I to pomimo
nieustępliwej agresji skierowanej na nasz kraj, której coraz to
bardziej oczywistym dla każdego celem jest wywłaszczenie Polaków i
pozbycie się nas z zajmowanego przez nas terytorium.
Jakże żałośnie nieporadne były wcześniejsze pomysły strasznych Fryców,
Bismarka, Hitlera, carów, Lenina i Stalina. Teraz to już nie oprawcy w
obcych mundurach, wypędzają z domu, rugują z własności, strzelają,
wieszają, gazują, zamęczają na śmierć pracą i mrozem. Teraz to już są
bardziej wyszukane metody osiągania tych samych celów bez zbędnego
zamieszania i protestu. Teraz to odbiera się ludziom ochronę zdrowia,
pracę i emeryturę, podnosi do nierealnie wysokiego poziomu stałe koszty
utrzymania i efekt jest dokładnie ten sam, co z zastosowaniem metod
budzących powszechnych sprzeciw z powodu ich jawnej brutalności.
Nikogo już nie dziwi stronnicza argumentacja zastosowana przez
sprawujących władzę w Unii Europejskiej konkurentów polskiego przemysłu
stoczniowego i rybołówstwa. Mają władzę, więc wszelkie wątpliwości
rozstrzygają na swoją korzyść. Jakkolwiek te rozstrzygnięcia te byłyby
niesprawiedliwe i krzywdzące dla milionów ludzi. Milionów ludzi tym
tylko różniących się od innych, rzekomo równouprawnionych, że są
Polakami.
Należy oczekiwać od polskich historyków, tych rzetelnych a nie
sprzedanych za stypendia i granty, że zechcą nagłośnić paralele
przyczyn i skutków wybrania w ramach wolnej elekcji Niemców z dynastii
saskiej na tron polski i objęcia władzy za pomocą sprytnej
socjotechniki przez obecną dziwną ekipę. Być może jest to ostatnia
szansa dotarcia do polskiej młodzieży przez system szkolny nauczania
historii. Jak wiadomo do czyszczenia basenów i strzyżenia psów unijnej
elity znajomość polskiej historii jest Polakom zbędna. Co trzeba
dowiedzą się z polakożerczych kompilacji, a wyzbyci odrobiny
patriotyzmu, z wdzięczności za rzucone im ochłapy, bez szemrania
przyjmą każdą obelgę, każde historyczne oszczerstwo i kłamstwo. Wojna
propagandowa przybiera na sile i nie pomoże zamykanie oczu i zatykanie
uszu i wołanie: “nic nie widzę, nic nie słyszę”. Minimum zdrowego
rozsądku wystarczy, aby połączyć dowody świadomej i bezlitosnej
destrukcji cywilizacyjnej Polski z wyraźnie już deklarowanym
geopolitycznym celem.
Co zatem składa do optymizmu, co pozwala wierzyć, że będzie lepiej? Oto
narasta masa krytyczna ofiar błędów i wypaczeń, przy których te
wcześniejsze -z czasów PRLu – bledną, jeśli uwzględni się stan w
punkcie wyjścia i porówna osiągnięcia. Prosta sprawa – propaganda z
gadzinowych środków masowego przekazu nie zaspokoi podstawowych potrzeb
ludzi. Nie nakarmi, nie napoi, nie ogrzeje, nie przewiezie. Im więcej
ludzi na własnej skórze odczuje skutki rozkradzenia Ojczyzny, tym
więcej Polska zyska patriotów.
Docenić dobro wspólne najłatwiej, kiedy się nie ma własnego.
Dobro grupowe, czyli politycznych szajek, też stopnieje bez
intensywnego zasilania utrzymującego się na wysokim poziomie od 20 lat.
A iluż to sprzedawczyków potrzeba, aby rozszarpać resztki polskiego
majątku narodowego? Wielu już wykonało swoje zadanie i otrzymało sowitą
zapłatę. Ci są już niepotrzebni, a w sytuacji coraz bardziej
dramatycznych skutków swoich decyzji spadających na głowy coraz to
większej liczby osób, powinni się liczyć z rozliczeniem. Z rozliczeniem
przez trzeźwiejących Polaków. Trzeźwiejących z bólu zderzenia twardej
rzeczywistości z wirtualnym światem propagandy.
Z prawdziwą satysfakcją należy zapoznać polską opinię publiczną z
aktualnym poglądem osoby prezentowanej w Polsce jako główny ideolog
wolnego rynku, który to wolny rynek był bojowym zawołaniem wrogów dobra
wspólnego Polaków.
“Ideologia wolnego rynku jest anachronizmem w erze zmiany klimatu,
niedostatku wody, braku żywności i kryzysu energetycznego” (Free-market
ideology is an anachronism in an era of climate change, water stress,
food scarcity and energy insecurity). Słowa te opublikował 28. stycznia
2009 r. pan Jeffrey Sachs.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 6 lutego 2009
Szczęść Boże!
Własność ziemi to pewność przeżycia.
Zwłaszcza teraz, kiedy przez media przewija się karnawałowy korowód
prominentów minionego dwudziestolecia, których rozradowane twarze
zaświadczają o historycznym sukcesie ich autorstwa. A na ulicach ląduje
jedna za drugą wielotysięczna fala bezrobotnych, jedynych żywicieli
rodzin. Od bezrobocia do bezdomności droga krótka, zważywszy na
wyśrubowane koszty utrzymania mieszkań z zastosowaniem największych z
możliwych do osiągnięcia sposobów oszczędzania wody, prądu, gazu,
ogrzewania i wywozu śmieci. Koszty te przekraczają już możliwości
rodzin mających stały dochód, a co dopiero, gdy do pokrycia minimum
życiowego pozostaje jakaś żałośnie śmieszna kwota do podziału na wiele
licznych potrzeb.
Za przegranie wojny z rozumem na Polaków zostały nałożone wysokie
kontrybucje w postaci wpłat do kasy Unii Europejskiej. Ta zaś zadbała,
aby do nowej kolonii wysłać perkal i koraliki w zamian za należne
dziesiątki miliardów euro. Nie wydać, to znaczy zarobić. Starym
łupieżcom opłaciło się zainstalować w swoich ludzi nad Wisłą. To
przecież nic nowego w historii kolonializmu. Na bogactwo kolonialnych
metropolii złożyły się nie tylko efekty rzezi Bogu ducha winnych
plemion i narodów, lecz także owoce mniej lub bardziej misternej
dyplomacji kończącej się obsadzeniem władzy przez spolegliwych kacyków.
Ci przecież nie ogłoszą publicznie, że służą interesom obcych. No
jakże! Uśmiechną się zalotnie, dobrodusznie poklepią po plecach i
zapowiedzą cud. Cud. Cud, który przecież nie pojawia się na żądanie. Do
cudu może dojść za wstawiennictwem świętych Pańskich, nie samozwańczych
cudotwórców. Co więc zgotował Polakom Donek? Najwyraźniej karę Boską za
bluźnierstwo w postaci zawierzenia w jego przymioty ze świętością na
czele. Czy to nie jest historia z powieści podróżniczych? Tyle, że jej
akcja nie toczy się w dziewiętnastym wieku na rzeką Kongo, a w
dwudziestym pierwszym wieku nad Wisłą i Odrą. Zamiast szukania
odpowiedzi na pytanie, jak wybrać najsmaczniejsze kawałki z
przelewającego się kotła dobrobytu wnoszonego na platformie, w
milionach polskich domów pojawia się dylemat jak, nie mając pieniędzy,
przetrwać we współczesnym świecie. Jeżeli ktoś myśli, że ten dylemat go
nie dotyczy, niech się dobrze zastanowi nad przebiegiem wydarzeń w
ostatnim półroczu. Jeżeli zaś zdarzyło się komuś być widzem
telewizyjnego wywiadu z nadmiernie wylewnym – zapewne pod wpływem
alkoholu – filarem obu głównych polskich partii, ten wie, że już kilka
lat temu obowiązywała doktryna Darwina w polskiej polityce: przeżyją
tylko najsilniejsi. Właśnie rząd wprowadza w życie zasady tej doktryny.
Obecnie, w sezonie mrozów, zapowiadane są cięcia budżetu opieki
socjalnej. Bezdomni, korzystający z miłosierdzia bliźnich składających
się za pomocą podatków na noclegownię i miskę zupy dla najbardziej
potrzebującego, będą pozbawieni minimum szans na przeżycie. Wyczyny
rządu w zakresie odbierania ostatniej nadziei chorym komentują
negatywnie wszyscy, ale nikt nie podejmuje żadnej skutecznej akcji
przeciwko tej formie eutanazji. Eutanazji nie nazwanej, choć masowej.
Sami chorzy tego nie zrobią, są za słabi, za młodzi, za starzy, a
wyciskające łzy z oczu materiały telewizyjne nagłośniające
pozostawienie ludzi chorych sam na sam z ich nieszczęściem coraz
bardziej powszednieją i tracą zupełnie swoją moc demaskatorską. Sprawcy
już przecież nie zakładają masek. Oto znaleźli sobie słowo – wytrych na
usprawiedliwienie, Kryzys. Kryzys globalny. Kryzys w Europie. Kryzys u
najbliższych sąsiadów.
Aby mieć szanse za parę lat dowiedzieć się jak to było naprawdę z tym
kryzysem, kto na nim najbardziej stracił, a kto najwięcej zarobił,
trzeba robić wszystko, aby rodzinie i rodzinie rodzin, czyli narodowi,
zapewnić przetrwanie kryzysu. Zapewnić najsłabszym przetrwanie kryzysu
humanitarnego w Polsce.
Warto rozejrzeć się za każdym dostępnym skrawkiem ziemi matki –
żywicielki. Zadbać o swoją działkę w ogrodach pracowniczych,
porozmawiać z zaprzyjaźnionymi rolnikami, ogrodnikami i sadownikami,
zaopatrzyć się posiadane przez nich nasiona i materiał hodowlany. W
miarę możności unikać sklepów i sieci sprzedaży, w których spowodowane
umyślnym brakiem państwowej kontroli rozpasanie sprzedawców organizmów
genetycznie modyfikowanych sięga zenitu. Umówić się na wspólną pracę
przy własnej lub czyjejś uprawie czy hodowli, w sadzie czy ogrodzie. I
wspólne dzielenie owoców tej pracy. Oby zeszłoroczne masowe
marnotrawstwo owoców było nam zapomniane. Przygotować się do robienia
przetworów na następną zimę. Dobrze opatrzyć dom, póki jest, przed
zimnem, zalaniem, pożarem. Kupić opał, świece. Poradzić się, poczytać,
pomyśleć nad przetrwaniem swoich dzieci, rodziców, niedołężnych
sąsiadów i swoim własnym, kiedy już skończy się zima i wiosna a z nimi
wszelkie oszczędności, zapomogi, odszkodowania za skradzioną nam pracę.
A przede wszystkim modlić się o ratunek.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 13 lutego 2009
Szczęść Boże!
Narodowe szkodnictwo i błazeństwo polityków wymaga naukowej oceny.
W pierwszym tegorocznym felietonie życzyłem rodakom, aby rok 2009 był
rokiem sądnym dla polskich polityków. Po sześciu tygodniach dobrze
widać, że życzenia nabierają rozpędu realizacyjnego. Starannie
wyhodowany i pielęgnowany z wielkim nakładem sił i środków wizerunek
kolejnych polityków pada pod ciosami topora opinii publicznej. “Wyrwać
chwasta”, którym okazał się dopiero co bijący rekordy popularności
wizerunek polityka, albo – jakby to ujęli koledzy lekarze weterynarii –
dokonać uboju sanitarnego sztuki wizerunku czy stada wizerunków
zagrażających całemu pogłowiu politycznych wizerunków, to praktyki
zyskujące entuzjastyczny aplauz publiczności. Nasuwa się pytanie, czy
masakra wizerunków osiągnęła już maksimum wysokości funkcji oraz
rozległości aktualnego i byłego partyjnictwa? Do czasu obchodów
pamiętnych czerwcowych wyborów z 1989r. warto ułożyć trafione i
zatopione główki w jakiś sensowny ranking odchodzącego w niesławie
dwudziestolecia. Szanse wystąpienia w konkursie obywatelskiej brzydoty
powinien mieć każdy, poczynając od kilku zaledwie prezydentów, poprzez
marszałków sejmu, senatu, premierów i ministrów, posłów i senatorów, aż
po polityków błyszczących na firmamencie województwa, powiatu, gminy,
czy też miasta, wsi i osiedla. Nie wolno pominąć posłów do Parlamentu
Europejskiego i tych, którzy za pieniądze obcych państw, udając
działaczy organizacji pozarządowych, wylądowali na ciepłych synekurach
unijnych. Ranking mógłby uwzględniać dwa podstawowe kryteria oceny:
pierwsze kryterium to szkodliwość dla dobra wspólnego, a drugie – to
cała reszta przyczyn kompromitacji.
Do ludzkich słabości należy wścibstwo i plotkarstwo eksploatowane
niemiłosiernie przez tabloidy, nazywane przez niektórych prasą brukową,
lokujących w ten sposób w rynsztoku miliony czytelników, a równocześnie
potencjalnych wyborców. Gdyby to tylko czytelników! Potwarz i
pomówienie znacznie częściej niż w tabloidach pojawiają się na łamach
gazet z rzekomo wyższej półki, mało tego – notorycznie perumerowanych
przez aparat rządowy i samorządowy, cytowanych też obficie przez
publiczną telewizję i radio.
Tym samym, drodzy podatnicy, utrzymujecie ze swoich podatków i
abonamentów, owe wybijające kłamstwem szamba medialne, raz po raz
zalewające nasz kraj cuchnącymi nieczystościami. Ich odorem napawają
się przecież nie tylko zwykli obywatele, ale też decydenci wszystkich
szczebli, od góry do dołu. Są wśród nich funkcjonariusze państwa
najwyższej rangi, podejmujący decyzje wagi państwowej, czyli
rozstrzygające o losie całego narodu na dzisiaj i na dającą się
przewidzieć przyszłość. Są politycy i urzędnicy samorządowi, od których
arbitralnych decyzji zależy szansa na przeżycie wszystkich z nas. Są
też policjanci, prokuratorzy i sędziowie decydujący o życiu i śmierci
pojedynczych obywateli. Nie tylko w sensie biologicznym przecież.
Niezawinione prześladowanie przez aparat tak zwanej sprawiedliwości,
bardziej niszczy niż rak, bo zabiera i zdrowie i godności i własność.
Jak w gangsterskim filmie. Złożone w redakcji zamówienie na zabójstwo
podlega tam profesjonalnej obróbce i pojawia się jako materiał
medialny, pięknie uszminkowany pozorami obiektywizmu dziennikarstwa
śledczego, demaskatorskiego, a więc kochanego przez wszystkich za to,
że staje po stronie zwykłych ludzi. Walec medialny zaczyna się toczyć.
Miażdży ofiarę zgodnie z wolą zleceniodawcy przy powszechnym aplauzie
widowni. Jak na rzymskiej arenie. Ręce do oklasków składają się same,
od prezydenta do bywalców przysłowiowego magla. Co tam magiel!
Inteligencja, czy też samozwańcza “intligencja”, przoduje w łatwych
osądach, chętnie dołącza się do chórów potępienia. Ech, śmiercionośne
teksty i uczone komentarze mają w sobie tę słodką nutkę snobizmu.
Łechcze ambicje przekonanie, że jest się intelektualistą zdolnym do
czytania między wierszami, kojarzenia faktów, podpierania osądów swoim
wyższym wykształceniem.
A gdyby tak pobawić się w intelektualną grę przekształcania wciskanych
rewelacji w negatyw? Tak jak to było za komuny. Im więcej pan Jerzy
Urban, zasłużony gieroj obrad okrągłego stołu, wciskał ludziom w mózgi,
tym mniejszym cieszył się poparciem. Kiedy mówił – czarne, każdy
wiedział, że to nie czarne a białe. Zabawa prosta, a jakże rozwijająca.
Kto nie wie, jak w nią się bawić, niech spyta starszych, którzy za
komuny byli już dorośli, a do tego wykształceni przez prawdziwych
polskich nauczycieli. Prawdziwych, bo z przedwojennego naboru. Mając,
tę mentalną gimnastykę za sobą, spojrzycie, moi drodzy, inaczej na
otaczający was świat. Po prostu spadną wam łuski z oczu i być może
uzyskacie szanse wybicia się na niepodległość mierzoną odpornością na
manipulację.
Poświęciwszy dużo miejsca dostępnym narzędziom oglądu dygnitarzy,
wracam do zamysłu rankingu skompromitowanych polityków dwudziestolecia
i postuluję nadanie odmiennych wag każdej z proponowanych kategorii
oceny. W szerokiej wspólnej dla obu kategorii skali od 1 do 10.
Kategorii szkodnictwa i kategorii błazeństwa,. Szkodnictwo narodowe
wyniszczające Polaków – mnożnik szkody nie mniej niż 6. Kabaretowe
występy obecnych i byłych prominentów – mnożnik błazeństwa najwyżej 5.
O ile szkodnictwo narodowe da się opisać liczbami i nieszczęściem
ludzkim pomnożonym przez dziesiątki milionów obywateli, o tyle
błazeństwo umyka tak łatwej ocenie. Wszak jednemu podoba się “Kariera
Nikodema Dyzmy” a drugiemu “Trędowata”.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 20 lutego 2009
Szczęść Boże!
Broń masowego rażenia może łatwo wymknąć się spod kontroli.
Tragedia Polaka w Pakistanie pozwoliła przyjrzeć się realiom kontroli
rządu tego kraju nad własnym terytorium. Obok wielu innych państw
pałających nienawiścią do mniej lub bardziej odległych współmieszkańców
Ziemi, także Pakistan kiedyś skorzystał z omijania zakazu proliferacji
broni jądrowej i dzisiaj broń ta może dostać się w ręce osób, które za
nic mają życie własne i cudze. Po 6. sierpnia 1945r. każdy wie, że
zrzucenie małej 4-tonowej uranowej bomby atomowej zabiło na miejscu lub
ciężko zraniło połowę z liczącej 275 tysięcy ludności Hiroszimy. Jak to
ujął pod swoją winietą DZIENNIK POLSKI z 8. sierpnia 1945r. był to
największy triumf nauki.
Jeszcze większego tryumfu nauka o masowym zabijaniu mogła oczekiwać w
wyniku ataku atomowego na zaplecze sowieckich armii prących na Zachód.
Tym zapleczem miała być Polska. Św. pamięci płk Ryszard Kukliński,
narodowy bohater i męczennik za sprawę narodową, który w wieku 17 lat
wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, a w latach 1971-1981 przekazał na
Zachód ponad 40 tys. stron najbardziej tajnych dokumentów dotyczących
wojennych planów Rosji Sowieckiej, uchronił znaczą część dzisiaj
żyjących Polaków przed wyparowaniem i chorobą popromienną w wyniku
odwetu naszych dzisiejszych sojuszników. Dla Zachodu broniącego się
przed atakiem Sowietów Polska to było po prostu miejsce dyslokacji
agresora, a Polacy nie zasługiwali na lepszy los niż cywilna ludność
Hiroszimy. I pomyśleć, że ziejący jadem rasista i polakożerca
wschodnioniemiecki arystokrata graf von Stauffenberg, strateg i ideolog
nazimu, jest w obecnych Niemczech uznawany za bohatera narodowego za
to, że w obliczu klęski Niemiec chciał zabić Hitlera i przy tym
zachować dorobek Drang nach Osten z czasów rozbiorów. Ratujące Polaków
przed zagładą, a cały świat przed III wojną światową, dzieło i ofiara
pułkownika Ryszarda Kuklińskiego są nie tylko niedoceniane w krajach
NATO, ale i we własnej ojczyźnie jego pamięć spotyka się z obelgami ze
strony janczarów Rosji. Takie traktowanie bohatera naszych czasów jest
haniebne i znamienne dla pętaków, którzy mu do pięt nie dorośli, a
wypinają piersi do orderów, choć już wiele razy zostali sowicie
nagrodzeni przez siebie samych lub im podobnych..
Wyobraźmy sobie, że w takim położeniu geopolitycznym, w jakim się
znajdujemy, powstaną elektrownie atomowe, jakże skuteczny owoc
lobbowania kolejnego rządu przez zainteresowane koncerny i ich
akwizytorów, wśród których są nawet prezydenci pewnych państw. Co
będzie celem ataku na terenie Polski? Nieistniejąca tarcza
przeciwrakietowa, czy może elektrownia atomowa?
A jak ona będzie wykonana i konserwowana? Na poziomie sieci autostrad?
A może eskadry F-16? A ile będzie kosztować import paliwa, skoro
światowe zasoby uranu mają wyczerpać się w tym samym roku, w którym
przypaść powinno zakończenie budowy elektrowni atomowej już rujnującej
wieloletnie budżety naszego państwa. Już rujnującej z tej racji, że
jest pomysłem dywersyjnym w stosunku do suwerennego wykorzystywania
narodowych zasobów energetycznych o najwyższej światowej wydajności i
ekonomice eksploatacji. Są one dwa. Energia geotermalna i węgiel.
Obydwa dostępne, tylko trzeba po nie sięgnąć, zlecając na dziesiątki
lat za ciężkie pieniądze polskich podatników ogrom zadań polskim firmom
zatrudniającym polskich inżynierów, techników i robotników, z których
każdy ma polską rodzinę, a ta cała rodzina płaci podatki na dobro
wspólne. Nie dość, że fundusze emerytalne, monstrualne zyski obcych
firm zwłaszcza handlowych, a także dochody wcześniej i obecnie
znacjonalizowanych przez obce rządy przedsiębiorstw dawniej polskich,
dokładają się do dochodów budżetów państw, których produkt krajowy
brutto wielokrotnie przekracza nasz własny, to jeszcze jest pomysł na
dalszy rabunek: pod urojonym pretekstem nie dopuścić Polaków do
eksploatacji własnych zasobów energetycznych i nałożyć im nową
kontrybucję w postaci niewyobrażalnej co do rozmiarów zapłaty za budowę
elektrowni atomowych. Ile to miliardów złotych ma kosztować druga nitka
metra warszawskiego? Dwa, trzy, pięć? Dziura w ziemi, owszem
okablowana, wybetonowana i odpowiednio wyposażona, aleć zawsze to tylko
pozioma dziura w ziemi. I do tego śmiesznie krótka. Zanim zacznie
gwałtownie rosnąć kontrybucja nałożona na Polaków za przegraną wojnę z
rozumem, warto odnieść ceny budowy elektrowni atomowych do cen za linie
metra. I mając w pamięci rozwój spraw przy budowie stadionów na EURO,
zwłaszcza we Wrocławiu, a także jakichś etnicznych muzeów, na które
akurat w czasie kryzysu trzeba wykładać pieniądze odebrane muzeom
upamiętniającym wspólne dokonania Polaków wszystkich narodowości,
trzeba pomyśleć jak będą wyglądać przetargi na elektrownie atomowe. I
którą część dorobku wielu pokoleń Polaków trzeba będzie zniszczyć, aby
zapłacić zagranicznym koncernom? Może tak, jak dla stworzenia montowni
elektrycznych wiatraków z odzysku zniszczono przemysł stoczniowy z jego
dotyczącym całego kraju otoczeniem, zostanie brutalnie zlikwidowana
kolejna gałąź narodowego przemysłu? Tylko jaka jeszcze pozostała do
likwidacji?
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 27 lutego 2009
Szczęść Boże!
Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy.
Za lasy uznawane są worki wirtualnych pieniędzy, z których nie
pozostaje nawet garść popiołu. Za róże – działania z zakresu
zapobiegania chorobom i przedwczesnym zgonom. Niesłusznie. Od skutków
narażenia na działanie czynników szkodliwych dla zdrowia nie ucieknie
się ani zagranicę, ani w odległą przyszłość.
Nadzwyczaj sprawnie realizowany plan likwidatorów Państwa Polskiego
wymaga jakichś pijarowskich zasłon dymnych. Na szczęście dla
likwidatorów, a na pohybel nam wszystkim, kiedy już wyczerpały się im
możliwości udawania głupiego Jasia, jak królik z kapelusza wyskoczył
kryzys. Światowy, potworny, bardziej straszny od terroryzmu, a nawet
zmiany pogody zwanej ociepleniem klimatu. Jakaż to ulga! Jej Bohu, to
nie my jesteśmy winni! To światowy kryzys pożera was i wasze dzieci. To
ci wstrętni zagraniczni bankowcy nie pozwolili upleść koszyka świadczeń
leczniczych, to oni pozamykali odziały położnicze i dziecięce,
rozpędzili doświadczone zespoły operacyjne wybitnych chirurgów i
instrumentariuszek. To oni obsadzili ludźmi z ulicy kluczowe stanowiska
państwowe decydujące o bezpieczeństwie zdrowotnym 38 milionów ludzi w
środku Europy. I pomyśleć, że z braku lekarzy z drugim stopniem
specjalizacji w zakresie pediatrii zamyka się oddział pediatryczny
szpitala powiatowego, a w tym samym czasie powołuje na stanowisko
powiatowego inspektora sanitarnego człowieka, którego dotychczasowy
kontakt z sanepidem ograniczał się do płacenia mandatów za
niechlujstwo. Co tam powiat! Stanowiska wojewódzkich inspektorów
sanitarnych wpadają w chciwe łapy ludzi kompletnie nieprzygotowanych do
udźwignięcia ciężaru pracy i odpowiedzialności za zdrowie publiczne,
nawet nie zdających sobie sprawy z przypadającej im części podziału
zadań w naszym państwie, a tym samym w Unii Europejskiej i na całym
świecie, uwzględniając odpowiedzialność za produkty na eksport oraz
zdrowie i życie przebywających w Polsce turystów i migrantów. Nie
lepiej na samym szczycie.
Wśród wieloletnich pracowników sanepidu panuje głębokie przekonanie, że
wulgarne palikocie miauknięcia wydobyły się z tej żałosnej postaci po
spotkaniu na forum jego własnej partii z obsadzonymi przez POPiS
spadochroniarzami, którzy wylądowali na szczycie władzy
sanitarno-epidemiologicznej bez jakiegokolwiek przygotowania. Wicie,
rozumiecie, dzisiaj towarzysz robi w mięsie, jutro w cukrze, a pojutrze
w sanepidzie. A propos, warto tu przytoczyć definicję słowa koprolalia
– jest to skłonność do używania nieprzyzwoitych, wulgarnych wyrazów i
może być objawem niektórych zaburzeń psychicznych.
To ci krwiożerczy finansiści z Wall Street i Docklandu wpuszczają do
Polski każdy odpad, w postaci żywności, rozmaitych wraków i rzekomych
surowców wtórnych, i to im nie chce się zająć wykonywaniem jasno
określonych obowiązków w ustawie o Państwowej Inspekcji Sanitarnej,
ustawach powołujących inne służby nadzoru i kontroli i w przepisach
wykonawczych do tych ustaw. To oni nie mogą się doczytać jasno
sprecyzowanych postanowień zawartych w przedmiotowych ustawach i
rozporządzeniach, które na poziomie kuchennych przepisów szczegółowo
opisują procedury do wykonania przez funkcjonariuszy naszego państwa na
rzecz ochrony zdrowia publicznego, ochrony nas wszystkich razem i
każdego z osobna, żyjących dzisiaj i w pokoleniach, które po nas
przyjdą. Dzisiaj zawinione zaniedbania sanitarne przyniosą wielu
ludziom straszną chorobę i śmierć za kilkanaście – kilkadziesiąt lat,
kiedy już nikt nie będzie pamiętał, kto zaniedbał wykonanie ustawowych
obowiązków w zakresie możliwej do osiągnięcia eliminacji czynników
rakotwórczych, a gdyby nawet, to winowajca uratuje skórę z racji
przedawnienia. A kto odpowie za sprowadzeniem powszechnego zagrożenia
życia i zdrowia wielu osób poprzez zaniechanie prawem nakazanej
eliminacji chemicznych i fizycznych czynników mutagennych w miejscu
naszego zamieszkania, pracy, nauki i wypoczynku? Nie ma ucieczki od
mutacji w komórkach somatycznych i rozrodczych: nowotwory, wady
rozwojowe, poronienia, choroby genetyczne wystąpią w pokoleniach
bezpośrednio narażonych na działanie mutagenów, u dzieci, wnuków,
prawnuków, ale i niespodziewanie po wielu pokoleniach, kiedy sprawcach
przyszłych – jakże odległych w czasie nieszczęść – pozostanie na tej
ziemi tylko proch. Taki jest ogrom odpowiedzialności ludzi
korzystających z partyjniactwa i kolesiostwa jako trampoliny do skoku
na te państwowe stanowiska, na których podejmowane są decyzje o zdrowiu
milionów. Skoro sumienie nie zabrania im zabierać się do pozorowania
pracy, o której nie mają żadnego pojęcia, skoro nie czeka ich kara za
życia, skoro są głusi i ślepi na wszelkie argumenty natury etycznej,
prawnej i naukowej, musimy bronić się sami.
W kolejnych felietonach postaram się przybliżyć rodakom, polskim
wyborcom i podatnikom, obowiązki organów Państwowej Inspekcji
Sanitarnej w przedmiocie realizacji konkretnych zadań z zakresu zdrowia
publicznego, do których Państwowa Inspekcja Sanitarna jest powołana.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 6 marca 2009
Szczęść Boże!
Zdrowia publicznego sprywatyzować się nie da.
Od zarania dziejów zawsze istniał jakiś stadny, społeczny mechanizm,
który dążył do ograniczenia liczby utraconych przez daną populację lat
życia w zdrowiu. Zawsze też istniała hierarchia potrzeb do zaspokojenia
przez ten mechanizm. Prawo do długiego życia w zdrowiu było i jest z
reguły zawłaszczone przez najsilniejsze jednostki i ich ugrupowania.
Najbardziej bezwzględnym drapieżnikom instynkt czy rozum nakazuje
zabić, aby dłużej lub lepiej przeżyć. Tak
rozum, ludzki rozum odarty z
sumienia, niestety też nie liczy się z prawem do życia innych ludzi.
Aby się rozgrzeszyć, drapieżcy w ludzkiej skórze po prostu odmawiają
uznania innych ludzi za sobie równych. Po zepchnięciu ofiar do
kategorii podludzi przystępują do rzezi z dowolnych pobudek:
strategicznych, religijnych, rasowych, ekonomicznych i takich, jakie
tam jeszcze są pod ręką. Wiek XX charakteryzujący się masowym
ludobójstwem na nieznaną wcześniej skalę przeszedł w wiek XXI, w którym
kryterium fazy rozwoju lub stanu zdrowia człowieka osiąga rangę
kryterium rasy czy narodowości stanowiących doktrynę państwową w
Niemczech i Rosji upoważniającą wczoraj do eksterminacji naszego
narodu, a dzisiaj do zaprzeczania odpowiedzialności za monstrualne
zbrodnie. W odróżnieniu od ludzi w fazie zarodkowej i płodowej, czy też
ciężko chorych i z tego tytułu pozbawianych prawa do życia, Polacy z
samego tytułu przynależności do narodu polskiego nie są obecnie
zabijani w sposób jawnie brutalny.
Są inne metody.
Należy do nich demontaż systemu lecznictwa, co odbiera szanse przeżycia
ludziom już chorym i wymagającym skutecznego leczenia, a także tym,
którzy, gdyby mieli dostęp do opieki zdrowotnej, poddaliby się na czas
działaniom profilaktycznym i uniknęliby rozwoju ciężkich, nieraz
śmiertelnych chorób, rujnujących życie ich własne i ich rodzin. Tu
sprawa jest prosta. Nie ma gdzie się leczyć, nie ma czym się leczyć,
nie ma za co się leczyć. Trzeba umierać. Trzeba umierać za inne sprawy
niż życie własne i życie najbliższych. Na przykład za chore ambicje
polityków, albo za ich o mało co światowe kariery wyrosłe na
służalczości i dyspozycyjności względem tych, którzy przywykli trzymać
w ręku wszystkie sznurki władzy. Za poświęcenie wszystkich Polaków
pojedyncze jednostki wpuszcza się na salony, a pozostałych obrzuca
obelgami i spycha na coraz to niższy szczebel rozwoju cywilizacyjnego.
Od projektu pierwszej reformy opieki zdrowotnej storpedowanego przez
koalicjanta tworzącego rząd pani Hanny Suchockiej, do dnia dzisiejszego
na reformach zdrowia zarabiają wyłącznie politycy, ich rodziny, znajomi
i tzw. eksperci, którzy niezależnie od rządzącej opcji zawsze są
potrzebni do spisania w miarę uczonych uzasadnień kolejnej fali
grabieży pieniędzy i zdrowia pod szczytnymi hasłami reformy opieki
zdrowotnej. Potrzebni są także klakierzy, czy to medialni, czy też
działający w środowiskach profesjonalnych. A ludzie na to patrzą i już
się nie dziwią i nie buntują. Jak gdyby zasiadali w fotelach przed
telewizorami i oglądali horror, który wprawdzie straszy, ale ich nie
dotyczy. Przypomina to sytuację Irlandczyków wymierających w XIX w. z
powodu głodu na wyspie otoczonej morzem pełnym ryb, z czego zwykli
szydzić Anglicy, odpowiedzialni za skutki skolonizowania Zielonej
Wyspy. Irlandczycy jednak próbowali wzniecić powstanie przeciwko
rujnującym ich opłatom dzierżawnym, które musieli spłacać, sprzedając
płody rolne niepodatne na zarazę ziemniaczaną. To podatki nałożone na
głodujący naród były przyczyną masowych zgonów z powodu głodu i chorób
a nie sam brak ziemniaków.
A my na kogo możemy zrzucić winę za stan opieki zdrowotnej w Polsce? Na
cara, kajzera, Hitlera, Stalina, PZPR? Może są jakieś inne propozycje?
A może na nas samych za brak skutecznego oporu przeciwko likwidacji
lecznictwa?
Pseudoreformując opiekę zdrowotną, zabrano się także do
komercjalizowania systemu zapobiegania chorobom i przedwczesnym zgonom.
Tu jednak struktur – tak jak w przypadku lecznictwa – wprost nie
zniszczono, decydując się na stopniową ich anemizację poprzez
przykręcanie kroplówki budżetowego finansowania, bądź też tworzenie
takiego otoczenia prawnego i administracyjnego, które krok po kroku
odbierało Polakom państwowe gwarancje bezpieczeństwa zdrowotnego.
Jakże by mogło być inaczej, jeżeli dla polityków kolejnych rządzących
ekip stanowiska państwowych inspektorów sanitarnych należały z małymi
wyjątkami do łupu politycznego, który rozdziela się na szczeblu
kraju, województwa i powiatu według partyjnych potrzeb i zasług.
A jakie są skutki obsadzania tych stanowisk ludźmi marki BMW, czyli
bierny, mierny, ale wierny? Wyjrzyjcie Państwo przez okno, zwróćcie
uwagę na zagrożenia zdrowia w najbliższej okolicy, w szkole waszych
dzieci, w waszym zakładzie pracy, zastanówcie się jaką wodę i żywność
wam sprzedają, w jakich warunkach was leczą. I pomyślcie na jakim
poziomie są wykonywane postanowienia ustawy z dnia 14 marca 1985 r. o
Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Art. 1 tej ustawy głosi co następuje:
Państwowa Inspekcja Sanitarna jest powołana do realizacji zadań z
zakresu zdrowia publicznego, w szczególności poprzez sprawowanie
nadzoru nad warunkami:
1) higieny środowiska,
2) higieny pracy w zakładach pracy,
3) higieny radiacyjnej,
4) higieny procesów nauczania i wychowania,
5) higieny wypoczynku i rekreacji,
6) zdrowotnymi żywności, żywienia i przedmiotów użytku,
7) higieniczno-sanitarnymi, jakie powinien spełniać personel medyczny,
sprzęt oraz pomieszczenia, w których są udzielane świadczenia zdrowotne
- w celu ochrony zdrowia ludzkiego przed niekorzystnym wpływem
szkodliwości i uciążliwości środowiskowych, zapobiegania powstawaniu
chorób, w tym chorób zakaźnych i zawodowych.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 13 marca 2009
Szczęść Boże!
Fałszywa trawa zagraża zdrowiu i środowisku.
Do najbardziej niebezpiecznych domieszek sztucznej trawy należy ołów.
W czerwcu 2008r. władze sanitarne Stanów Zjednoczonych wydały zalecenia
w sprawie badania sztucznej trawy i ograniczania potencjalnego
narażenia na ołów.
Podniesiony alarm uwzględniał konieczność badania plastiku, w którym
widać ubytki, odbarwienia, połamania i pył. W przypadku stwierdzenia,
że pył sztucznej trawy zawiera więcej ołowiu niż 400 części na milion,
czyli 400 mg/kg, nie wolno do boiska ze sztuczną trawą dopuszczać
dzieci poniżej sześciu lat. Sztuczną murawę wykazującą cechy zużycia i
pylenia należy wymienić przy najbliższej nadarzającej się sposobności.
U dzieci należy prowadzić badania krwi na poziom ołowiu.
Oto ogólne zalecenia władz sanitarnych USA w sprawie korzystania z powierzchni pokrytych sztuczną trawą:
1. Zarządcy powierzchni pokrytych sztuczną trawą powinni podjąć
czynności zmniejszające pylenie polegające na zmywaniu tych powierzchni
wodą przed korzystaniem i po korzystaniu z boiska.
2. Aby zabezpieczyć ludzi, zwłaszcza małe dzieci, należy postawić tablice ogłoszeniowe informujące, że:
a. po zakończeniu gry na boisku jej uczestników należy nakłonić do
intensywnego mycia rąk i całego ciała przez co najmniej 20 sekund, przy
użyciu mydła i ciepłej wody
b. ubrania używane na boisku należy zdjąć i obrócić zewnętrzną stroną
do środka jak tylko to możliwe po zakończeniu korzystania z boiska, aby
uniknąć zawleczenia pyłu do innych miejsc. Jeżeli nie ma możliwości
zdjęcia ubrań, w samochodzie należy usiąść na dużym ręczniku lub kocu.
Tak używane ręczniki i koce należy prać oddzielnie a buty używane na
boiskach ze sztuczną trawą należy trzymać na zewnątrz domu.
c. Nie wolno pozwolić na jedzenie na boiskach pokrytych sztuczną murawą
d. Należy unikać skażenia pojemników na napoje pyłem i włóknami
pochodzącymi z boiska. Kiedy się z nich nie pije, należy je zamknąć i
trzymać w torbie, chłodziarce, lub w innym zamkniętym pojemniku na
poboczu boiska.
Objawy zatrucia ołowiem są bardzo liczne. Ołów może uszkodzić wiele
różnych narządów. Narażenie na nawet niewielkie dawki ołowiu może po
pewnym czasie doprowadzić do uszkodzenia rozwoju umysłowego dzieci. Im
wyższy poziom ołowiu we krwi, tym bardziej poważne problemy ze
zdrowiem, takie jak:
- obniżony iloraz inteligencji IQ
- opóźnienie rozwoju
- zaburzenia słuchu
- zaburzenia zachowania i trudności skupienia uwagi
- trudności w szkole
- uszkodzenie nerek
Do objawów zatrucia ołowiem należy:
- drażliwość
- zachowanie agresywne
- brak apetytu i energii
- zaburzenia snu
- bóle głowy
- obniżenie czucia
- utrata postępów rozwojowych
- niedokrwistość
- zaparcia
Wyższe dawki ołowiu powodują bóle i kurcze brzucha, jeszcze wyższe – wymioty osłabienie mięśniowe, drgawki i śpiączkę.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 20 marca 2009
Szczęść Boże!
Propaganda i reklama odbierają ludziom rozum.
Sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i bezwzględnie szkodliwe decyzje
podjęte pod wpływem propagandy i reklamy mogą przynieść gorzkie owoce
wkrótce po ich podjęciu, albo też po kilku, kilkudziesięciu latach,
kiedy to będzie o wiele za późno, aby przeciwdziałać skutkom własnej
głupoty.
Najczęściej jest już za późno, bowiem wyjątkowo spada ludziom z nieba
ujawnienie na czas prawdziwych przyczyn likwidacji podstawowej gałęzi
narodowego przemysłu, zniszczonej pod fałszywym pretekstem tylko po to,
aby ktoś zarobił na zamieszaniu wokół zatrudnienia tysięcy ludzi
wyrzuconych na bruk.
Za każdą formę propagandy i reklamy ktoś płaci jej wykonawcom –
politykom za uchwały parlamentarne i samorządowe, urzędnikom za decyzje
i oświadczenia, ekspertom za opinie, naukowcom za dorobek i wreszcie
dziennikarzom za nagłaśnianie lub przemilczanie czego tam trzeba. Po
osiągnięciu zamierzonego celu zyski i tak do potęgi przewyższą koszty
zatrudnienia rozmaitych zleceniobiorców – marionetek składających się
na sukces udanego projektu.
Zleceniodawcy też bywają rozmaici. A to drobni przedsiębiorcy
korzystający z platformy obywatelskiej wiary w cuda na zamówienie jak z
wytrycha do państwowego skarbca, a to władze obcego państwa po raz
kolejny w ciągu 90 lat stające w obronie pokrzywdzonych ziomków, a to
wielkie korporacje, dla których wynajęcie prezydentów państw, w tym
wielkiego mocarstwa, wszystkich tych komisarzy, premierów, ministrów
jest równie łatwe jak ściągnięcie chóru stu profesorów na posiedzenie
komisji w naszym parlamencie.
Skutki puszczonej w ruch machiny propagandowo-reklamowej są jednak nieprzewidywalne i daleko wykraczają poza zamierzony cel.
Bagatelizowanie nieodwracalnych zagrożeń zdrowia ludzi i środowiska
przez akwizytorów opatentowanych produktów zawierających organizmy
genetycznie modyfikowane lub powstałych przy udziale gmo, doprowadziło
do utraty rozsądku i rozplenienia się pokątnych laboratoriów inżynierii
genetycznej, gdzie dosłownie w garażu, czy mieszkaniu ludzie sobie
tworzą organizmy genetycznie modyfikowane własnego chowu. Coraz tańsze
i w coraz większym wyborze komponenty są łatwo dostępne przez internet
dla wszystkich zainteresowanych.
Jak słychać, Polska jest zagłębiem amfetaminy na całą Europę, być może
więc jakiś przekonany przez entuzjastów gmo zawodowiec, a nawet amator,
podejmie próby stworzenia organizmu genetycznie modyfikowanego dającego
produkt jeszcze bardziej dochodowy niż narkotyk i jeszcze bardziej
przerażający okropieństwem swojego działania. A nadto zdolnego do
niezamierzonego uwolnienia się do środowiska, nawet wbrew woli jego
wytwórcy. Uwadze wszystkich – profesjonalistów i amatorów, ich
współpracowników i sąsiadów, a zwłaszcza rozlicznych służb nadzoru i
kontroli, należy więc polecić zapoznanie się z Rozporządzeniem Ministra
Zdrowia z dnia 29 lutego 2008 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie
szkodliwych czynników biologicznych dla zdrowia w środowisku pracy oraz
ochrony zdrowia pracowników zawodowo narażonych na te czynniki.
Aktualne brzmienie przepisu jest następujące:
“§ 2. 1. Szkodliwe czynniki biologiczne mogące być przyczyną zakażenia, alergii lub zatrucia obejmują:
1) drobnoustroje komórkowe, w tym zmodyfikowane genetycznie;
2) jednostki bezkomórkowe zdolne do replikacji lub przenoszenia materiału genetycznego, w tym zmodyfikowane genetycznie;
3) hodowle komórkowe;
4) pasożyty wewnętrzne człowieka.
2. Klasyfikacja i wykaz szkodliwych czynników biologicznych są określone w załączniku nr 1 do rozporządzenia.”;
§ 4 ust. 3 otrzymał brzmienie:
“3. Jeżeli w środowisku pracy występują mikroorganizmy genetycznie
zmodyfikowane, co do których istnieje podejrzenie, że mogą wykazywać
właściwości chorobotwórcze, pracodawca, w zakresie swojej właściwości,
zapewnia warunki określone w przepisach ustawy z dnia 22 czerwca 2001
r. o organizmach genetycznie zmodyfikowanych”
§ 8 w ust. 1 zawiera wprowadzenie:
“Informację dotyczącą użycia szkodliwego czynnika biologicznego w
celach naukowo-badawczych, diagnostycznych lub przemysłowych pracodawca
przekazuje właściwemu inspektorowi sanitarnemu:”.
§ 2. Pracodawca, który użył, w celach diagnostycznych, szkodliwego
czynnika biologicznego, zakwalifikowanego do grupy 2-4 zagrożenia,
przed dniem wejścia w życie niniejszego rozporządzenia, przekaże
właściwemu inspektorowi sanitarnemu, w terminie 30 dni od dnia wejścia
w życie niniejszego rozporządzenia, informację o tym fakcie.”
Wspomniane grupy zagrożenia wynikają z prawnej klasyfikacji szkodliwych czynników biologicznych:
Grupa 1 zagrożenia: czynniki, przez które wywołanie chorób u ludzi jest mało prawdopodobne.
Grupa 2 zagrożenia: czynniki, które mogą wywoływać choroby u ludzi,
mogą być niebezpieczne dla pracowników, ale rozprzestrzenienie ich w
populacji ludzkiej jest mało prawdopodobne. Zazwyczaj istnieją w
stosunku do nich skuteczne metody profilaktyki lub leczenia.
Grupa 3 zagrożenia: czynniki, które mogą wywoływać u ludzi ciężkie
choroby, są niebezpieczne dla pracowników, a rozprzestrzenienie ich w
populacji ludzkiej jest bardzo prawdopodobne. Zazwyczaj istnieją w
stosunku do nich skuteczne metody profilaktyki lub leczenia.
Grupa 4 zagrożenia: czynniki, które wywołują u ludzi ciężkie choroby,
są niebezpieczne dla pracowników, a rozprzestrzenienie czynników w
populacji ludzkiej jest bardzo prawdopodobne. Zazwyczaj nie istnieją w
stosunku do nich skuteczne metody profilaktyki lub leczenia.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 27 marca 2009
Szczęść Boże!
Rzecznik interesu narodowego polskiego potrzebny jest od zaraz.
Każdy w swojej dziedzinie specjalności mógłby – gdyby chciał – być takim rzecznikiem.
Jednak w żadnym razie rzecznik interesu narodowego polskiego nie
powinien być w jakikolwiek sposób związany z dominującą partią
polityczną lub jej przybudówką, n. p. pod postacią centrali związkowej,
na tyle potulnej, aby jej oficjele mogli występować na wspólnej
scenie teatru politycznej poprawności. Co potrafią obecni i byli
luminarze establishmentu, wiemy już niemało, a w miarę ożywienia
partyjnej walki, choćby o stołki w eurokołchozie, dowiemy się
jeszcze więcej. W swoim podstawowym wymiarze walka ta jest po prostu
kopią walki coca-coli z pepsi-colą. Pozorowany konflikt budzi
zainteresowanie całym asortymentem oferty rynkowych gigantów i
niszczy przy tym B-brandy. Wojowanie o pietruszkę odwraca też uwagę od
rzeczywistych problemów. Cel niby ten sam: zysk za wszelką cenę. A
jednak z małymi wyjątkami koncerny napojowe nie udają zbawców
ludzkości, co najwyżej pojawiają się na liście ukochanych sponsorów
organizacji pozarządowych, w tym ekologicznych, ślepych raz na jedno,
raz na drugie oko.
A jednak koncerny płacą mediom i partiom za reklamę, promocję i
lobbowanie swoich interesów. Tymczasem politycy, mając gęby pełne
frazesów, nie wykorzystują oddanych im przez naród narzędzi chronienia
i rozwijania wspólnego dobra, za wysokie apanaże i rozległe przywileje
co najwyżej wygłupiają się jak dzieci w przedszkolu, opowiadają
facecje, stroją miny do kamery, to się naburmuszą, to spiorunują
wzrokiem, to krzywo uśmiechną. Czy to jest poważne traktowanie
wyborców? Mnie osobiście obraża błazeńska forma narracji, którą
posługuje się wielu polityków niewyżytych w kabarecie. To jasne, że
błazenada pod publiczkę jest ich sposobem zdobycia popularności, ale i
oczywiste, że tak się zachowując, pokazują co naprawdę myślą o poziomie
umysłowym wyborców i jak gardzą majestatem Rzeczypospolitej.
Jeszcze do tego jeden z drugim potrafi powiedzieć, że najważniejsza
jest popularność i daje do zrozumienia, że nikt nie przebije jego
popularności, bo to on ma wpływy w takich czy innych środkach masowego
przekazu. Ma bo je zawłaszczył, albo wyłudził, aby nie dopuścić do
głosu konkurencji i jej poglądów niebezpiecznych dla rządzącej kasty.
Każdy zawsze powie: “dajcie mi święty spokój, nie chcę słyszeć o
żadnych problemach, ta czy ten poseł, senator, minister, czy jeszcze
inny prominent, to sympatyczna postać, ma poczucie humoru, nie marudzi
i ładnie mówi.”
I z takimi opiniami na temat polityków dotarliśmy do obecnego etapu likwidacji Polski.
Dla zwycięzców skryty i wyjątkowo skuteczny Blitzkrieg to okazja to
podziału niebywałych dzisiejszym świecie trafiejnych łupów. Ci mogą
spokojnie eksploatować odbierane Polakom przebogate zasoby naturalne. A
i najemnikom należy się premia za dobrze wykonaną brudną robotę.
Podobno w Polsce są trudności z zakupem sztabek złota. Wszystkie
zostały już wykupione.
Jest też druga strona tej wojny. To przegrani, którym wkrótce na
minimum przeżycia nie postanie nic innego jak sprzedaż własnej nerki.
Oczywiście sprzedaż nielegalna. Kto jednak stwierdzi legalność bądź
nielegalność działalności gospodarczej, w ramach której pod dowolnym
szyldem można poza wszelką kontrolą robić co się chce?
W grudniu ubiegłego roku sejm jednomyślnie uchwalił, a w styczniu
bieżącego roku prezydent podpisał, nowelizację ustawy z dnia 2 lipca
2004 r. o swobodzie działalności gospodarczej. Działalnością
gospodarczą jest zarobkowa działalność wytwórcza, budowlana, handlowa,
usługowa oraz poszukiwanie, rozpoznawanie i wydobywanie kopalin ze
złóż, a także działalność zawodowa, wykonywana w sposób
zorganizowany i ciągły. Zgodnie z nowym prawem, które weszło w życie w
marcu 2009 r. organy kontroli zawiadamiają przedsiębiorcę o zamiarze
wszczęcia kontroli. Kontrolę wszczyna się nie wcześniej niż po upływie
7 dni i nie później niż przed upływem 30 dni od dnia doręczenia
zawiadomienia o zamiarze wszczęcia kontroli. Zawiadomienia o zamiarze
wszczęcia kontroli nie dokonuje się, w przypadku zaistnienia
wymienionych w znowelizowanej ustawie okoliczności, z których dwie
odnoszą się szczególnie do działań na rzecz zdrowia publicznego
wykonywanych przez Państwową Inspekcję Sanitarną, a więc gdy:
1) kontrola ma zostać przeprowadzona na podstawie bezpośrednio
stosowanych przepisów powszechnie obowiązującego prawa wspólnotowego
albo na podstawie ratyfikowanej umowy międzynarodowej;
5) przeprowadzenie kontroli jest uzasadnione bezpośrednim zagrożeniem życia, zdrowia lub środowiska naturalnego;
Oczywiście, aby stwierdzić czy działalność gospodarcza powoduje
bezpośrednie zagrożenie życia, zdrowia lub środowiska naturalnego
należy kontrolę przeprowadzić zanim jest już za późno i nie czekać, aż
powiadomiony o terminie kontroli przedsiębiorca zwinie niebezpieczny
interes i zatrze wszelkie jego ślady, mając do dyspozycji co najmniej
tydzień. Przynależność do partyjnej szajki, czy lokalnego układu
pozwala przedsiębiorcom unikać kontroli w nieskończoność. Według nowego
prawa, jeżeli kontrola nie zostanie wszczęta w terminie 30 dni od dnia
doręczenia zawiadomienia, wszczęcie kontroli wymaga ponownego
zawiadomienia.
Po latach anemizacji i paraliżowania Państwowej Inspekcji Sanitarnej
grupa niezmiennie trzymająca władzę w mijającym dwudziestoleciu
osiągnęła sukces w postaci ostatecznego rozwiązania problemu będącego
solą w oku już w PRLu i definiowanego wtedy pod hasłem: “sanepid
przeszkadza”.
Rzecznik interesu narodowego polskiego potrzebny jest od zaraz.
Ktokolwiek zechce podjąć to zadanie w obszarze własnej specjalności,
musi zacząć od przeglądu obowiązującego prawa i zaproponować w nim
zmiany eliminujące zapisy sprzeczne z naszym interesem narodowym. Do
publikacji proponowanych zmian i dyskusji nad nimi można wykorzystać
najbardziej demokratyczny środek masowego komunikowania, jakim jest
internet i te media ogólnodostępne, na których Polacy nigdy się nie
zawiedli.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 3 kwietnia 2009
Szczęść Boże!
Męka i zmartwychwstanie to dar Boga dla Jego stworzenia.
Dar miłości. Dar miłosierdzia. Dar dobrowolny. Tym samym wynoszący
ponad wszystko miłość, miłosierdzie i wolność. Ale przecież nie bez
celu. Jak pisze dominikanin o. Marie-Joseph Le Guillou w książce SENS
NASZEGO ŻYCIA. MĘKA I ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA “Człowiek
poszukuje sensu życia. Jeśli celem jego pragnień i działań nie jest
Bóg, to zadowala się on doznawaniem krótkotrwałych przyjemności. Jednak
prędzej czy później każdy z nas zostaje poddany takim czy innym próbom
i wtedy na pewno zadaje sobie pytania o sens istnienia cierpienia, zła
i śmierci.”
Męka i zmartwychwstanie Syna Bożego to najważniejszy argument na rzecz
wolnego wyboru Dobra w toczącej się w sumieniu każdego człowieka walce
Dobra ze Złem. Siła tego argumentu jest tak wielka, że Zło podejmie
każdą próbę odwrócenia naszej uwagi od istoty rzeczy. Jak wilk w owczej
skórze zareklamuje się jako piewca miłości, miłosierdzia i wolności,
aby przy pierwszej nadarzającej się okazji wykazać się chorobliwą
nienawiścią, bezdusznością o cechach okrucieństwa i jawnie wrogim
stosunkiem do wolności. Uosobione Zło nienawidzi wolności, bowiem
stworzony na wzór i podobieństwo Pana Boga wolny człowiek znajdzie w
końcu cel swoich pragnień i działań. odrzuci krótkotrwałe przyjemności
i wybierze usosobione Dobro. Czy koniecznie jednak dopiero wtedy, kiedy
będzie poddany próbie cierpienia? Czy zdrowy rozsądek nie zachęci
młodych, zdrowych i bogatych do chwili refleksji? Zwłaszcza teraz,
kiedy wirtualny dom, który sobie budowali, ba, wieżowiec, w którym
pełnili rolę najemników od brudnej nieraz roboty, nagle zmienia się w
rumowisko. Nic dziwnego, bez fundamentu nie przetrwa żaden budynek.
Mając wielki kredyt do spłacenia zamiast domu i kolejkę w pośredniaku
zamiast pracy, może pójdą po rozum do głowy i wrócą z tej podróży z
przekonaniem, że warto spróbować czegoś nowego. Tym razem zaufać
systemowi zbudowanemu na skale. Część zlekceważy i to doświadczenie. Na
stronicach Starego i Nowego Testamentu, i historii czasów późniejszych,
człowiek nieustannie unosi się pychą, wyzywa Pana Boga na pojedynek,
mocuje się z Nim, wykrzykuje wrogość wobec Niego. Do czasu. O ile
zdąży, to zmieni poglądy, choćby najbardziej radykalnie formułowane i
realizowane. I o ile wyrazi skruchę, to zyska przebaczenie. Wolna wola
jest najbardziej Boskim pierwiastkiem człowieczeństwa. Jakże wobec tego
żałosne są próby ograniczenia wolności człowieka przez innego
człowieka. A jednak powtarzają się nieustannie, także w skali
państwowej i światowej. Prześladowanie religijne, ograniczanie
możliwości wypowiedzi, gwałt na niezależności akademickiej, brutalne
traktowanie osób o poglądach innych niż głosi narzucona przez władzę
doktryna, to wstęp do realnego totalitaryzmu. Nie inaczej był
wprowadzany we Włoszech faszyzm, w Niemczech – nazizm, a w krajach
zniewolonych przez Rosję Sowiecką – komunizm, socjalizm, ludowa
demokracja, czy jak to tam jeszcze nazywano. Po medialnych nagonkach,
po zaprowadzeniu prawnego porządku zgodnie z doraźnymi potrzebami
władzy, faszyści, komuniści, czy ich obecne – jeszcze niedookreślone –
odpowiedniki, przystępują do likwidacji ludzi uznanych za przeszkodę,
nazwanych wrogami i przeznaczonych do zgładzenia. Zwykle jednak mają za
sobą popierające ich masy, ogłupione propagandą i żądne krwi, tak
długo, jak długo nie dostrzegą, że jest to krew ich własna i ich
własnych dzieci. Inaczej jest w naszym kraju. Totalitaryzm wkracza bez
zabiegów o popularność. Trudno przecież piramidalne głupstwa głoszone
do kamer i mikrofonów uznać za jakiś program polityczny będący w stanie
zyskać poparcie dla ich głosicieli. Tym bardziej zadziwia fakt, że w
ojczyźnie Jana Pawła II, rozpoznawanego na całym świecie jako pielgrzym
niosący wolność wszystkim narodom, opór przeciwko coraz to bardziej
licznym przejawom totalitarnego zniewolenia, jest tak mizerny, tak
słaby, jakby za chwilę płomyk wolności miał zgasnąć…
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 17 kwietnia 2009
Szczęść Boże!
Na straży zdrowia i życia ludzi stoi armia inspektorów.
Anemizowanie, paraliżowanie i marginalizowanie roli wszelkich inspekcji
w Polsce to proces wieloletni, zapoczątkowany przed niemal dwudziestu
laty na fali sprzeciwu wobec struktur państwa wobec Rosji wasalnego i
jego funkcjonariuszy. Premier Mazowiecki i komunistyczni dygnitarze w
tzw. pierwszym rządzie solidarnościowym zadbali o zakonserwowanie
struktur i obsadzenie ich ludźmi sprawdzonymi co lojalności wobec junty
pozornie oddającej władzę. Dopiero trzy kolejne rządy – Bieleckiego,
Olszewskiego i Suchockiej pozwoliły zaistnieć skromnym przejawom myśli
o rzeczywistej odbudowie Państwa Polskiego jako wspólnego dobra
wszystkich Polaków. Niestety, pożytecznym inicjatywom nie dane było
przebić się przez wulgarne, bezczelne, rozbudowane w formie oszustwo,
zwane jednym słowem, za słownikiem języka polskiego, hucpą. Ot choćby
taką jak oferta talerza zupy rozdawanej z ministerialnego kotła w
zamian za pracę. Na przykład w pegeerze. Poprzez stały dostęp do
środków masowego przekazu minister od darmowej zupy do dziesiątego
pokolenia zagwarantował sobie cenioną markę w sprawach kulinarnych,
innym ministrom przypadł łup w postaci latyfundiów z ziemi
popegeerowskiej. A co z tysiącami rodzin z PGR-ów? Ile ofiar pochłonęło
nagłe wyrwanie ludziom źródła utrzymania innego niż wspomniany talerz
telewizyjnej zupy wsparty drobną zapomogą? Jaka część ofiar ówczesnego
bezwzględnego wdrażania doktryny wolnego rynku zapoczątkowała
dziedziczne wykluczenie społeczne? Dzisiaj, kiedy doktryny wolnego
rynku wypierają się jej autorzy i globalni animatorzy, doprowadzeni pod
jej sztandarem do nędzy ludzie płoną żywcem w domu typowym dla slumsów
– realnym pomniku mijającego dwudziestolecia. Oby obraz małych żywych
pochodni nie dał zasnąć budowniczym III RP. A przecież to dopiero
początek. Bez pracy, bez możliwości opłacenia rosnących kosztów
utrzymania, łatwo trafić do domu socjalnego, do getta dla nie dających
sobie rady.
Dla wyciszenia sprzeciwu wobec bezprawia dość wcześnie zabrano się do
demontażu kolejnych filarów systemu bezpieczeństwa obywateli we własnym
państwie. A to z zemsty za zgodne z prawem i interesem publicznym
czynności inspektorów, a to z obawy o torpedowanie interesów
politycznych i finansowych partii i partyjniaków aktualnie sprawujących
władzę przystąpiono od krojenia inspekcji i inspektorów na aktualną,
wygodną władzy modłę. Poprzez zmiany w prawie i obsadzanie decyzyjnych
stanowisk ludźmi zupełnie przypadkowymi większość inspekcji stojących
na straży zdrowia i życia milionów doprowadzono do poziomu
kompromitującego nasze państwo na tle Europy. Zaprzepaszczono narodowe
tradycje służby publicznej, zamiast zachować to, co cenne z pragmatyki
zawodowej służb nadzoru i kontroli, ich państwowotwórcze znaczenie,
szczery patriotyzm i humanitaryzm zakorzeniony w filozofii polskiego
pozytywizmu i heroizmu.
Z oczywistych powodów najstarsza i najbardziej rozbudowana służba
nadzoru i kontroli była w dziejach ludzkości związana z działalnością
przeciwepidemiczną, stąd i przyjęty sposób postępowania inspekcyjnego
winien zawsze odnosić się do złotego wzorca, jakim jest w naszych
warunkach ustawa o Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Odrzuciwszy śmieci
i buble prawne zniekształcające ducha tej ustawy, jak choćby dorobek
rządów Buzka i Tuska, należy ustawę o Państwowej Inspekcji Sanitarnej
uznać za pierwszą wymagającą analizy co do wypełnienia jej postanowień
w sytuacjach poszukiwania winnych zaniedbań, które zagrażają zdrowiu i
życiu ludzi.
Do obiektów budowlanych odnosi się kilka artykułów ustawy Państwowej Inspekcji Sanitarnej.
Art. 3. Do zakresu działania Państwowej Inspekcji Sanitarnej w
dziedzinie zapobiegawczego nadzoru sanitarnego należy w szczególności
uzgadnianie dokumentacji projektowej pod względem wymagań higienicznych
i zdrowotnych dotyczących budowy oraz zmiany sposobu użytkowania
obiektów budowlanych,
Art. 23. Państwowy inspektor sanitarny jest uprawniony do kontroli
zgodności budowanych obiektów z wymaganiami higienicznymi i
zdrowotnymi, określonymi w obowiązujących przepisach. Stwierdzone w
toku kontroli nieprawidłowości są wpisywane do dziennika budowy, z
wyznaczeniem terminu ich usunięcia.
Art. 25. Państwowy inspektor sanitarny w związku z wykonywaną kontrolą ma prawo
1) wstępu na terenie miast i wsi do obiektów użyteczności publicznej, obiektów będących w trakcie budowy;
2) żądania pisemnych lub ustnych informacji oraz wzywania i przesłuchiwania osób,
3) żądania okazania dokumentów i udostępniania wszelkich danych,
4) pobierania próbek do badań laboratoryjnych.
Art. 26. Państwowy inspektor sanitarny ma prawo wstępu do mieszkań w
razie podejrzenia lub stwierdzenia choroby zakaźnej, zagrożenia zdrowia
czynnikami środowiskowymi,
Art. 27. W razie stwierdzenia naruszenia wymagań higienicznych i
zdrowotnych, państwowy inspektor sanitarny nakazuje, w drodze decyzji,
usunięcie w ustalonym terminie stwierdzonych uchybień. Jeżeli
naruszenie wymagań, o których mowa w ust. 1, spowodowało bezpośrednie
zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, państwowy inspektor sanitarny
nakazuje zamknięcie obiektu użyteczności publicznej decyzje w tych
sprawach podlegają natychmiastowemu wykonaniu.
Art. 28. Państwowemu inspektorowi sanitarnemu przysługuje prawo
zgłoszenia sprzeciwu przeciwko uruchomieniu wybudowanego lub
przebudowanego obiektu budowlanego – jeżeli w toku wykonywanych
czynności stwierdzi, że z powodu nieuwzględnienia wymagań higienicznych
i zdrowotnych określonych w obowiązujących przepisach mogłoby nastąpić
zagrożenie życia lub zdrowia ludzi. Zgłoszenie sprzeciwu wstrzymuje
dalsze działania w tych sprawach, do czasu wydania decyzji przez
państwowego inspektora sanitarnego wyższego stopnia. (Art. 29.) W tych
wypadkach państwowi inspektorzy sanitarni są uprawnieni do
zabezpieczenia pomieszczeń. Do postępowania zabezpieczającego stosuje
się przepisy ustawy z dnia 17 czerwca 1966 r. o postępowaniu
egzekucyjnym w administracji, o ile przepisy szczególne nie stanowią
inaczej.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 24 kwietnia 2009
Szczęść Boże!
Anteny telefonii komórkowej i linie wysokiego napięcia zagrażają zdrowiu mieszkańców.
W jałowych i niekończących się dyskusjach z decydentami sami mieszkańcy
są zmuszeni wypełniać rolę organów Państwowej Inspekcji Sanitarnej,
która zgodnie z obowiązującym prawem jest powołana do realizacji zadań
z zakresu zdrowia publicznego, w szczególności poprzez sprawowanie
nadzoru nad warunkami higieny radiacyjnej w celu ochrony zdrowia
ludzkiego przed niekorzystnym wpływem szkodliwości i uciążliwości
środowiskowych.
Do dotychczasowej ewidencji epidemiologicznej, która musi wreszcie
znaleźć zrozumienie w naszym kraju, trzeba dołączyć ważny argument
natury politycznej. Jest nim Rezolucja Parlamentu Europejskiego z dnia
2 kwietnia 2009 r. w sprawie obaw dotyczących wpływu pól
elektromagnetycznych na zdrowie.
Zachęcając do zapoznania się z pełnym tekstem rezolucji, pozwolę sobie przytoczyć kilka jej fragmentów.
Parlament Europejski,
A. mając na uwadze, że pola elektromagnetyczne występują w przyrodzie,
a zatem zawsze istniały na Ziemi; jednak w ostatnich dziesięcioleciach
narażenie środowiskowe na źródła pól elektromagnetycznych wytworzone
przez człowieka systematycznie wzrastało ze względu na zapotrzebowanie
na energię elektryczną, coraz bardziej zaawansowane technologie
bezprzewodowe i zmiany zachodzące w organizacji społeczeństwa; oznacza
to, że obecnie każdy obywatel zarówno w domu, jak i w pracy narażony
jest na działanie złożonej kombinacji pół elektrycznych i magnetycznych
o różnych częstotliwościach,
B. mając na uwadze, że urządzenia bezprzewodowe (telefony komórkowe,
urządzenia WiFi, Wimax, Bluetooth, telefony bezprzewodowe DECT ze
stacjami bazowymi) emitują pola elektromagnetyczne, które mogą mieć
szkodliwe skutki dla zdrowia ludzi,
C. mając na uwadze, że większość obywateli europejskich, zwłaszcza
ludzi młodych w wieku od 10 do 20 lat, korzysta z użytkowego,
funkcjonalnego i modnego przedmiotu, jakim jest telefon komórkowy, a
także mając na uwadze, że nadal występuje niepewność co do płynących
stąd potencjalnych zagrożeń dla zdrowia, szczególnie w przypadku osób
młodych, których mózg nadal się rozwija,
H. mając jednak na uwadze, że wszyscy wydają się zgodni co do
niektórych kwestii, zwłaszcza co do zmienności reakcji poszczególnych
osób na narażenie na mikrofale, co do konieczności priorytetowego
przeprowadzenia testów narażenia w skali rzeczywistej w celu dokonania
oceny innych niż cieplne skutków działania pól o częstotliwościach
radiowych oraz co do szczególnej wrażliwości dzieci na narażenie na
pola elektromagnetyczne ,
2. wzywa do szczególnego uwzględnienia skutków biologicznych przy
dokonywaniu oceny potencjalnego wpływu promieniowania
elektromagnetycznego na zdrowie ludzkie, zwłaszcza że według niektórych
badań najbardziej szkodliwe skutki występują przy najniższych poziomach
promieniowania; wzywa do aktywnego prowadzenia badań w celu
przeciwdziałania potencjalnym problemom zdrowotnym poprzez opracowanie
rozwiązań pozwalających wyeliminować lub ograniczyć pulsowanie i
modulację amplitudy częstotliwości wykorzystywanych do transmisji;
4. zauważa, że zarówno podmioty z branży, jak i odpowiednie podmioty
zarządzające infrastrukturą i właściwe organy już teraz mogą
oddziaływać na pewne czynniki, np. wprowadzając przepisy dotyczące
odległości między danym miejscem a przekaźnikami czy też wysokości
danego miejsca n.p.m. w stosunku do wysokości stacji bazowej n.p.m.
oraz ukierunkowania anteny nadawczej w stosunku do miejsc, w których
przebywają ludzie, czyniąc to w oczywistej trosce o uspokojenie i o
lepszą ochronę osób mieszkających w pobliżu tego rodzaju urządzeń;
wzywa do optymalnego rozmieszczania masztów i przekaźników, a także do
wspólnego korzystania z masztów i przekaźników umiejscowionych przez
dostawców, tak by ograniczyć liczbę nieodpowiednio zlokalizowanych
masztów i przekaźników; wzywa Komisję i państwa członkowskie do
opracowania odpowiednich wytycznych;
5. zachęca państwa członkowskie oraz władze lokalne i regionalne do
utworzenia punktu kompleksowej obsługi wydającego pozwolenia na montaż
anten i przekaźników oraz do uwzględnienia w planach zagospodarowania
przestrzennego regionalnego planu rozmieszczania anten;
6. apeluje do organów odpowiedzialnych za wydawanie pozwoleń na montaż
anten telefonii komórkowej o uzgodnienie z operatorami z branży kwestii
wspólnego korzystania z infrastruktury w celu ograniczenia liczby anten
oraz narażenia ludności na pola elektromagnetyczne;
8. uważa, że – wobec mnożących się przypadków kierowania spraw do sądu,
a nawet przyjmowania przez władze publiczne środków w rodzaju
moratorium na montowanie nowych urządzeń przekaźnikowych wytwarzających
pola elektromagnetyczne – w powszechnym interesie leży sprzyjanie
rozwiązaniom opierającym się na dialogu między podmiotami z branży,
władzami publicznymi, władzami wojskowymi i stowarzyszeniami
mieszkańców na temat kryteriów instalacji nowych anten telefonii
komórkowej lub linii wysokiego napięcia i dbanie przynajmniej o to, by
szkoły, żłobki, domy spokojnej starości i budynki służby zdrowia
znalazły się w określonej zgodnie z kryteriami naukowymi odległości od
tego rodzaju infrastruktury;
9. wzywa państwa członkowskie, by wraz z operatorami z branży
udostępniły społeczeństwu mapy przedstawiające narażenie na linie
wysokiego napięcia, częstotliwości radiowe i mikrofale, zwłaszcza
generowane przez maszty telekomunikacyjne, przekaźniki radiowe i anteny
telefoniczne; wzywa do umieszczenia tych informacji na stronie
internetowej, tak aby opinia publiczna mogła z łatwością się z nimi
zapoznać, oraz do ich rozpowszechnienia w mediach;
10. proponuje, by Komisja rozważyła możliwość wykorzystania funduszy
przeznaczonych na transeuropejskie sieci energetyczne do zbadania
skutków pól elektromagnetycznych o bardzo niskich częstotliwościach,
zwłaszcza w liniach elektroenergetycznych;
11. zwraca się do Komisji, by w czasie nadchodzącej kadencji
(2009-2014) zainicjowała ambitny program poświęcony kompatybilności
elektromagnetycznej między falami tworzonymi sztucznie a falami
emitowanymi naturalnie przez żywy organizm ludzki, co pozwoli
stwierdzić docelowo, czy mikrofale mają niepożądany wpływ na zdrowie
ludzi;
14. ubolewa, że w wyniku systematycznego odkładania od 2006 r. wciąż
nie opublikowano wniosków z międzynarodowego badania epidemiologicznego
Interphone, którego celem jest stwierdzenie, czy istnieje związek
między korzystaniem z telefonu komórkowego a niektórymi rodzajami raka,
zwłaszcza guzami mózgu, nerwu słuchowego i ślinianki przyusznej;
15. podkreśla w tym kontekście apel o ostrożność skierowany przez
koordynatorkę badania Interphone Elisabeth Cardis, która na podstawie
obecnej wiedzy zaleca dzieciom racjonalne korzystanie z telefonu
komórkowego i preferowanie telefonu stacjonarnego;
17. sugeruje również Komisji, by w trosce o skuteczność polityczną i
budżetową przeniosła część wspólnotowych środków finansowych z badań
nad polami elektromagnetycznymi na szeroko zakrojoną kampanię
uświadamiającą skierowaną do młodych Europejczyków, a dotyczącą dobrych
praktyk w zakresie użytkowania telefonu komórkowego, np. korzystania z
zestawów słuchawkowych, nieprzedłużania rozmów, wyłączania telefonów w
czasie, kiedy nie są używane (np. podczas lekcji), i korzystania z
telefonów w miejscach dobrego odbioru sygnału;
20. proponuje uzupełnienie mandatu Europejskiej Grupy ds. Etyki w Nauce
i Nowych Technologiach o zadanie oceny uczciwości naukowej, by pomóc
Komisji zapobiec ewentualnym sytuacjom stanowiącym zagrożenie,
konfliktom interesów, a nawet oszustwom, które mogłyby wystąpić w
sytuacji wzmożonej obecnie konkurencji wśród naukowców;
23. potępia niektóre kampanie marketingowe operatorów telefonicznych,
szczególnie agresywne w okresie świątecznym przed końcem roku i podczas
innych specjalnych okazji, np. sprzedaż telefonów komórkowych
przeznaczonych wyłącznie dla dzieci czy też skierowane do nastolatków
oferty abonamentów z “darmowymi minutami”;
24. proponuje, by UE włączyła do swojej polityki jakości powietrza w
pomieszczeniach badanie dotyczące bezprzewodowych urządzeń domowych,
np. urządzeń WiFi zapewniających dostęp do Internetu i telefonów
pracujących w standardzie DECT, które upowszechniły się w ostatnich
latach w miejscach publicznych i mieszkaniach, narażając obywateli na
stałą emisję mikrofal;
27. jest żywo poruszony faktem, że towarzystwa ubezpieczeniowe dążą do
wykluczenia zagrożeń związanych z polami elektromagnetycznymi z polis
ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej, co wyraźnie dowodzie, że
europejscy ubezpieczyciele już stosują własną wersję zasady ostrożności;
28. wzywa państwa członkowskie do pójścia za przykładem Szwecji i
uznania osób cierpiących na nadwrażliwość elektromagnetyczną za osoby
niepełnosprawne w celu zapewnienia im odpowiedniej ochrony i równych
szans.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 8 maja 2009
Szczęść Boże!
Grypa A H1N1 czy zwykłe przeziębienie?
Mariodajnej i wiarygodnej odpowiedzi udzieli laboratorium wymienione w
wykazie Światowej Organizacji Zdrowia 5 May 2009 (Revision 3) po raz
pierwszy opublikowanym w dniu 2 maja 2009r. i aktualizowanym 7 maja b
r. (rewizja 4) po południu czasu polskiego.
Dokument nosi tytuł “Państwa będące w stanie wykonać PCR w celu
rozpoznania zakażenia wirusem grypy A (H1N1) u ludzi. (Countries able
to perform PCR to diagnose influenza A (H1N1) virus infection in
humans) i można w nim znaleźć wiele mniej lub bardziej zamożnych krajów
świata, w tym tak dotkniętych nieszczęściem, jak afrykańska Rwanda, a
nawet Polska, którą dopisano do wykazu w czwartek po południu.
Diagnostyka laboratoryjna to podstawowy warunek oceny sytuacji
epidemiologicznej i obok logicznego rozumowania składa się na
racjonalne uzasadnienie postępowania przeciwepidemicznego. Amerykańskie
Ośrodki Zwalczania Chorób (Centers for Diseases Control – CDC)
opracowały efektywną metodę analityczną o nazwie reakcja łańcuchowa
polimerazy DNA z analizą ilości produktu w czasie rzeczywistym (ang.
real-time PCR), przeznaczoną do wykrywania nowego wirusa A H1N1, a
Światowa Organizacja Zdrowia 2. maja br. udzieliła zainteresowanym
stronom instrukcji jak otrzymać z CDC zestawy diagnostyczne zawierające
stosowne primery. Do sposobu pobierania próbek, materiałów dozwolonych
przy pobieraniu wymazów odnoszą się szczegółowe instrukcje, nie poleca
się na przykład wacików na drewnianych szpatułkach, które należy
zastąpić poliestrem osadzonym na aluminium. To samo dotyczy transportu
próbek na suchym lodzie w odpowiednim pojemniku. Błędy popełnione
podczas pobierania i transportu materiału do badania nie pozwalają
odróżnić chorobę tak obecnie nagłośnioną jak grypa A H1N1 od zwykłego
przeziębienia. Według danych amerykańskich u każdego dziecka zwykłe
przeziębienie występuje od sześciu do dziesięciu razy w ciągu roku, u
dorosłych od dwóch do czterech razy w ciągu roku, rzadziej po
sześćdziesiątce, co łącznie składa się na ponad miliard zachorowań w
samych Stanach Zjednoczonych.
Tymczasem do godz. 9 rano 7 maja 2009r. z całego świata zgłoszono
do rejestrów Światowej Organizacji Zdrowia 2099 laboratoryjnie
potwierdzonych przypadków zachorowania na grypę A H1N1 z 23 krajów
świata, w tym 12 europejskich, ale Polska w tym zestawieniu nie
występuje. Z 2099 potwierdzonych laboratoryjnie przypadków 1112
zgłoszono z Meksyku, 642 ze Stanów Zjednoczonych. Łącznie ze wszystkich
państw świata zgłoszono 44 zgony na grypę A H1N1 potwierdzoną
laboratoryjnie, z tego w Meksyku – 42 i USA – 2.
Nowe światło na pochodzenie pandemii nowej grypy o zazwyczaj łagodnym
przebiegu i umiarkowanej zaraźliwości rzuca dobrze udokumentowany
raport wirusologiczny, którego autorem jest prof. Ji-Ming z Ośrodka
Epizoocjologicznego i Epidemiologicznego w Qingdao w Chinach. Oto
źródłem pandemii nowej grypy A H1N1 miałyby być niewykryte dotychczas
ogniska grypy świń w Ameryce Północnej. Z natury rzeczy jest to ślad
tyleż kontrowersyjny co ryzykowny dla przemysłu mięsnego w
szczególności opartego o fabryki wieprzowiny i niewątpliwie wymaga
starannej analizy pozbawionej stronniczości w rodzaju kampanii public
relations.
Podobnie rzecz się ma z niekontrolowanym i nieuzasadnionym stosowaniem
leku przeciwwirusowego o nazwie Tamiflu. Zapełnione po sufity magazyny
rządowe wielu krajów przygotowanych na zwalczanie mutanta grypy ptasiej
muszą być opróżnione, gdyż wirus ptasiej grypy zdążył się na ten lek
uodpornić a sam lek traci ważność. Tymczasem wskazania do stosowania
Tamiflu w nowej grypie A H1N1 są ściśle określone i uwzględniają, co
oczywiste, ryzyko działań nieporządanych.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 22 maja 2009
Szczęść Boże!
Bezpieczeństwo epidemiologiczne to minimum bezpieczeństwa państwa.
Żadna władza publiczna nie może uchylać się od obowiązku zapobiegania
epidemiom, zwalczania epidemii i łagodzenia skutków epidemii. Jedyne
logiczne wytłumaczenie zawinionych i pozornie niezawinionych zaniedbań
w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa epidemiologicznego konkretnej
ludności konkretnego państwa to realizacja planu eksterminacji tej
ludności.
Nie trzeba mieć złudzeń. To co dla eksterminowanych jest zbrodnią, dla
eksterminujących, ich najemników i wspólników to powód do dumy i
chwały. Za poprzedniej okupacji eksterminacją obywateli
Rzeczypospolitej Polskiej zajmowali się nie tylko Reichsdeutscher,
czyli obywatele Niemiec i Austrii, lecz także ogromna część spośród 2
milionów obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, którzy po 4. marca 1941r.
podpisali niemiecką listę narodowościową – Deutsche Volksliste ( DVL ).
Niemiecka lista narodowościowa wyróżnia następujące kategorie
Kategoria 1 – Volksdeutscher – osoby narodowości niemieckiej działające
na rzecz Niemiec już przed podbojem, zajmujące się dywersją,
paraliżowaniem Państwa Polskiego i przygotowujące listy proskrypcyjne,
czyli listy nazwisk współobywateli polskich z góry skazanych na zagładę
za lojalność w stosunku do ojczyzny i/lub choćby lepiej wykształconych
i bardziej energicznych.
Kategoria 2 – Deutschstaemmige – osoby przyznające się do narodowości
niemieckiej, posługujące się w domu językiem niemieckim, kultywujące
kulturę niemiecką, ale bez takich jak folksdojcze zasług dla
niemieckiego parcia na wschód, czyli Drang nach Osten
Kategoria 3 – Eingedeutschte – głównie Ślązacy i Kaszubi, którym w
razie odmowy podpisania folkslisty groziła zagłada za “zdradę rasy”,
stąd Rząd Polski na Uchodźctwie nakłaniał Polaków na Śląsku i Kaszubach
do podpisywania się pod niemieckimi urojeniami.
Kategoria 4 – Rueckgedeutschte – osoby narodowości polskiej uznane za
wartościowe rasowo, bo działające na rzecz Niemiec, nazywane przez
Polaków kolaborantami
Kategoria 5 Nicht Eindeutschungsfaehige – nie nadający się na Niemców i przeznaczeni na zagładę
Rasistowski system folkslisty jest produktem niemieckiej myśli
politycznej i dziełem państwa niemieckiego prowadzącego planową
eksterminację polskich obywateli w warunkach bezwzględnego terroru.
Cienie zamordowanych domagają się sprawiedliwego osądzenia zbrodniarzy
i takiego wyroku historii, który będzie przez nich na zawsze
zapamiętany. Niech inne państwa upomną się o swoich, jeżeli mają taką
wolę. Polska upomnieć się musi. Nie może stać oniemiała wobec
niebywałej buty winowajców zadeptujących ślady zbrodni.
Bezpieczeństwo epidemiologiczne obecnej Polski, państwa ludności
należącej dotychczas do kategorii 5 Nicht Eindeutschungsfaehige – nie
nadających się na Niemców i przeznaczonych na zagładę, ilustruje –
spośród wielu – najbardziej jaskrawy przykład zaniedbań w zakresie
zaopatrzenia chorych w podstawowe leki przeciwgruźlicze. Lekarze biją
na alarm i wtórują im media szczegółowo opisujące załamanie się
programu zapobiegania i zwalczania gruźlicy w Polsce z powodu
kardynalnych błędów zarządu resortu zdrowia.
Załącznik do ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz
zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi WYKAZ CHORÓB ZAKAŹNYCH w
poz. 17 wymienia gruźlicę, tym samym nakłada na organy Państwa
Polskiego liczne obowiązki związane z zapobieganiem i zwalczaniem tej
zarazy.
Art. 5. Ustawy z dnia 14 marca 1985 r. o Państwowej Inspekcji
Sanitarnej głosi, iż do zakresu działania Państwowej Inspekcji
Sanitarnej w dziedzinie zapobiegania i zwalczania chorób zakaźnych
należy m. in :
1) dokonywanie analiz i ocen epidemiologicznych,
2) opracowywanie programów i planów działalności zapobiegawczej i
przeciwepidemicznej, przekazywanie ich do realizacji zakładom opieki
zdrowotnej oraz kontrola realizacji tych programów i planów,
3) ustalanie zakresu i terminów szczepień ochronnych oraz sprawowanie nadzoru w tym zakresie,
4) wydawanie zarządzeń i decyzji lub występowanie do innych organów o
ich wydanie – w wypadkach określonych w przepisach o zwalczaniu chorób
zakaźnych.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 29 maja 2009
Szczęść Boże!
Fałszywa troska polityków o zdrowie publiczne to wróg numer jeden zdrowia i życia każdego z nas.
Ogłoszone z wielkim zadęciem kosztowne, a przy tym chybione programy
profilaktyczne oraz telewizyjne występy oficjeli sycących swoje głody
pychy i zarozumialstwa w żadnym razie nie zastąpią naukowo uzasadnionej
działalności władzy publicznej na rzecz najważniejszego z doczesnych
dóbr, jakim jest długie życie w zdrowiu.
Oczywiście dziedziną wiedzy uzasadniającą wydatkowanie pieniędzy
podatników na cele prozdrowotne nie jest ani wiedza o tym jak ukraść
pierwszy milion i nie dać się złapać, ani też jak skutecznie ogłupić
wyborców, aby ponownie wybrali swojego kata. Wielu wyborców nic tak
cieszy, jak przyjmowanie ciosów zadanych kochającą ręką zgodnie z
deklaracją “miłości”.
Wszelkie działania w zakresie zdrowia publicznego muszą być zgodne z
aktualnym poziomem wiedzy epidemiologicznej. Ta zaś – jak każda –
podlega weryfikacji w miarę pojawiania się nowych wyników badań. Badań
miarodajnych i wiarygodnych, nie zaś napisanych w gabinetach planistów
kampanii marketingowych z rozpisaniem na role w wykonaniu a to
profesorów, a to polityków, a to inspektorów, a to dziennikarzy. Czyli
tzw. niezależnych autorytetów. Niezależnych do chwili ujawnienia ich
powiązań ze zleceniodawcami. Powiązań finansowych i wszelkich innych,
bezpośrednich i pośrednich z zaangażowaniem familii, przyjaciół i
przyjaciółek, płatnych z góry i po wykonaniu zadania, a nawet z
płatnością odłożoną dla zatarcia śladów na kilka, kilkadziesiąt lat.
Walka o prawdę w zdrowiu publicznym wydaje się przegrana w skali
globalnej, a tym bardziej w Polsce, gdzie manipulacji i załganiu
podlega dosłownie wszystko w niemal każdej dziedzinie życia państwowego
i to w czasie rzeczywistym, nie wspominając o skrajnie przeciwnych
interpretacjach faktów sprzed roku, czy kilku dekad.
Za sir Franciszkiem Baconem, pionierem myśli naukowej z przełomu
XVI/XVII wieku, złudzenia, którym podlegają umysły ludzi w wieku XXI
należy nazwać idola mendacis, złudzenia kłamstwa. Wiadomo: incredibile
verum et verisimile mendacium, czyli niewiarygodna prawda i
prawdopodobne kłamstwo. Jednak Zgodnie z teorią idoli Bacona, warto
wykrywać i analizować czynniki deformujące naszą wiedzę, bowiem
scientia potentia est – wiedza to potęga, wiedza daje siłę.
Nie mając wiedzy wystarczającej do przeżycia we współczesnym świecie,
łatwo stracić zdrowie, a przez to majątek i w końcu życie, gdy
zabraknie pieniędzy na leczenie. Stąd w narodach wielokrotnie od
naszego bogatszych wielkim zainteresowaniem cieszą się informacje o
zagrożeniach zdrowia i sposobach ich unikania.
Oto przykład informacji sprzecznej z kampaniami marketingowymi gigantów
rynkowych, za to zgodnej z aktualnym poziomem wiedzy epidemiologicznej,
a przy tym niezwykle ważnej dla każdego użytkownika telefonu
komórkowego oraz osób z jego otoczenia. Czyli dla wszystkich.
Tuzin podstawowych zasad ostrożności w celu zminimalizowania narażenia
na promienoiwanie przy korzystaniu z telefonów komórkowych:
1. Używaj komórki tylko wtedy, kiedy jest to absolutnie niezbędne.
Rozmawiaj najdłużej przez 6 minut, co jeszcze organizm może wytrzymać.
Korzystaj ze słuchawek lub z zestawu głośno mówiącego i trzymaj telefon
w odległości co najmniej 20-30 cm od siebie,
2. Nie noś telefonu bezpośrednio przy sobie i nie korzystaj niego w odległości bliższej niż 1 metr od innych osób
3. Osoby poniżej 15 roku życia wcale nie powinny używać komórek,
ponieważ nadal rosną. Mając niższą masę ciała, ponoszą większe ryzyko
uszkodzenia w wyniku oddziaływania promieniowania zwłaszcza na mózg i
barierę krew – mózg oraz gonady, zwłaszcza jajniki.
4. Nie należy zachęcać do korzystania z komórek osób starszych i
wszystkich innych o osłabionych funkcjach życiowych, gdyż
promieniowanie może pogłębić osłabienie. Kobiety w ciąży nie powinny
używać komórek, ponieważ promieniowanie mikrofalowe jest łatwo
absorbowane przez płyn owodniowy, którym rozwija się dziecko w łonie
matki.
5. Używaj komórki wyłącznie w warunkach najlepszego odbioru. Nie
korzystaj z komórki w ograniczonych pomieszczeniach takich, jak winda,
podziemie, metro, wagon. W tych miejscach siła sygnału zarówno
wysyłanego, jak i otrzymywanego jest znacznie większa, tym samym
promieniowanie jest dużo bardziej intensywne.
6. Nie używaj komórki w czasie jazdy samochodem, autobusem, pociągiem
itp. , gdyż w tej sytuacji antena komórki cały czas skanuje w
poszukiwaniu nadajnika, używając maksymalnej siły sygnału i
promieniowanie zarówno przychodzące jak i wychodzące ulega nasileniu.
7. Nie używaj komórki w jakimkolwiek pojeździe, nawet nie będącym w
ruchu. Zamknięty pojemnik metalowy daje efekt klatki Faradaya, co
prowadzi do maksymalnego nasilenia szkodliwego wpływu promieniowania,
oddziałującego nie tylko na osobę telefonującą, lecz także na innych
pasażerów, zwłaszcza dzieci. Koniecznie trzeba wyjść z pojazdu zanim
zacznie się telefonować.
8. Nie trzymaj włączonej komórki przy łóżku, ponieważ nawet kiedy nie
jest używana, pozostaje w kontakcie z najbliższym masztem telefonii
komórkowej i emituje promieniowanie w regularnych odstępach.
9. Zaopatrz się najlepiej w
- komórkę z najniższym możliwym SAR rating będącym miarą specyficznej
absorpcji promieniowania mikrofalowego przez tkanki ciała człowieka,
przy najwyższy dopuszczalnym natężeniu 1,1 W /kg dla oczodołów i
policzków
- telefon z anteną zewnętrzną, choć mniej modny, to wyposażony w
wielokierunkową antenę nadającą z maksymalną skutecznością i dlatego
używającą słabszego sygnału niż taki, który ma antenę wbudowaną. Sprawy
mody są mniej ważne niż sprawy zdrowia.
10. Należy unikać korzystania z telefonów komórkowych mając elementy
metalowe w lub na głowie, niezależnie od tego czy są namagnetyzowane,
czy też nie, takie jak wypełnienia amalgamatowe, mostki dentystyczne,
płytki metalowe, śruby, klipsy, ozdoby, kolczyki, czy metalowe oprawki
okularów. To samo dotyczy osób używających metalowych chodzików, kul i
wózków inwalidzkich, które powinny unikać zjawisk odbicia,
amplifikacji, rezonansu i biernej reemisji promieniowania.
11. Korzystaj z osłon chroniących cię prze promieniowaniem, takich jak
metalowe kasety do noszenia komórek, materiały, zasłony i farby
chroniące przed promieniowaniem, folie metaliczne i wszystkie inne
wynalazki o uwodnionej skuteczności
12. Telefonuj najwięcej jak tylko możesz używając linii przewodowych,
które nie emitują żadnego promieniowania i z których można korzystać w
nieograniczonym czasie przez Internet, nawet w rozmowach zagranicznych.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 5 czerwca 2009
Szczęść Boże!
O obiecany cud najłatwiej w urnie wyborczej.
Od ostatnich wyborów minęło dość czasu, aby każdy Polak zdał sobie
sprawę z prostego faktu, że nawet największy zadufek cuda to może
jedynie obiecać. Nie jest przecież Wszechmogącym zadufek znany także
jako buc, bufon, chwalipięta, fanfaron, megaloman, mitoman, narcyz,
pyszałek, samochwała, ważniak i zarozumialec.
Zamiana bieli i czerwieni w czerń, czerwień i żółć, bądź w pełną
czerwień to cud w urnie wyborczej, który przyniósłby kolejną falę
złośliwych dowcipów o Polakach typu Polish jokes. Disgusting racist
jokes zaczynałyby się od pytania: ile Polakom trzeba ukraść, aby
zaczęli szukać złodzieja. Albo: jaki naród na świecie dobrowolnie
wybiera bezrobocie, nędzę, wygnanie, zagrożenia zdrowia z powodu braku
prewencji albo cierpienie i przedwczesne zgony w wyniku odcięcia
dostępu do medycyny naprawczej.
W dawnych wiekach w wyniku traktatów sukcesyjnych ziemia wraz ludźmi
przechodziła z rąk do rąk królów i książąt. W ten sposób na wieleset
lat Państwo Polskie utraciło jedną ze swoich kolebek, ziemię o
tysiącleci zasiedloną przez Prasłowian kultury łużyckiej. W wyniku
koronkowej roboty Śląsk dostał się w ręce dynastii niemieckich. Dzisiaj
zamiast traktatów sukcesyjnych traktaty akcesyjne mają oddać całą
Polskę we władanie różnych umlaut, von, zu, a nawet von und zu w
jednym, którzy niezmiennie kierują się dewizą cuius regio, eius
religio, czyli czyja władza, tego religia. Tą religią jest obecnie
europeizm, z jego antychrześcijaństwem czy pseudochrześcijaństwem,
pogardą dla życia i prawdziwej wolności człowieka, które co rusz rażą
nas wściekłym wzrokiem znad ust głoszących miłość i coś, co nazywają
tolerancją.
Broniąc swojej tożsamości, rodziny, zdrowia, życia, pracy, domu i
ziemi, idźmy na wybory. Po przegranej w tych wyborach Polska może już
się nie podnieść.
Kto ma dostęp do internetu, niech wejdzie na serwer sejmowy i zapozna
się szczegółowo z ujednoliconymi tekstami trzech ustaw: Kodeks karny,
Ordynacja wyborcza do Parlamentu Europejskiego, Ordynacja wyborcza do
Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej.
Oto najbardziej praktyczne wyjątki z nich.
Wyborca głosuje, stawiając na karcie do głosowania znak “x” w kratce z
lewej strony obok nazwiska jednego z kandydatów z tej listy, przez co
wskazuje jego pierwszeństwo do uzyskania mandatu. Za nieważny uznaje
się głos, jeżeli na karcie do głosowania postawiono znak “x” w kratce z
lewej strony obok nazwisk dwóch lub większej liczby kandydatów z
różnych list okręgowych albo nie postawiono tego znaku w kratce z lewej
strony obok nazwiska żadnego kandydata z którejkolwiek z list.
Dopisanie na karcie do głosowania dodatkowych nazwisk lub nazw albo
poczynienie innych dopisków poza kratką nie wpływa na ważność głosu.
Czyli na karcie do głosowania wolno dopisać co się chce, byle przy
jednym nazwisku postawić w kratce znak x. Wtedy głos na pewno będzie
ważny.
Stawiając znak x, trzeba pamiętać, że w podziale mandatów uwzględni się
wyłącznie listy okręgowe tych komitetów wyborczych, które otrzymały co
najmniej 5% ważnych głosów w skali kraju.
Przestępstwa przeciwko wyborom zagrożone są wysoką karą pozbawienia
wolności. Karze podlega, kto w związku z wyborami do Parlamentu
Europejskiego
- niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia lub podrabia protokoły lub inne dokumenty wyborcze
- dopuszcza się nadużycia lub dopuszcza do nadużycia przy przyjmowaniu lub obliczaniu głosów
- odstępuje innej osobie przed zakończeniem głosowania niewykorzystaną kartę
do głosowania lub pozyskuje od innej osoby w celu wykorzystania w głosowaniu niewykorzystaną kartę do głosowania,
- przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem przeszkadza głosowaniu lub
obliczaniu głosów oraz sporządzaniu protokołów lub innych dokumentów
wyborczych;
Karze podlega także kto, naruszając przepisy o tajności głosowania, wbrew woli głosującego zapoznaje się z treścią jego głosu.
Interesy poszczególnych komitetów wyborczych reprezentują ich
pełnomocnicy wyborczy i mężowie zaufania. Państwowa Komisja Wyborcza
może utworzyć na czas wyborów swoją inspekcję i określić jej zadania
lub powierzyć wykonywanie jej zadań inspekcji rejonowej komisji
wyborczej. Także Rejonowa komisja wyborcza może utworzyć na czas
wyborów swoją inspekcję i określić jej zadania. Dotychczasowy przebieg
kampanii wyborczej prowadzonej w wyborach do parlamentu europejskiego
zarządzonych na dzień 7 czerwca 2009 r. zmusza do podjęcia przez
poszczególne komitety wyborcze i Państwową Komisję wyborczą
zdecydowanych działań na rzecz prewencji i wykrywania przestępstw
przeciwko wyborom.
Wyborca też może wykryć przestępstwa przeciwko wyborom, obserwując co się dzieje w lokalu wyborczym.
Najważniejsze jest jednak skorzystanie z uprawnień określonych w Art.
117. Ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Nakłada on na
obwodową komisję wyborczą obowiązek udostępnienia wyborcom po godz.
22.00 w dniu 7. czerwca 2009r. wyników głosowania obejmujących m. in.
- liczby wyborców uprawnionych do głosowania i którym wydano karty do głosowania oraz
- liczby głosów ważnych oddanych na poszczególne listy okręgowe i na poszczególnych kandydatów.
Dane te muszą być wywieszone w lokalu wyborczym w miejscu łatwo
dostępnym dla wyborców oraz udostępnione przez internet w urzędowym
publikatorze teleinformatycznym – Biuletynie Informacji Publicznej.
Warto powołać ad hoc komitety obywatelskie w celu wykrywania i
natychmiastowego powiadamiania niezależnej opinii publicznej i organów
ścigania o przestępstwach przeciwko wyborom. Niestety, sumowanie danych
z lokali wyborczych jest poza możliwością kontroli obywatelskiej.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 19 czerwca 2009
Szczęść Boże!
Polityczne trzęsienie unijno europejskiej ziemi zapowiada przełom.
Miejsce goebbelsowskiej propagandy europeizmu zajmą coraz to ostrzej
stawiane interesy narodowe. Pytanie tylko kto i z jakim skutkiem będzie
bronił interesu narodu polskiego. Narodu, jak mało który, zdradzonego
przez swoje “jelyty”, charakteryzujące się poziomem tyleż żenującym, co
sposoby, jakimi zagarnęły władzę i jej pilnują. Jedno jest pewne. Moda
na patriotyzm prędzej czy później dotrze i do nas, a wówczas nie
wystarczą słodkie słówka, kombatanckie wspominki i bogoojczyźniane
zaklęcia. Aby zdobyć władzę w kolejnych wyborach, trzeba będzie wykazać
się konkretnym dorobkiem. Widownia rozliczy obydwie pierwszoligowe
drużyny i z samobójczych goli strzelonych do polskiej bramki i ze
skutecznych akcji tej bramki obrony.
Jest nadzieja, że walka na śmierć i życie politycznych gigantów w nowej
europejskiej rzeczywistości odwróci złą kartę historii naszej ojczyzny
i da nam szansę odbić się od dna. Niech biją się w piersi ci, którzy,
czy to szydząc z patriotyzmu, czy nawet udając patriotów, polski
patriotyzm nazywali i nazywają nacjonalizmem, podczas gdy u sąsiadów
partie stawiające na pierwszym miejscu jasno określony interes narodowy
nie są kneblowane karykaturą poprawności politycznej i zdobywają
władzę. Czesi, Słowacy, Rosjanie i Niemcy mogą wyraźnie artykułować
swoje interesy, ale Polacy nie mogą bo zaraz zostaną obrzuceni salwą
błota oszczerstw i pomówień przez tych, dla których Polska to tylko
obszar eksploatacji. Czy ktoś, wybierając się na grzyby, pyta
znalezione prawdziwki o zdanie, czy chcą być ścięte i jak mają być
przyrządzone? Nie pyta, tylko spokojnie zbiera. Po to przyszedł do
lasu. Z ostatniej kampanii wyborczej jasno wynika, że nas też nikt nie
pyta o opinię w sprawie naszej przyszłości. Nie pokazuje alternatyw i
szans ich zrealizowania. Wyborcy nie pytani, nie odpowiadają. Na wybory
nie chodzą, bo mają dość nudnego już widowiska w wykonaniu kiepskich
aktorów. W Polsce frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego
okazała się żałośnie niska, a ich wynik w postaci skopiowania proporcji
parlamentarnych kompromituje kastę polityczną. Po co komu takie wybory,
kiedy nie ma czego wybierać.
W odróżnieniu od Polski, Niemcy miały okazję pokazać światu co
wybierają. Wybory samorządowe przyniosły tam triumf Narodowo
Demokratycznej Partii Niemiec. Nationaldemokratische Partei
Deutschlands to nie Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei,
NSDAP – Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników, a mimo to
jest postrzegana jako kontynuatorka znanego dobrze światu, zwłaszcza
Polsce, nazizmu. Już w poprzednim wcieleniu w postaci Niemieckiej
Partii Rzeszy Deutsche Reichspartei była opanowana przez hitlerowców,
obecnie domaga się uznania dorobku nazizmu, rewizji granic i uprawia
jawną propagandę antypolskiej nienawiści. Wygodnym pretekstem są tu
gościnne występy polskich przestępców w Niemczech. Jak zwykle w takich
przypadkach bezczynność organów naszego państwa przynosi gorzkie owoce
i to po dziesiątkach lat od pojawienia się w Niemczech dużej fali
złodziei z Polski za tytułem filmu “15.10 do Jumy” zwanych “jumakami”
od godziny odjazdu pociągu do Niemiec z miasta, którego nazwy tu nie
wymienię.
Zdaniem niemieckich władz poniżanie narodu polskiego nie jest jednak
przestępstwem. W tej sytuacji należy postawić wyraźne pytanie o
gwarancje naszego bezpieczeństwa nie tylko podczas pobytu obywateli
polskich w Niemczech. Brak jednoznacznej odpowiedzi na zasadnicze
pytania w sprawie bytu narodowego musi przerwać milczenie polityków,
którzy twierdzą, że reprezentują interesy narodowe Polaków.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 26 czerwca 2009
Szczęść Boże!
Komunizm, faszyzm, europeizm, klimatyzm i każdy inny totalitaryzm żąda
tego samego. Zrezygnujcie z własnego interesu na rzecz zakamuflowanego
interesu nowego hegemona, a po przejściowych kłopotach czeka was raj na
ziemi. Wy, którzy tego nie rozumiecie, jesteście zacofanymi wrogami
postępu i nie unikniecie kary, która nieuchronnie spadnie na was samych
i wasze rodziny. Wystarczy, że zabierzemy wam pracę, a szybko
skruszejecie i zasilicie szeregi entuzjastów żebrzących o odpady z
naszego stołu. Nawet gdy władza działa nieudolnie i sprzecznie ze
zdrowym rozsądkiem, to i tak dysponuje siłą wystarczającą, aby zabrać
wam wszystko: zdrowie, majątek i życie.
Widomym znakiem panoszącego się w Polsce totalitaryzmu, któremu, tak
jak stalinizmowi i hitleryzmowi, należy się już nazwa o charakterze
odosobowym, są turbiny wiatrowe szkodliwe dla krajobrazu, przyrody i
zdrowia człowieka.
To, że wiatraki psują krajobraz, widzi każdy i to powinno martwić
wszystkich, którzy inwestują w turystykę i chcą z niej się utrzymywać.
To, że kładą trupem zwierzęta latające, w tym objęte prawną ochroną
gatunki latających ssaków – nietoperzy, powinno wstrząsać sumieniem
każdego, nie tylko ekologów na etacie. Ale to, że turbiny wiatrowe
szkodzą zdrowiu ludzi powinno stać się tematem debaty narodowej od
zaraz. Przecież nawet gdyby doszło do natychmiastowego odsunięcia od
władzy ludzi odpowiedzialnych za upadek lecznictwa w Polsce, to i tak
skutki zdrowotne oddziaływania turbin wiatrowych pozostaną nieuleczalne
na dziesiątki lat. Kto zapłaci za utracone zdrowie? Kto zrekompensuje
utratę możliwości zarobkowania? Kto pokryje koszty leczenia?
Brak odpowiedzi na te proste pytania dowodzi, że instalatorzy wiatraków
elektrycznych ukrywają rzeczywiste koszty swojego przedsięwzięcia. Te
ukryte każą płacić innym. Tak samo, jak w przypadku energii jądrowej.
To co jest prezentowane jako tanie i ekologiczne, po ujawnieniu kosztów
ukrytych i przeniesionych na innych, okazuje się najbardziej kosztowne
i najbardziej dla środowiska szkodliwe. Sprzedawcom elektrowni
atomowych i ich akwizytorom z trudem przychodzi przyznać rację
oczywistym faktom. Również w Polsce, gdzie do kosztów budowy i
eksploatacji reaktorów atomowych należy doliczyć następstwa
oddziaływania na zdrowie ludzi elektroenergetycznych linii
napowietrznych, które trzeba będzie zbudować, aby rozprowadzić energię
z jej kilku nowych źródeł. Już dotychczas Polacy traktowani są jak
przygodni mieszkańcy ziemi niczyjej, więc nie trzeba się dziwić, kiedy
wkrótce na łóżeczko naszego dziecka padnie złowieszczy cień linii
wysokiego napięcia siejącej promieniowanie elektromagnetyczne.
Nietoperze muszą liczyć na zmiłowanie ludzi. Ludzie mogą i muszą bronić
się sami. Taki już mają przywilej, że mogą czytać i wykorzystywać
zdobytą wiedzę dla obrony zdrowia i życia swoich bliskich i własnego.
W roku 1991 w The Johns Hopkins University School of Medicine odbyłem
pożyteczne szkolenie z zakresu epidemiologii i w tym samym roku dyplom
lekarza medycyny w tej szacownej uczelni uzyskała dr Nina Pierpont.
Dr Nina Pierpont sformułowała definicję zespołu hałasu turbiny
wiatrowej jako zespołu objawów, które rozpoczynają się z chwilą
uruchomienia okolicznych turbin, zaś ustępują, gdy turbiny są wyłączone
lub osoba zgłaszająca symptomy nie przebywa w ich sąsiedztwie. Do
objawów tych należą:
- problemy ze snem: słyszalny hałas lub fizycznie odczuwalne uczucie
pulsowania czy ciśnienia utrudniają zaśnięcie oraz powodują częste
wybudzanie.
- bóle głowy o nasilonej dokuczliwości lub częstotliwości,
- zawroty głowy, drżenie, nudności,
- wyczerpanie, niepokój, złość, skłonność do irytacji, depresja,
- problemy z koncentracją uwagi i uczeniem się,
- szum uszny (dzwonienie w uszach).
Nie wszystkie osoby mieszkające w pobliżu turbin wiatrowych zauważają
powyższe symptomy. Nie oznacza to, że ludzie je wymyślają, lecz raczej,
że ludzie różnią się pod względem podatności na nie.
Najpowszechniejszym objawem jest przewlekłe zaburzenie snu.
Wyczerpanie, huśtawka nastrojów oraz problemy z koncentracją i uczeniem
się są naturalnymi następstwami słabego, niezdrowego snu.
Wrażliwość na hałas o niskiej częstotliwości stanowi potencjalny
czynnik ryzyka. Niektórzy ludzie odczuwają hałas o niskiej
częstotliwości raczej jako ciśnienie w uszach, niż jako słyszalny
dźwięk, lub też doświadczają go jako odczuwalne uczucie lub drganie w
klatce piersiowej albo gardle. Osoby zamieszkujące w sąsiedztwie
przemysłowych turbin wiatrowych skarżą się także na niepokojące uczucie
przymusu oddychania zsynchronizowanego z rytmicznym pulsowaniem turbin,
które to pulsowanie niekoniecznie musi być słyszalne, zwłaszcza w nocy
gdy próbują spać.
Powyższe ustalenia dr Niny Pierpont należą do głównego nurtu medycyny
opartej o ewidencję naukową. Trwałym skutkiem oddziaływania turbin
wiatrowych o nazwie choroba wibracyjno-akustyczna zajmuje się
wibroakustyka – dziedzina naukowa, w której Polska odnosi
międzynarodowe sukcesy, a dr Wojciech Marciniak należy do pionierów
medycyny w tym zakresie.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 16 października 2009
Szczęść Boże!
Przed dwudziestu laty niemal każdego dnia odwiedzałem jakiś szpital lub
uczelnię, aby wygłosić wykład na temat AIDS i innych chorób
przenoszonych drogą płciową. Było to powrocie z pracy w Afryce, gdzie
jako konsultant epidemiolog rządu Republiki Kenii prowadziłem badania
lekarskie w założonej przeze mnie państwowej przychodni dla osób z
objawami chorób wenerycznych. Trwający od rana do nocy natłok
pacjentów, głównie młodych i bardzo młodych, a przy tym z powodu braku
dostępu do lekarza i skutecznych leków niezwykle cierpiących w wyniku
nieleczonego zakażenia i to niejedną na raz chorobą weneryczną,
skłaniał do poważnej refleksji nad ograniczeniami terapii i
profilaktyki z jednej strony a możliwościami prewencji z drugiej
strony. A działo się to w początkowej fazie epidemii AIDS. W roku 1982
nikt nie odważył się połączyć znanej od dawna w Afryce “slimming
disease” (“choroby wychudzającej”) z pierwszym w historii ujawnionym
ogniskiem epidemicznym AIDS wśród homoseksualistów w San Francisco,
USA. I to pomimo zbieżności obrazu klinicznego. Jeszcze w marcu roku
1987 w rejestrach Światowej Organizacji Zdrowia spośród 43 tys.
przypadków AIDS na całym świecie, aż 31 tys. zarejestrowano w USA, 5
tys. w Europie i zaledwie 3 tys. w Afryce. W ciągu 20 lat obraz
sytuacji uległ zasadniczej zmianie. Szacowana liczba osób żyjących z
HIV/AIDS w 2007r. osiągnęła 33 miliony, z czego 22 miliony, czyli 2/3
żyły w Afryce. Tam też zmarły 3/4 spośród 2 milionów zmarłych na AIDS w
samym roku 2007 na całym świecie. Według ostatnich opublikowanych
oszacowań ONZ od 1981 r. na świecie zmarło 25 milionów ludzi. W 2007 r.
wirusem wywołującym HIV zaraziło się 2,9 miliona ludzi, w tym 1, 9 w
Afryce. Odsetek osób w wieku 15 – 49 lat żyjących z HIV/AIDS na świecie
wynosi 0,8%, taki sam jest w Europie Wschodniej i Azji Środkowej, zaś w
Afryce jest ponad siedmiokrotnie wyższy i sięga 5%. W obrębie
poszczególnych kontynentów występują jednak znaczące różnice. W Polsce
odsetek osób żyjących z HIV/AIDS szacuje się na ok. 0,1% i jest on
11-krotnie niższy niż na Ukrainie, gdzie żyje 440 tys. osób z HIV/AIDS
i 10-krotnie niższy niż w Rosji, gdzie liczba osób zakażonych sięga 860
tys. Z narodów Europy Zachodniej najbardziej cierpią Hiszpanie:
zakażonego HIV można tam spotkać sześć razy częściej niż w Polsce. W
Afryce różnice pomiędzy poszczególnymi regionami zawsze były i są
niezwykle uderzające. Muzułmańskie państwa Północnej Afryki z wyjątkiem
Libii, do w której doszło do zakażeń szpitalnych, mają odsetek
zakażonych HIV taki sam jak Polska, czyli 1 osoba zakażona HIV na 1000
ludności, zaś w państwach południa kontynentu, jak Lesotho, Swaziland,
Zimbabwe i Botswana sytuacja jest 250 razy bardziej groźna – jeden na
czterech jest zakażony HIV. W samej Republice Południowej Afryki, gdzie
co dziesiąta osoba jest zakażona HIV, żyje najwięcej osób z HIV/AIDS na
świecie – 5 700 000.
Podejmując w latach osiemdziesiątych intensywne działania na rzecz
prewencji AIDS w naszym kraju, kierowałem się przekonaniem, że jedynym
złotym środkiem zapobiegawczym jest oświata zdrowotna skierowana przede
wszystkim do ludzi młodych, pierwszych ofiar i rozsadników chorób
wenerycznych, włącznie z tą najbardziej potworną w naszych czasach,
jaką jest AIDS. W ramach Zarządu Wojewódzkiego Polskiego Czerwonego
Krzyża, któremu prezesował pan Andrzej Wydro i z wsparciem krajowego
duszpasterza służby zdrowia i wiceprzewodniczącego Komisji Episkopatu
do Spraw Duszpasterstwa Akademickiego, którym był wówczas ks. biskup
Adam Dyczkowski udało się nam się wydrukować i zamieścić nawet w
gablotach parafialnych tysiące ulotek zawierających szczegółowe
ostrzeżenia przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, w tym AIDS,
oraz wielorakie zachęty do unikania ryzyka zakażenia. Potem założyłem
pierwszą w Polsce i całej Europie Środkowo – Wschodniej automatyczną
informację telefoniczną o AIDS, której tekst można znaleźć na stronie
www.halat.pl/hiv.html , aż wreszcie wraz z mgr Elżbietą Janik i mgr
Krystyną Lasek, dyrektorami wydziałów pielęgniarskich i położnych szkół
medycznych odpowiednio we Wrocławiu i Świdnicy, do których później
dołączyły szkoły w Warszawie, Bytomiu i innych miastach, stworzyliśmy
zakrojony na szeroką skalę program promocji zdrowia młodzieży “Sami
Sobie” – rówieśniczy program edukacyjny realizowany przez słuchaczki
wydziałów pielęgniarskich i położnych szkół medycznych. Jego celem było
wyposażenie młodych ludzi w wiedzę, umiejętności i motywację do
ominięcia zagrożeń zdrowia i życia ich samych i ich przyszłych rodzin.
Było to w czasach gwarantowanego przez nasze państwo dostępu do
leczenia chorób przenoszonych drogą płciową w świetnie zorganizowanej
sieci przychodni skórno-wenerologicznych, całkowicie bezpłatnego
diagnozowania i darmowego leczenia osób zgłaszających się do tych
przychodni z objawami wskazującymi na zakażenie i ich kontaktów. Było
to w czasach, kiedy chlamydioza, najczęstsza, a przy tym bezobjawowa
choroba przenoszona drogą płciową nie przyniosła jeszcze takich strat w
obszarze płodności jak obecnie. Było to w czasach w czasach
stabilizacji zawodowej ogromnej większości Polaków, kiedy to nierząd
oczywiście występował, ale nie jawił się jeszcze jako jedyna szansa na
przeżycie. Było to też w czasach, kiedy fala emigracji młodych i
niemających oprócz ciała zbyt wiele do sprzedania nie była tak wysoka.
Było to też w czasach, w których handel ludźmi, tymi naiwnymi, gotowymi
uwierzyć w każdą bajkę o pracy za granicą akurat w charakterze modelki,
kelnerki, opiekunki napotykał znaczne przeszkody w ograniczeniach
migracyjnych.
Nie działo się to na kilkaset dni przed mistrzostwami w piłce nożnej,
które – z zachowaniem odpowiednich proporcji – zagrażają erupcją
nierządu, jak podczas mistrzostw świata w Niemczech w roku 2006.
Promiskuityzm, nierząd, narkotyki, alkohol i hazard w kraju szalejącego
bezrobocia i i związanych z nim wywłaszczeń wkrótce przekształcą Polskę
w Haiti, najbardziej zniszczone przez AIDS państwo zachodniej półkuli,
którego największym nieszczęściem jest geograficzne położenie obok
bogatego sąsiada.
Każdy widzi do czego doszliśmy. Każdy powinien wyciągnąć właściwe
wnioski i podjąć działania ratunkowe na miarę swoich sił i możliwości.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 30 października 2009
Szczęść Boże!
Czy można mieć wszystko? To pytanie w dzisiejszej Polsce brzmi jak
prowokacja. Owszem, można mieć wolność wypowiedzi. Nowak i Kowalski
mogą się wygadać, ponarzekać do woli, wyżalić, popłakać, a nawet rzucić
ciężkie słowa pod adresem rządzących. I to w publicznej telewizji. Ale
co z tego za korzyść? Biadolenie, choćby najbardziej rozpaczliwe i
najmocniej uzasadnione tragiczną sytuacją wielu rodzin niczego nie
zmieni. Dostaliśmy się w niewolę uzurpatorów, którzy opanowali do
perfekcji sztukę zdobywania i utrzymywania władzy za pomocą narzędzi
prawnych i propagandowych. Od dwudziestu lat na przemian ci sami
rządzący robią to do czego się zobowiązali i biorą za to sowite
wynagrodzenie. Nie są to obcy. Tak było i w przeszłości. To polska
szlachta skapitulowała pod Uściem i dopuściła do szwedzkiego potopu. To
polska arystokracja sprowadziła na ojczyznę kaduk, czyli wielką niemoc.
Kaduk. Według słownika języka polskiego, który wydał w 1808r. Samuel
Bogumił Linde, a obecnie books.google.com udostępnia ten rarytas
wszystkim użytkownikom internetu, kaduk to 1) odumarłe dobra, czyli w
obecnym rozumieniu mienie pozostawione bez spadkobiercy i przechodzące
na własność lokalnych działaczy wiadomej partii, 2) choroba rzucająca,
czyli padaczka, epilepsja – tu Linde podaje przykład “Gdy kaduk kogoś
rzucił zrywano seymy, dlaczego choroba ta nazwana sejmowa, comitialis”
i wreszcie trzecie znaczenie – kat, czart, bies, diabeł. To wiele
wyjaśnia. Już w 1831 ówcześni Polacy szli na bagnety z wiarą, że “kto
przeżyje wolnym będzie, kto umiera wolnym już”. Przekonanie, że
sprzedawczykowstwo i narodowe zaprzaństwo magnatów, szlachty i części
duchowieństwa doprowadziły do utraty naszej niepodległości przez wiele
dziesiątków lat napędzało walkę klas, tak długo, aż ciotki rewolucji,
Róża Luksemburg i Wanda Wasilewska – aby dać pierwszeństwo paniom –
zatryumfowały na całego, pokazując tym Polakom, którym pozwoliły jakoś
przeżyć, prawdziwe znaczenie socjalistycznego hasła “wolność, równość i
braterstwo”.
Zdając sobie sprawę z ceny bolesnych nauk, których przeszłość i
teraźniejszość nam nie szczędzą, starajmy się dotrzeć do przyczyn
naszej głównej słabości, a więc sprzedawczykowstwa.
Rząd się wyżywi. To słyszeliśmy od samego klasyka, który reprezentował
władzę rzucającą jednak jakieś większe kawałki ochłapów swoim
poplecznikom. Dzisiaj różnorodność form wynagradzania za poparcie jest
niewspółmiernie większa: tu gwarancje wygrania przetargu, tam korzystna
ustawa lub przyjazna decyzja. W końcu nie wiadomo kto kim rządzi, kto
zleca a kto wykonuje czyjeś życzenia, polecenia, zadania. Wszyscy są
uwikłani w sieć wzajemnych zależności. Może i stąd wysokie sondażowe
poparcie dla partii dającej taaakie niezwykłe możliwości, potrafiącej
taak ładnie obiecać i ukochać. Wobec niezwykłych szans na szybki
zarobek, wręcz porównywalnych z rozbiciem banku 138 razy w gdyńskim
kasynie, dorośli ludzie lgną do obiecującej wszystko władzy jak
nastolatki do jednorękiego bandyty. Emocje nie pozwalają przejrzeć na
oczy. A wystarczy pomyśleć o realnych dochodach i porównać je z
wysokością bieżących spłat kredytów, kosztach utrzymania, stałych
opłatach i nagłych potrzebach, jak na przykład leczenie. Wszak obecnie
tylko rząd się wyżywi i wyleczy. Na Florydzie, naturalnie.
Czy zatem opłaca się sprzedawać za bajki o szansach? Czy nie warto
wrócić do korzeni własnej tożsamości narodowej? A tym samym do
solidaryzmu społecznego, do lojalności w stosunku do współobywateli, do
rzetelnej służby Ojczyźnie pojmowanej jako dobro wspólne. Jeżeli
brakuje chęci wyrzeczenia się zła, służenia złej sprawie, ujawnienia
złoczyńców, złapania złodzieja wspólnego dobra za rękę i oddania go w
ręce wymiaru sprawiedliwości, jaki by on to nie był, to nie trzeba się
dziwić, że życie w państwie, które w wyniku rozkradzenia ulega
rozpadowi, staje się nie do zniesienia.
Waldemar Łysiak na str. 164 “Stulecia kłamców” (dostępnego także w
internecie) w rozdziale pt. “Kłamstwo libertynizmu 2 – Relatywizm”
podaje, że wspomniany wyżej Jerzy Urban zwie Polskę “(trzy kropki)
państewkiem” i głosi otwarcie, że jego cel to “(trzy kropki) narodu
polskiego”. Pomijając milczeniem pierwszy wulgaryzm godny filmów Lwa
Rywina i jemu podobnych, warto zastąpić drugi wulgaryzm słowem
zagranicznym, dzięki czemu będzie wiadomo, że klasyk polskiej lewicy
osiągnął zamierzony cel. Oto od angielskiego słowa “slut” oznaczającego
osobę niezbyt ciężkich obyczajów, pochodzi termin sluttification, mniej
niż polski odpowiednik obciążony wulgarnością a przy tym używany w
dyskusjach publicznych dotyczących przyczyn szerokiego zakresu
patologii społecznej od promiskuityzmu niosącego choroby i socjopatie
po korupcję wyniszczającą ekonomicznie i politycznie. Starych Polaków
było stać na makaronizmy, my twórzmy anglicyzmy, skoro jest taka
potrzeba. Tak więc slutyfikacja oznacza czynienie z kogoś człowieka o
niskiej moralności, postępującego niemoralnie, zwykle dla osiągnięcia
korzyści materialnej. Walkę z zapowiedzianą przez Urbana i osiągniętą
przez jego przyjaciół slutyfikacją narodu polskiego musimy rozpocząć
natychmiast i potraktować ją jako ostatnią dla nas wszystkich szansę
narodowego istnienia między Odrą a Bugiem.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 6 listopada 2009
tylko audio
Felieton w Radio Maryja, 13 listopada 2009
Szczęść Boże!
Kultura decyduje o tym, kim jesteśmy. Jak głosił amerykański filozof
Willard Van Orman Quine, znany jako “Van”, zaprzyjaźniony z wybitnym
Polakiem o przyjętym nazwisku Alfred Tarski, “no entity without
identity”, po łacinie nullam esse entitatem sine identitate, czyli: nie
ma osoby bez tożsamości. Wydawałoby się, że wszyscy rodacy autora
książki “Pamięć i tożsamość” wiedzą doskonale jakie są źródła i cechy
ich własnej tożsamości. Ale tak nie jest. Ale tak nie jest, niestety.
Jak tylko Polak poczuje się silniejszy, zapomina o katechizmie i
patriotyzmie. A zwłaszcza, kiedy dojdzie do władzy lub do pieniędzy. I
to w tej kolejności, charakterystycznej dla krajów napiętnowanych
korupcyjnym zdziczeniem. Także agent wpływu nie pracuje dla idei.
Choćby i znalazł się na szczycie władzy państwowej. Na przykład taki…,
taki… król Stanisław August Poniatowski. Przyszły król dzieciństwo
spędził w Gdańsku, gdzie pobierał nauki od niemieckiego historyka o
antypolskim nastawieniu, Gotfryda Lengnicha. Później lekcji logiki
udzielał mu przyszły poseł rosyjski w Rzeczypospolitej, Herman Karl von
Keyserling. W 1756 Poniatowski został posłem saskim w Petersburgu,
gdzie spłodził córkę. Matką nieślubnego dziecka była Sophie Friederike
Auguste księżna von Anhalt-Zerbst, przyszła cesarzowa Rosji Katarzyna
II. Wzorzec osobowy kanclerz obecnych Niemiec, pani Angeli Merkel,
caryca Katarzyna II tak uzasadniała przyjęte 11 kwietnia 1764r.
porozumienie pomiędzy Rosją i Prusami w sprawie zapewnienia, że
najwyższa władza w Polsce będzie oddana w ręce marionetki: “Jest rzeczą
nieodzowną, abyśmy wprowadzili na tron Polski Piasta dla nas dogodnego,
użytecznego dla naszych rzeczywistych interesów, jednym słowem
człowieka, który by wyłącznie nam zawdzięczał swoje wyniesienie. W
osobie hrabiego Poniatowskiego, stolnika litewskiego, znajdujemy
wszystkie warunki niezbędne dla dogodzenia nam i skutkiem tego
postanowiliśmy wynieść go na tron Polski”. Ponieważ wtedy jeszcze nie
było telewizji, caryca przysłała nam swoje wojska, dla naszego dobra –
oczywiście – by broniły naszych swobód, a te już zadbały, aby 17
września 1764r., przy znacznej absencji uprawnionych elektorów
Poniatowski został wybrany królem Polski. Elekcję Poniatowskiego
podpisało jedynie 5 320 osób. Po upadku insurekcji kościuszkowskiej,
kiedy Polska przestała istnieć jako państwo, w 31 rocznicę swojej
koronacji Poniatowski abdykował na rzecz Rosji 25 listopada 1795r., w
dniu imienin Katarzyny II i przeszedł na stałą pensję od carycy. Jeden
dobrze obsadzony agent wpływu potrafił tyle zła wyrządzić swoim
rodakom. I cóż z tego, że naród pamiętał. O kimś, kto się “zeszmacił”
politycznie, mówiono, że się “zestanisławoauguścił”. Ale czy
rzeczywiście Poniatowski się zeszmacił, czy też może zachował swoją
tożsamość ukształtowaną przez wspomnianych nauczycieli, a przy tym
doskonale przydatną do wykonania zadań najemnika na wysokim, najwyższym
szczeblu władzy?
Niedawne obchody Dnia Niepodległości muszą skłaniać do refleksji nie
tylko nad sposobem, w jaki tę niepodległość przed 91 laty Polska
odzyskała, ale też nad jak najbardziej aktualnym tematem przyczyn, dla
których tę niepodległość Polska na 123 lata straciła. Jeszcze
ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, jakie Polska ma szanse na
odzyskanie niepodległości, gdyby dalszy rozwój spraw prowadził do jej
całkowitej utraty. Wszystko leży w rękach młodzieży, naturalnie.
Dzisiaj młodzi, jutro rodzice, pojutrze dziadkowie przeniosą cechy
swojej tożsamości na następne pokolenia. Jaki jest dorobek własny
pokoleń wychowanych w atmosferze uwielbienia dla Festiwalu w Woodstock
1969 oraz takich ikon, jak Che Gevarra i Madonna, widzi każdy, komu w
zamian za opiekę i leczenie zapewnia się porzucenie i/lub eutanazję.
Zresztą do zalegalizowania eutanazji dążą ci sami, którzy są
entuzjastami zalegalizowania narkotyków i innych narzędzi uśmiercania
na masową skalę. Skoro – jak uczą ojcowie Kościoła Katolickiego i co
potwierdzają nasze własne liczne obserwacje – kultura śmierci zjada
własne dzieci, warto, mając na względzie przyszłości Ojczyzny i świata,
pomyśleć o sposobach zapobiegania jej szerzeniu się w wyniku tak
powszechnych obecnie zjawisk, jak zeszmacenie polityków i slutyfikacja
elektoratu.
Inne dobre powiedzenie Vana, szczególnie miłe dla ucha epidemiologa
brzmiało następująco: “być to znaczy być wartością zmiennej” (to be is
to be the value of a variable, łac. esse variabilis cuiusdam esse). W
zastosowaniu do obłąkańczego promiskuityzmu będącego jedną z
najważniejszych zdobyczy kultury śmierci i niosącego gorzkie owoce w
postaci pandemii chorób wenerycznych, w tym AIDS i chlamydiozy
prowadzącej do bezpłodności, oraz bezmiaru patologii społecznej,
stwierdzenie “być to znaczy być wartością zmiennej” daje się łatwo
wyrazić liczbą osób, z którymi ktoś podjął współżycie płciowe.
Oczywiście im większa ta liczba, tym większe zagrożenie dla zdrowia i
życia. W świecie zachodnim coitarche, czyli wiek podjęcia współżycia,
decyduje o liczbie osób, z którymi ktoś podejmie współżycie w
przyszłości i to poza małżeństwem. Tymczasem młodzi ludzie coraz wyżej
cenią zachowanie i ofiarowanie przyszłemu małżonkowi lub przyszłej
małżonce nieodnawialnej wartości jaką jest dziewictwo. Uniwersalna
wartość dziewictwa aż do ślubu jest duchowym zobowiązaniem dwóch
głównych religii świata, które są deklarowane przez ponad połowę
obywateli krajów Unii Europejskiej i Unii Afrykańskiej. Wśród ludności
Europy poza jej częścią wschodnią 54,8 % deklaruje przynależność do
Kościoła rzymskokatolickiego a 4,3 % wyznaje islam, a wśród ludności
Afryki jest 45,8 % muzułmanów i 15,3 % rzymskich katolików.
Błogosławiona Karolina Kózka, która zginęła śmiercią męczeńską 18.
listopada 1914r. wiedziała, że nie ma osoby bez tożsamości.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 20 listopada 2009
Szczęść Boże!
Uzurpatorzy tak sprawują władzę, jak ją zdobyli. Posłużywszy się
kłamstwem dla zdobycia władzy, przywłaszczają sobie prawo do starcia
ogłupionych wyborców z powierzchni ziemi. Jeżeli nie ma osoby bez
tożsamości, tym bardziej bez tożsamości nie ma narodu. Biologia wobec
kultury nic nie znaczy, co łatwo dostrzec pomiędzy Łabą a Odrą, a także
wyspowo i za silnym wsparciem centrali, także na Śląsku. Skoro w wyniku
jakichś prymitywnych operacji psychologicznych w rodzaju referendum czy
wyborów do takiego czy innego parlamentu naród w ciągu zaledwie kilku
lat traci tożsamość budowaną przez wiele tysiącleci, powinien
przynajmniej zdawać sobie sprawę z narzędzi, które przeciwko niemu
użyto i musi wiedzieć, z jakich narzędzi obrony sam zrezygnował.
Amerykański ekspert ds. broni psychologicznej płk dr Alfred H. Paddock
jr już w roku 1989 podał następującą definicję: Operacja psychologiczna
(PSYOP) jest to planowane wykorzystanie środków komunikowania dla
zdobycia wpływu na postawy i zachowania ludzi. Do operacji
psychologicznych należą działania polityczne, wojskowe i ideologiczne
prowadzone na rzecz wzbudzenia w grupach docelowych zachowań, uczuć i
postaw, które przyczynią się do osiągnięcia celów polityki państwa
prowadzącego te operacje.
Grupą docelową skutecznie przeprowadzonych PSYOPów okazały się polskie
tzw. elity polityczne wyłonione i tolerowane przez naród, który ginie
bez protestu, co samo w sobie jest fenomenem na skalę światową. Może
jednak wśród 40 milionów znajdzie się grupa na tyle silna, aby
skutecznie obronić choćby własne dzieci.
Uczucia rodzicielskie należą, a właściwie należały, do najsilniejszych
emocji rządzących zachowaniem wszystkich ludzi, ludzi o nieuszkodzonej
mentalności. Filozofia matki i ojca gotowych stanąć w obronie swoich
dzieci, legła u podstaw Deklaracji Genewskiej z roku 1924 w sprawie
praw dziecka oraz dwóch dokumentów Organizacji Narodów Zjednoczonych,
których okrągłe rocznice uchwalenia przypadają na 20. listopada 2009r.
Jest to 50 rocznica proklamowania Deklaracji Praw Dziecka z 1959r. i 20
rocznica przyjęcia Konwencji o Prawach Dziecka z 1989r. Ta ostatnia
została ratyfikowana przez wszystkie państwa świata z wyjątkiem USA i
Somalii. Polska ratyfikowała Konwencji o Prawach Dziecka 7. lipca
1991r. i dopóki swojej ratyfikacji nie wycofa, każdy ma prawo domagać
się bezwzględnego wykonywania postanowień Konwencji przez władze
wszelkich szczebli, od samorządowego, przez państwowy, po rozrastający
się na kształt raka szczebel ponadnarodowy reprezentowany m. in. przez
siedmiu sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu,
którzy 3. listopada 2009 r. jednomyślnie uznali, że symbol
Chrześcijaństwa zagraża prawom człowieka. Byli to: Françoise Tulkens z
Belgii, Ireneu Cabral Barreto z Portugalii, Vladimiro Zagrebelsky w
Włoch, Danute Jočiene z Litwy, Dragoljub Popović z Serbii, András Sajó
z Węgier i Işil Karakaş z Turcji.
Wykorzystując do walki z Chrześcijaństwem stronniczą interpretację praw
człowieka, ponadnarodowa władza sądownicza nie dostrzega, że na
przeważającym obszarze Europy od lat dochodzi do masowych zabójstw
dzieci, a kiedy pozwoli im się urodzić, do bezkarnego niszczenia ich
fizycznej, moralnej i psychologicznej integralności, do wyrywania ich
spod opieki rodziców, do zmasowanego ataku na ich zdrowie i życie.
A więc dopóki Polska i inne kraje, o których kulturze decyduje siedmiu
sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, nie
wycofają się z ratyfikowania Konwencji o Prawach Dziecka z 20.
listopada 1989r., trzeba posłużyć się tym narzędziem ratowania naszej
cywilizacji. Nie wolno przy tym sięgać do okrojonych w sposób niezwykle
stronniczy skrótów bądź omówień tego dokumentu. Jak każda konstytucja,
tak samo konstytucja praw dziecka obowiązuje wprost i dosłownie. Dla
zachęty przytoczę kilka dosłownych cytatów z Konwencji o Prawach
Dziecka z 20. listopada 1989r.:
“wyrażając przekonanie, że rodzina jako podstawowa komórka
społeczeństwa oraz naturalne środowisko rozwoju i dobra wszystkich jej
członków, a w szczególności dzieci, powinna być otoczona niezbędną
ochroną oraz wsparciem, aby mogła w pełnym zakresie wypełniać swoje
obowiązki w społeczeństwie,
mając na uwadze, że – jak wskazano w Deklaracji Praw Dziecka –
“dziecko, z uwagi na swoją niedojrzałość fizyczną oraz umysłową, wymaga
szczególnej opieki i troski, w tym właściwej ochrony prawnej, zarówno
przed, jak i po urodzeniu”,
biorąc w należyty sposób pod uwagę znaczenie tradycji i wartości
kulturowych każdego narodu dla ochrony i harmonijnego rozwoju dziecka,
Państwa-Strony niniejszej konwencji uzgodniły, co następuje
Art. 1.
W rozumieniu niniejszej konwencji “dziecko” oznacza każdą istotę ludzką
w wieku poniżej osiemnastu lat, chyba że zgodnie z prawem odnoszącym
się do dziecka uzyska ono wcześniej pełnoletniość.
Art. 6.
Państwa-Strony uznają, że każde dziecko ma niezbywalne prawo do życia
(co jak wynika z Preambuły jednoznacznie zobowiązuje do prawnej ochrony
życia dziecka także przed jego urodzeniem)
Art. 12.
1. Państwa-Strony zapewniają dziecku, które jest zdolne do
kształtowania swych własnych poglądów, prawo do swobodnego wyrażania
własnych poglądów we wszystkich sprawach dotyczących dziecka,
przyjmując je z należytą wagą, stosownie do wieku oraz dojrzałości
dziecka.
Art. 14.
1. Państwa-Strony będą respektowały prawo dziecka do swobody myśli, sumienia i wyznania.
2. Państwa-Strony będą respektowały prawa i obowiązki rodziców lub, w
odpowiednich przypadkach, opiekunów prawnych odnośnie do ukierunkowania
dziecka w korzystaniu z jego prawa w sposób zgodny z rozwijającymi się
zdolnościami dziecka.
Art. 18.
1. Państwa-Strony podejmą wszelkie możliwe starania dla pełnego uznania
zasady, że oboje rodzice ponoszą wspólną odpowiedzialność za wychowanie
i rozwój dziecka. Rodzice lub w określonych przypadkach opiekunowie
prawni ponoszą główną odpowiedzialność za wychowanie i rozwój dziecka.
Jak najlepsze zabezpieczenie interesów dziecka ma być przedmiotem ich
największej troski.
Art. 24.
1. Państwa-Strony uznają prawo dziecka do najwyższego poziomu zdrowia i
udogodnień w zakresie leczenia chorób oraz rehabilitacji zdrowotnej.
Państwa-Strony będą dążyły do zapewnienia, aby żadne dziecko nie było
pozbawione prawa dostępu do tego rodzaju opieki zdrowotnej.
Art. 29.
1. Państwa-Strony są zgodne, że nauka dziecka będzie ukierunkowana na:
c) rozwijanie w dziecku szacunku dla jego rodziców, jego tożsamości
kulturowej, języka i wartości, dla wartości narodowych kraju, w którym
mieszka dziecko, kraju, z którego dziecko pochodzi, jak i dla innych
kultur;
Art. 34.
Państwa-Strony zobowiązują się do ochrony dzieci przed wszelkimi formami wyzysku seksualnego i nadużyć seksualnych.
Art. 35.
Państwa-Strony będą podejmowały wszelkie kroki o zasięgu krajowym,
dwustronnym oraz wielostronnym dla przeciwdziałania uprowadzeniom,
sprzedaży bądź handlowi dziećmi, dokonywanych dla jakichkolwiek celów i
w jakiejkolwiek formie.
Art. 36.
Państwa-Strony będą bronić dziecko przed wszelkimi innymi formami wyzysku, w jakimkolwiek aspekcie naruszającym dobro dziecka.
Art. 42.
Państwa-Strony zobowiązują się do szerzenia informacji o zasadach i
postanowieniach niniejszej konwencji zarówno wśród dorosłych, jak i
dzieci, wykorzystując do tego celu będące w ich dyspozycji środki.”
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 27 listopada 2009
Szczęść Boże!
Z wiekiem ubywa złudzeń, za to przybywa rozumu. Do czynów najbardziej
odrażających należy przeto nadużycie zaufania ludzi młodych, którzy,
nie mając własnych doświadczeń, z dziecięcą łatwowiernością przyjmują
za własne narzucane im z premedytacją sprzeczne z rozumem przekonania.
Na przykład sprzyjające szerzeniu się AIDS, co warto wspomnieć na kilka
dni przed Światowym Dniem Walki z AIDS 2009. Jeszcze bardziej godne
pogardy jest świadome i umyślne manipulowanie opinią publiczną za
pomocą wyssanych z palca argumentów i przy pomocy sprzedajnych
autorytetów. Prędzej czy później mistyfikacja kończy się kompromitacją
ludzi, którzy ją zmyśli i jej służyli. Niestety, sama kompromitacja
sprawców nie przywraca życia, zdrowia i utraconych dóbr, w tym dobrego
imienia i majątku, ofiarom mistyfikacji. Mało tego. Taka mistyfikacja
jak “poniżenie Niemiec i Sowietów przez Traktat Wersalski” do dzisiaj
stanowi doktrynę polityczną naszych obydwu największych sąsiadów i to
pomimo potępionego przez ludzkość ludobójstwa, którego dopuścili się,
wcielając tę doktrynę w życie. Poparcie dla Eriki Steinbach ze strony
głównej partii politycznej Niemiec współgra z wystąpieniem Władimira
Putina na Westerplatte i każe rozglądać się za sojusznikami. A
tymczasem nasza największa nadzieja na odsiecz rozpłynęła się we mgle
nad Atlantykiem. Może to i lepiej poznać prawdę zawczasu i nie brnąć w
mistyfikacje typu “offset za F-16″. Mistyfikacja, którą posłużyli się
republikanie, wystawiając Collina Powella do przedstawienia w ONZ
dowodów na “dysponowanie bronią masowego rażenia przez reżim Saddama
Husaina”, wciągnęła nas w przynoszącą same straty wojnę, przeciwko
której stanowczo i głośno występował Jan Paweł II, zaś mistyfikacja
guru demokratów Ala Gore’a znana jako “Atropogenna Zmiana Klimatu”,
którą oprotestował Benedykt XVI i Vaclav Klaus, ma posłużyć do
ostatecznego zrujnowania polskiej gospodarki, która rozkwitłaby w
oparciu o własne przebogate zasoby energetyczne. Węgla wydobywać i
używać – nie wolno. Geotermii rozwijać – też nie wolno. Nie wolno, bo
trzeba dać zarobić obcym sprzedawcom wież wiatrowych, elektrowni
atomowych, uranu, gazu ziemnego, ropy naftowej. Nie wolno, bo
mistyfikacja pod nazwą “demokracja unijno-europejska”, krótko:
europeizm, coraz wyraźniej szczerzy kły. Jak każda demokracja z
określnikiem, demokracja unijno-europejska z natury rzeczy ma ten sam
cel, co demokracja socjalistyczna, krótko: socjalizm. Jest nim władza
hegemona i przywileje dla jego piesków. Przydałoby się szczegółowo
porównać obydwa totalitaryzmy, brukselski i moskiewski, by je
zbilansować z punktu widzenia polskiej racji stanu. Nie innej,
narzucanej przez obce propagandowe mistyfikacje, a właśnie polskiej.
Nie musimy się zgadzać na to, by Polak był traktowany jak miś o małym
rozumku, który zrozumie nie wiele więcej niż głosi pierwsza zwrotka
piosenki “wlazł kotek na płotek i mruga”.
Polakom potrzeba zdrowego rozsądku, abyśmy jako naród nie odeszli w
niebyt odarci z tożsamości, wywłaszczeni z własności, zdziesiątkowani
przez emigrację, kulturę antynatalistyczną i krach ochrony zdrowia. Po
prostu: aby nie pójść z torbami, trzeba pójść po rozum do głowy.
Rozum, czyli zdrowy rozsądek, po łacinie sensus communis, po angielsku
common sense, wymaga zdefiniowania. Tu trzeba sięgnąć do myśli
Kartezjusza. Prekursor nowożytnej kultury umysłowej, najbardziej znany
z twierdzenia Cogito ergo sum, myślę więc jestem, już w 1619 r. doszedł
do wniosku, że tylko to jest pewne, co jest jasne i wyraźne. Pewnym
jest wszystko, co rozsądek jasno i wyraźnie widzi. Kartezjański
rozsądek (bon sens), to rozum, który pozwala odróżnić prawdę od fałszu.
Jak pisze Kartezjusz w fundamentalnym dziele opublikowanym w 1637r. , a
z którego przesłania do dzisiaj korzystamy, pod tytułem “Rozprawa o
metodzie” (Discours de la méthode pour bien conduire sa raison, et
chercher la vérité dans les sciences): “Rozsądek jest to rzecz ze
wszystkich na świecie najlepiej rozdzielona, każdy bowiem sądzi, że
jest w nią tak dobrze zaopatrzony, iż nawet ci, których we wszystkim
innym najtrudniej jest zadowolić, nie zwykli pragnąć go więcej, niźli
posiadają. Nie jest prawdopodobne, aby się wszyscy mylili co do tego;
raczej świadczy to, iż zdolność dobrego sądzenia i rozróżniania prawdy
od fałszu, co nazywamy właśnie rozsądkiem lub rozumem, jest z natury
równa u wszystkich ludzi. Tak więc rozbieżność mniemań nie pochodzi
stąd, aby jedni byli roztropniejsi od drugich, ale jedynie stąd, iż
prowadzimy myśli nasze rozmaitymi drogami i nie rozważamy tych samych
rzeczy. Nie dosyć bowiem mieć umysł bystry, ale główna rzecz jest
właściwie go stosować. Największe dusze zdolne są do największych
występków zarówno jak do największych cnót; a ci, którzy idą jedynie
bardzo wolno, jeśli trzymają się wciąż prostej drogi, mogą posunąć się
o wiele dalej niż ci, którzy biegną, lecz oddalają się od niej.” Piękne!
Uważa się, że na poglądy Kartezjusza, jak św. Tomasza z Akwinu, miała
wpływ myśl pioniera powszechnego sceptycyzmu, którym był
najwybitniejszy uczony Islamu, żyjący w latach 1058-1111 Abu- H.a-mid
Muh.ammad ibn Muh.ammad al-Ghaza-li-, znany w Europie jako Algazel. Jak
pół tysiąca lat później Kartezjusz, al-Ghaza-li-, autor przełomowego
dzieła “Inkoherencja filozofów” (Taha-fut al-Fala-sifa), odwoływał się
do matematyki, jako narzędzia rozstrzygnięć sporów. Warto dodać, że
inkoherencja (łac. incoherentio) jest to termin stosowany w naszych
czasach w psychiatrii i oznacza zaburzenie myślenia, wyrażające się w
rozrywaniu związków pomiędzy członami myślenia, w rozpadzie struktury
zdań, a nawet wyrazów.
Z kolei brytyjski filozof George Edward Moore w eseju z 1925r. p. t.
“Obrona zdrowego rozsądku” (A Defence of Common Sense) uznał, że żadna
teoria naukowa nie może zaprzeczyć twierdzeniom zdroworozsądkowym,
które wyrażają podstawową wiedzę o świecie. Zdrowy rozsądek jest
kryterium prawdziwości systemów.
Epidemiologia lekarska tworzy i weryfikuje podstawową wiedzę o świecie
w zakresie medycyny i ekologii człowieka. Czyni to zgodnie ze zdrowym
rozsądkiem, takim, jakim go widział przed tysiącem lat Al-Gazali, przed
czterystu laty – Kartezjusz, a przed niemal stu – George Edward Moore.
Nie jest to sposób widzenia świata przez pryzmat reklamy, lobbingu,
drapieżnej polityki oraz wiecznie głodnych władzy i pieniędzy
polityków. Zapraszam wszystkich do udziału w programie Rozmowy
niedokończone w niedzielę 29. listopada 2009r. na antenie Telewizji
TRWAM od godziny 18.10 i w Radio Maryja od 21.35. Tematem rozmów będzie
epidemiologia lekarska w Polsce i na świecie.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 4 grudnia 2009
Szczęść Boże!
Poniedziałek bez mięsa! To obowiązek, który nobilitowany narkoman
wsparty przez skompromitowanego oszusta, chce narzucić poddanym
prezydenta Eurokołchozu. Dlaczego nie piątek a właśnie poniedziałek?
Polakom nie trzeba tego tłumaczyć. Władysław Gomułka, ziejący
nienawiścią do katolików autor pamiętnych słów: “tylko państwo ma prawo
ustalania, jakie emblematy mogą się znajdować na ścianach izb
szkolnych”, zasłynął w 1959r. wprowadzeniem zakazu sprzedaży mięsa,
wędlin i wyrobów wędliniarskich właśnie w poniedziałki. Nie od razu
były to poniedziałki. Tuż po wojnie ukazało się rozporządzenie Prezesa
Rady Ministrów z dnia 24. kwietnia 1946r. w sprawie ograniczenia obrotu
mięsem, jego przetworami oraz tłuszczami zwierzęcymi. Premier Edward
Osóbka-Morawski na podstawie art. 3 dekretu Polskiego Komitetu
Wyzwolenia Narodowego z dnia 25 października 1944r. o zwalczaniu
spekulacji i lichwy wojennej zarządził, co następuje: “zabrania się
dokonywania wszelkich obrotów mięsem i jego przetworami oraz tłuszczami
zwierzęcymi w środy, czwartki i piątki każdego tygodnia (dni
bezmięsne). W dniach nie objętych zakazem wolno sprzedawać w celach
konsumpcyjnych potrawy z mięsa i jego przetworów o wadze maksymalnej
100 g, przy czym jednej osobie można podać tylko jedno danie z mięsa
lub jego przetworów.” Ludzie i tak pościli w piątki, a pożyteczni
idioci mogli sobie wiązać nadzieje ze wsparciem postu siłą państwa
komunistycznego.
Od Osóbki do Gomułki Polska nie mogła wydobyć się z wojennej ruiny
gospodarczej także za sprawą tzw. “zdobyczy nauki radzieckiej”, których
ikoną był Trofim Łysenko. Nie wierzył on w istnienie genów. Może
dlatego, że podstawy naukowej genetyki świat zawdzięcza pracom o.
Grzegorza Medla, urodzonego w miejscowości Hynčice nad Odrą na Śląsku
Czeskim, opata augustianów, walczącego z prześladowaniem kościoła. W
latach 1856 -1863 o. Mendel wysiał i przebadał ok. 29 000 roślin
grochu. Jego krytyk – Łysenko też wysiewał groch, ale na skalę masową i
to w zimie. Mając wsparcie dekretu Komunistycznej Partii Związku
Sowieckiego z 1948r., w którym komuniści odrzucili naukowe dowody z
prac o. Mendla, Łysenko uczynił ze swojej pseudonauki doktrynę państwa
sowieckiego, sprowadzając głód na poddanych imperium i prześladowania
na przeciwników jego urojeń. Wojna z Bogiem oznacza zawsze wojnę z
człowiekiem. Dyktatura potrafi przy tym posłużyć się każdym argumentem,
najchętniej jednak mającym pozory naukowości. Nawiązując do dyktatury
naszych czasów, warto zauważyć, że obsadzeni przez wodza zwycięskiej
rewolucji socjalistycznej niektórzy komisarze Komisji Unii Europejskiej
– jako były aktyw partyjny – nie mogą nie znać dekretu Rady Komisarzy
Ludowych Guberni Saratowskiej o zniesieniu prywatnej własności… kobiet.
Dekret, który powstał z inicjatywy Aleksandry Kołłontaj, wieszczącej
upadek rodziny wraz ze zwycięstwem komunizmu i Nadieżdy Krupskiej,
konkubiny Lenina, przewidywał zniesienie z dniem 1 stycznia 1918 r.
prawa do stałego posiadania kobiet w wieku od 17 do 32 roku życia.
Kobiety te dekret uznał za własność całej klasy pracującej i upoważniał
obywateli płci męskiej do ich używania, nie częściej jednak niż cztery
razy w tygodniu i nie dłużej niż przez trzy godziny. Dzieci spłodzone w
tych warunkach po ukończeniu pierwszego miesiąca życia nakazywał oddać
do `Ludowych żłobków”, gdzie miały otrzymać wychowanie i wykształcenie
do lat 17. Winnym rozprzestrzeniania chorób wenerycznych groziła
odpowiedzialność prawna przed sądem rewolucyjnym. Jak podaje The New
York Times z 18. lutego 1919r. kobiety zostały “znacjonalizowane”, a
urzędowy dekret ujawnia degradację, której zostały one poddane przez
czerwonych. W uzasadnieniu komuniści stwierdzili, że “Legalne
małżeństwo było i jest stanem, który służył jako narzędzie w rękach
burżuazji, na skutek czego najlepszy gatunek wszystkich pięknych kobiet
stał się własnością burżujów, co nie pozwala na właściwy rozwój rasy
ludzkiej.” Owa szczera troska o “właściwy rozwój rasy ludzkiej” była
jednak przyjęta wrogo przez nieuświadomione masy. Dzisiaj europejskie
masy są już indoktrynowane na tyle skutecznie, że odrzucają małżeństwo,
dzieci wolą zabić niż wychować, bądź oddać na wychowanie, a zarażanie
chorobami wenerycznymi stało się równie bezkarne dla sprawców, co
początkowo niedostrzegalne dla ofiar. Tyle że sprawca odchodzi w siną
dal, a ofiara pozostaje z narastającym problemem, chorując, przenosząc
zakażenie na innych, w tym najbliższą rodzinę (współmałżonka, dziecko w
łonie matki) i ponosząc koszty finansowe i życiowe rozpoznania i
leczenia choroby wenerycznej, a często kliku na raz. Jak widać, zgodnie
z proroctwem Saszy Kołłontaj zwycięstwo komunizmu przyniosło rozpad
rodziny. No, ale szczęścia masom nie przyniosło. Zdaniem jej ideowych
następców ludzkość ma teraz na karku już nie burżujów z ich burżujskimi
prywyczkami w postaci małżeństwa prowadzącego do prywatnej własności
kobiet w wieku 17 – 32 a odparcie największego zagrożenia ludzkości,
jakim jest Antropogenne Globalne Ocieplenie. Według samozwańczych elit
mających pretensje do totalitarnego rządzenia światem życiu na Ziemi
zagraża nikła – na tle źródeł naturalnych – ilość dwutlenku węgla,
która jest produktem aktywności człowieka.
Od 20. listopada 2009, kto miał dostęp do Internetu, mógł łatwo
dowiedzieć się, że to największe pseudonaukowe oszustwo naszych czasów
zostało zdemaskowane, że zawiadujący grupą współczesnych odpowiedników
Trofima Łysenki profesor – a jakże – Phil Jones, podał się do dymisji,
a obsadzony w roli gwiazdora walki z urojonym zagrożeniem amerykański
wiceprezydent z czasów Clintona – Al Gore, 24. listopada musiał
czmychnąć ze spotkania z czytelnikami w Borders Bookstore przy 150 N.
State Street w Chicago, przedtem odpowiadając fizycznym atakiem
ochroniarzy na grzecznie stawiających pytania.
Mając nadzieję, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, warto
zauważyć, że Climategate stwarza okazję do przeglądu rzetelności i
wiarygodności szeregu innych twierdzeń opatrzonych klauzulą
nieomylności tzw. naukowych autorytetów i wykorzystywanych przeciwko
ludziom i przyrodzie, na czele z gmo, nanocząstkami, produktami
leczniczymi itp. Jeśli teraz okryci hańbą manipulatorzy faktami
prezentowanymi jako naukowe nie ustąpią miejsca ludziom na tyle
uczciwym, aby można byłoby im ufać i im płacić, za niedługo wielcy
dyktatorzy wsparci przez zastępy ogłupionych hunwejbinów ogłoszą, że
światu zagraża nie tylko wytworzony przez człowieka dwutlenek węgla,
lecz równie wszechobecny monotlenek diwodoru, po angielsku dihydrogen
monoxide, w skrócie DHMO. Już w 1989 r. młodzi amerykańscy uczeni Eric
Lechner, Lars Norpchen and Matthew Kaufman z Uniwersytetu
Kalifornijskiego w Santa Cruz poinformowali opinię publiczną o
śmiertelnym zagrożeniu ze strony DHMO. W 1997 Nathan Zohner uzyskał
poparcie dla wprowadzenia zakazu monotlenku diwodoru u 86% pytanych o
to osób, a ukuty od jego nazwiska termin “zoneryzm” i wszedł na stałe
do nauki i praktyki komunikowania zagrożeń zdrowia (ang. health risk
communication). Zoneryzm oznacza wykorzystanie prawdziwych faktów w
celu doprowadzenia publiczności charakteryzującej się brakiem wiedzy
naukowej i matematycznej do fałszywych wniosków. Pozwolę sobie dodać,
że Nathan miał 14 lat, badał kolegów z klasy, a co najważniejsze
monotlenek diwodoru, to… H2O, … zwykła woda.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 11 grudnia 2009
Szczęść Boże!
Dostosuj się albo giń. Zależnie od przekonań każdy wywodzi tę zasadę z
zaufanego źródła. A to z publikacji Karola Darwina z 1859 r. p. t. “O
powstawaniu gatunków drogą naturalnego doboru czyli o utrzymywaniu się
doskonalszych ras w walce o byt” (On the Origin of Species by Means of
Natural Selection, or the Preservation of Favoured Races in the
Struggle for Life), a to z zawołania francuskiej Legii Cudzoziemskiej
“marche ou creve” – maszeruj albo umieraj, tłumacząc elegancko, a to z
tradycji własnego narodu.
W połowie naszej ery, czyli z końcem X wieku po narodzeniu Chrystusa,
władca Polan książę Mieszko dostosował się do sytuacji powstałej w
wyniku trwającego od kilkuset lat, od czasów Karola Wielkiego, marszu
na wschód Germanów Wschodnich i Zachodnich, czyli Niemców i Francuzów.
Chrzest Polski wytrącił im z rąk pretekst do powtórzenia rzezi, której
dokonali na ziemiach Słowiańszczyzny Zachodniej i znacznie osłabił, a
na pewien czas nawet zahamował, ich parcie na wschód, czyli Drang nach
Osten. Pod władzą Piastów Polska natychmiast wniosła wielki wkład w
budowę wspólnego europejskiego domu. Bolesław Chrobry Wielki – jak
głosi napis na jego odsłoniętym w 2007r. wspaniałym pomniku we
Wrocławiu – to “w roku 1000 sprzymierzeniec papiestwa i cesarstwa w
jednoczeniu Europy”. W tym właśnie roku nasz pierwszy koronowany król
uczynił ze stolicy Śląska jedną z metropolii znanego współczesnym
świata. Biskupstwo we Wrocławiu do 1821r. było podporządkowane
arcybiskupstwu w Gnieźnie.
Po ponad dwóch latach od postawienia pomnika przez polskich patriotów w
obecnie oblężonym Wrocławiu czas najwyższy, aby władze miejskie
wreszcie dostrzegły komu miasto zawdzięcza wyniesienie a komu upadek.
Bowiem przed tysiącem lat Polacy do sytuacji się dostosowali, ale
tożsamości nie utracili, a dzięki przyjęciu Chrześcijaństwa nie tylko
uratowali się przed zagładą fizyczną, lecz także – co jeszcze
ważniejsze – przyjęli Dobrą Nowinę, która naszą tożsamość ubogaciła. Na
tle wieczności, doczesne korzyści z Chrztu Polski mogą wydawać się
miałkie i nie warte rozważań, ale przecież nie co innego jak nasz byt
na tym padole łez i rozpaczy decyduje o wyroku Sądu Ostatecznego.
Wydawałoby się, że po upływie tysiąca lat każdy Polak już doskonale
zdaje sobie sprawę z tego, że każdy czyn przynosi jakieś skutki.
Wytyczne postępowania i kodeks karny określił sam Sędzia Najwyższy, a
światli ludzie dzień w dzień, rok po roku, wiek po wieku przybliżają te
wymagania każdemu, kto chce słuchać. To że niektórzy słuchać nie chcą,
to że postępują wbrew nakazom i zakazom, że nie myślą o przyszłości, że
ulegają fałszywym doradcom i oszukańczym namowom, jest tak ludzkie jak
Boskie jest miłosierdzie. Zdając sobie sprawę z prawa do błądzenia i
dozgonnej możliwości poprawy (tylko i aż dozgonnej), odzyskujemy
pewność siebie i siłę do starań o zasłużenie na wybaczającą miłość Pana
Boga, która i tak jest niczym nie ograniczona. W miarę upływu lat życia
dostosowujemy się do zmieniającego się świata, nieraz popełniając
strategiczne błędy, kiedy będąc u szczytu powodzenia zapominamy o
głębokiej mądrości zawartej w przysłowiu “fortuna toczy się kołem”,
“fortuna toczy się kołem, pod kołem to pojąłem” – jak to spuentował Jan
Sztaudynger, autor obscenicznych fraszek, ale także wspaniałego zbioru
utworów – lamentów nad wojennym trupem miasta Wrocławia, wydanego w
Poznaniu w 1947r. pt. STROFY WROCŁAWSKIE (okładka i rysunki w tekście
Jana Wronieckiego), z których kilka, charakteryzujących się pięknem
formy i porażających grozą treści, zamieściłem na poświęconej Śląskowi
stronie halat.pl/silesia.html.
Lwowianie i Polacy z innych stron kraju, którzy niewyobrażalnym dzisiaj
wysiłkiem umysłów i rąk podnieśli Wrocław z gruzów, nie mogą pogodzić
się ze sposobem, w jaki wielu będących obecnie u władzy obraca wniwecz
polskość miasta i kierując się, zapewne owocującą w zleceniach,
posadach, grantach, nagrodach i unijnych karierach, dewizą “dostosuj
się albo giń”, budują markę miasta na regermanizacji. Widomym znakiem
regermanizacji Wrocławia jest odbudowany za ciężkie pieniądze symbol
dwustuletniego zaledwie panoszenia się prusactwa w mieście – pałac
strasznego Fryca Polakożercy. Wykopaliska archeologiczne słowiańskich
osad z początków Wrocławia, próby rekonstrukcji – dla potrzeb turystów
– tak wspaniałych budowli romańskich, jak te, które powstały za sprawą
Piotra Włosta, możnowładcy plemienia Ślężan, który już za życia stał
się chodzącą legendą, nie mogą doczekać się odpowiadającego ich
unikatowej wartości zainteresowania i finansowania. Konformistyczna
realizacja zasady “dostosuj się albo giń” polegająca na wyrzeczeniu się
narodowej tożsamości to nic innego jak zdrada narodowa. Niech ci,
którzy się jej dopuszczają nie zapomną, że fortuna toczy się kołem, że
naród pamięta, że nie zawsze przebacza. Przyjęcie chybionej strategii
na podstawie fałszywych założeń prędzej czy później skończy się klęską.
Wystarczy przyjrzeć się zgniłym owocom, jakie wydają nasiona kłamstwa,
w szerokim tego określenia pojęciu – od nasion roślin genetycznie
modyfikowanych po kłamstwa historyczne, polityczne, czy naukowe.
Budowanie marki Wrocławia na tradycji pruskiej jest właśnie zgniłym
owocem tych trzech kłamstw i niezależnie od kosztów poniesionych przez
wiadomych inwestorów i korzyści przyjętych przez wiadomych
zleceniobiorców przyniesie same straty każdej ze stron konfliktu,
także, niestety, polskiej – poddanej narastającej presji
nacjonalistycznego naporu.
Nie takie mistyfikacje runęły w przeszłości, nie takie kompromitują się
na naszych oczach. Wielu jeszcze pamięta propagandę niemieckich
faszystów, większość – rosyjskich komunistów, a wszyscy obecnie żyjący
mogą po prostu włączyć telewizor i zobaczyć jak na nasionach kłamstwa o
wpływie człowieka na klimat wyrasta ogromne drzewo w Kopenhadze i jak
zgniłe rodzi owoce. Wzrost i upadek kłamstwa o wpływie człowieka na
klimat, czyli klimatyzmu, to niewątpliwie wielkie doświadczenie
ludzkości u progu trzeciego tysiąclecia naszej ery, czyli – mówiąc
zgodnie z prawdziwym znaczeniem tego określenia – po narodzeniu
Chrystusa. Wzrost i upadek klimatyzmu był możliwy wyłącznie dzięki
nowym technologiom stworzonym przez geniusz człowieka posługującego się
rzetelną wiedzą naukową i sprawdzonymi w wyniku powtarzalnych
eksperymentów umiejętnościami. Na czele tych technologii stoi
informatyka z jej przełomowym w dziejach ludzkości zastosowaniem w
postaci komputerów, które po połączeniu w globalną sieć dają internet.
Miarą wartości internetu dla nas wszystkich i każdego z osobna jest
pozycja wyszukiwarki internetowej Google, która w opublikowanym w
kwietniu 2009r. rankingu wartości globalnych marek prowadzonym przez
Millward Brown Optimor osiągnęła pozycję pierwszą, dochodząc do kwoty
100 miliardów dolarów i odnotowując 16% przyrost w stosunku do roku
2008.
O markach polskich na podstawie opublikowanego 10. grudnia b. r.
raportu firmy Acropolis Advisory i dziennika “Rzeczpospolita” oraz
opublikowanego również w grudniu b. r. przez Urząd Ochrony Konkurencji
i Konsumenmtów raportu KONSUMENT NA RYNKU ARTYKUŁÓW ŻYWNOŚCIOWYCH (w
świetle wyników kontroli produktów mlecznych, mięsnych, rybnych i
miodu) opowiem za tydzień. Naturalnie w ramach drążenia tematu
“dostosuj się albo giń”- “dostosuj się bez utraty tożsamości albo giń
jako konformista”
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 22 grudnia 2009
Szczęść Boże!
Ostatni przed Wigilią Bożego Narodzenia 2009r. mój felieton z cyklu
“Spróbuj pomyśleć” nie może zakłócać chrześcijańskiej atmosfery
radosnego oczekiwania nawet w domach tych ludzi, którzy świadomie i
umyślnie swoim bliźnim szkodzą, zamiast chronić ich przed parą
nieszczęść budzących największy strach, jakimi są choroba i bieda.
Niechby zasiadając do wigilijnego stołu, śpiewając kolędy, ciesząc się
ciepłem rodziny pod wspólnym dachem, choćby przez chwilę wspomnieli
tych, którym to wszystko odebrali, tych, których skazali na bezrobocie
i bezdomność, na chorobę, na brak nadziei na ulgę w cierpieniu, na
przedwczesny zgon i pozostawienie osieroconych bliskich. Od wyrzutów
sumienia, skruchy i zadośćuczynienia zaczęła się niejedna droga ku
dobru własnemu i innych ludzi, i związku z tym życzmy wszelkich łask
Bożych, z łaską przemiany na czele, przede wszystkim naszym
prześladowcom. Życzmy szczerze, tak jak nas do tego zachęcał ks. Jerzy
Popiełuszko słowami “Zło dobrem zwyciężaj”. Polski męczennik wrogiej
Bogu i ludziom dyktatury w tych trzech prostych słowach zawarł wielką
prawdę o przewadze dobra nad złem i o zawodności posługiwania się
bronią napastnika motywowanego złem. Siłą chrześcijan jest czynienie
dobra, stąd i w odpowiedzi na atak zła nie powinniśmy stosować
kontrataku zła a dokonać maksymalnego wysiłku wiary i intelektu, aby
zło, choćby to najbardziej rozpanoszone, okrutne i bezczelne zło,
dobrem pokonać.
Równocześnie musimy posługiwać się skutecznymi narzędziami nie gorzej
niż napadający na nas napastnicy spod sztandarów zła. Gromadzenie i
publikowanie dowodów, ich zgodne ze zdrowym rozsądkiem interpretowanie
i zderzanie z argumentami przeciwnika, nawet jeśli nie odniesie
natychmiastowego skutku, to przynajmniej zmodyfikuje jego działania,
może doprowadzi do tego, że zło będzie mniejszym złem.
Z powyższych powodów o markach polskich na podstawie opublikowanego 10.
grudnia b. r. raportu firmy Acropolis Advisory i dziennika
“Rzeczpospolita” oraz opublikowanego również w grudniu b. r. przez
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów raportu KONSUMENT NA RYNKU
ARTYKUŁÓW ŻYWNOŚCIOWYCH (w świetle wyników kontroli produktów
mlecznych, mięsnych, rybnych i miodu) opowiem w ostatnim dniu
mijającego roku.
Dzisiaj, chciałbym Państwa zachęcić do rozmyślań w nadchodzącym
tygodniu i rozmów przy świątecznym stole nie o brudzie tego świata a o
jego czystości. Czysta przyroda, czysta woda, czysta żywność, czysta
nauka, czysta medycyna, czysta polityka, czysta gospodarka, czysta…,
czyli PROGRAM CZYSTA… SPRAWA od końca pierwszej dekady III tysiąclecia
po n. Ch.
Czysta medycyna to Polska Medycyna Integracyjna. Tej sprawie warto
poświęcić wiele uwagi, gdyż właśnie przygotowywany jej program na
najbliższe lata może okazać się jedynym ratunkiem dla milionów ludzi w
potrzebie. Dzisiaj, jako prezent pod choinkę, wraz z życzeniami
wszelkich łask Bożych w Dniu Narodzenia Pańskiego dołączam do swojego
głosu dwie wypowiedzi praktyków klawiterapii, w tym samego jej twórcy –
dr. Ferdynanda Barbasiewicza z Nadarzyna pod Warszawą.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat