RAK - ZAPOBIEGANIE
ZACHOROWANIOM
ELIMINACJA CZYNNIKÓW RAKOTWÓRCZYCH
I INNE ZASADY PREWENCJI RAKA
Aktualny stan wiedzy medycznej oparty o oszacowania epidemiologiczne opublikowane w październiku 2005r. przez naukowców Szkoły Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Harvard pozwala przypisać dziewięciu zagrożeniom zdrowia częściowe sprawstwo zgonów z powodu dwunastu typów nowotworów złośliwych:
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia
w roku
2002r. Stąd można wyliczyć co następuje: Gdyby nie alkohol, Gdyby nie palenie tytoniu Gdyby nie spożycie owoców i warzyw Gdyby nie nadwaga i otyłość,
Gdyby nie brak wysiłku fizycznego
Gdyby nie sprzęt do wstrzyknięć w zakładach
opieki
zdrowotnej Gdyby nie współżycie płciowe z mężczyzną
przenoszącym
wirusy brodawczaka
ludzkiego, Gdyby ludzie na
czas poznali prawdę o
zagrożeniach,
|
Od lat narasta w Polsce
udział nowotworów
wśród wszystkich przyczyn zgonów,
równocześnie spada udział
chorób układu krążenia ogółem
W Polsce w roku 2002
zmarło 87 731 osób z powodu
nowotworów złośliwych,
co stanowiło 25% zgonów ze
wszystkich przyczyn,
drugą w kolejności
określoną przyczyną zgonu
była choroba niedokrwienna serca
(51 469 - 14%),
trzecią - choroby naczyn
mózgowych (41 033 - 11%),
a czwartą - miażdżyca (29 866 -
8%).
Z wyjątkiem najstarszej
grupy wieku
nowotwory złośliwe
zbierają kilkakrotnie większe
żniwo
niż każda z trzech
określonych chorób układu krążenia
W latach 1999 - 2001 w
Polsce
zarejestrowano w sumie
119 537 zachorowań na nowotwory
złośliwe
wśród osób poniżej 60. r. ż.,
co stanowi prawie 2/5 wszystkich
zarejestrowanych zachorowań.
Rejestry nowotworów nie są
kompletne,
w najlepszym przypadku
obejmują 80% wszystkich
zachorowań.
W latach 1999 - 2003
nieco spadł
udział zgonów do 60 r. ż. wśród
wszystkich zgonów
w Polsce i w większości
województw.
Pomiędzy rokiem 2000 i
2002
stwierdza się wyraźny przyrost
udziału odsetkowego zgonów
z powodu nowotworów złośliwych
wśród wszystkich zgonów w całym
kraju,
w niektórych województwach
znacznie przekraczający średnią
krajową.
Kancerogeny w powietrzu,
wodzie, żywności i
napojach,
kosmetykach, lekach kupowanych
bez recepty oraz
zagrażające pacjentom i
pracownikom wielu
zakładów
są sprawcami codziennych zmagań
Polaków
z okrutnym wrogiem - rakiem.
Liczba zachorowań na nowotwory
złośliwe w Polsce
należy do najwyższych w
Europie, w żadnym
przypadku
nie wolno jej wiązać tylko ze
starzeniem się
społeczeństwa
skoro ok. 2/5 nowych przypadków
raka
rozpoznaje się u osób poniżej 60.
r. ż.
Polska
Unia Onkologii podaje, że odsetek pacjentów
podejmujących leczenie
we wczesnej fazie choroby
nowotworowej
jest 4-krotnie niższy niż w w
całej Europie i USA,
zaś odsetek wyleczeń wynosi 30%
(cała Europa - 40%, USA - 50%).
Gdy zawodzi
wczesne wykrywanie i leczenie
choroby wyniszczającej swoje
ofiary i ich bliskich,
należy zrobić wszystko co możliwe,
aby ograniczyć do osiągalnego
minimum zagrożenie
ze strony czynników rakotwórczych.
Napój alkoholowy | Typowa moc % obj. | Typowa pojemnosć kufla/kieliszka mililitry | Waga alkoholu gramy |
Piwo | 3 - 6 | 500 | 12 - 24 |
Mocne piwo | 7 - 12 | 330 | 19 - 32 |
Wino | 6 - 22 | 125 | 6 - 22 |
Wódka | 35 - 50 | 50 | 14 - 20 |
Likier | 15 - 65 | 30 | 4 - 16 |
Jak widać, aby określic ilość spożytego alkoholu należy znać moc i objętość wypitych napojów, gdyż kufelek mocnego piwa może zawierać tyle samo czystego alkoholu, co "setka" wódki.
piwo 12% zawiera 9,6 grama alkoholu w 100 mililitrach (12 x 0,8 = 9,6g),
więc kufelek (mała flaszeczka) tego piwa o objętości 330 mililitrów zawiera niemal 32 g czystego alkoholu <>wódka 40% zawiera 32 gramy alkoholu w 100 mililitrach,
więc "setka", czyli kieliszek o objętości 100 mililitrów tej wódki zawiera własnie 32 gramy czystego alkoholu
Więcej
na temat związku
pomiędzy piciem piwa i rakiem jelita grubego
Felieton, 11. stycznia 2008r. Używanie tytoniu to pojedyncza przyczyna zgonów, której najłatwiej zapobiec. Tytoń zabija mniej więcej co drugiego spośród wieloletnich użytkowników. W swoim najnowszym raporcie Amerykańskie Towarzystwo Walki z Rakiem (American Cancer Society) przytacza ostatnie dostępne wyliczenia obwiniające tytoń o śmierć jednego na ośmiu dorosłych przedwcześnie zmarłych. Spośród ofiar tytoniu niemal co trzecia osoba zmarła na raka, w większości przypadków na raka płuc. Ogółem w XX wieku na całym świecie tytoń zabił 100 milionów ludzi i jest w głównej mierze odpowiedzialny za epidemię raka szerzącą się pod koniec ubiegłego stulecia w krajach uprzemysłowionych. Jeżeli palenie tytoniu nie ulegnie ograniczeniu, w XXI w. tytoń pochłonie jeden miliard istnień ludzkich, przede wszystkim w krajach rozwijających się. Obecnie pali tytoń około 1/3 ludności świata w wieku lat 15 i więcej, z czego 84% to mieszkańcy krajów rozwijających się i o gospodarce w okresie przejściowym. Do tych ostatnich zaliczana jest też Polska. Według prognoz ONZ spożycie tytoniu bardzo wzrośnie w krajach rozwijających się, ale spadnie w krajach najbogatszych, jak Wielka Brytania, Kanada, USA, Australia i Skandynawia. Nie istnieje żadna bezpieczna dla zdrowia i życia forma używania tytoniu. Palenie tytoniu, jego żucie, wciąganie przez nos w postaci tabaki, czy też mieszanie z innymi składnikami, zawsze jest obciążone poważnym ryzykiem ciężkiej choroby i przedwczesnej śmierci. Narastająca w Europie i Stanach Zjednoczonych popularność fajek wodnych (zwanych huka, szisza, lub nargile) budzi przerażenie epidemiologów, bo podstępnie, pod przykrywką egzotycznej przygody, wciąga w śmiertelny nałóg szukających nowości młodych ludzi, zwłaszcza studentów. Im wcześniej człowiek jest narażony na działanie tytoniu, tym cięższe ponosi następstwa. Obok dobrze już znanych, nauka przedstawia coraz to nowe dowody. Substancja biała mózgu, stanowiąca skupiska wypustek nerwowych (dendrytów i aksonów), ulega uszkodzeniu zarówno u dziecka w łonie używającej tytoń matki, jak i u narażonego na nikotynę nastolatka, którego rozwijający się mózg jest szczególnie podatny na uszkodzenie dojrzewających struktur przenoszenia impulsów nerwowych. Nikotyna wiąże się z tymi receptorami mózgu, które decydują o rozwoju neuronów. W efekcie młodzi ludzie nie potrafią skupić uwagi na wypowiadanych do nich słowach. Nawet nie znając najnowszych doniesień naukowych, każdy zdaje sobie sprawę, że tytoń szkodzi, np. osobom palącym papierosy. Kaszel, chrypka, częste przeziębienia, zepsute zęby, niezdrowa cera, nasilające się dolegliwości różnych narządów, wreszcie jedna po drugiej choroba rozpoznana przez lekarza, coraz trudniej poddająca się leczeniu, wreszcie bardzo poważna diagnoza, której każdy palacz papierosów prędzej czy później się spodziewa, ale nie chce o niej myśleć, a tym bardziej o niej rozmawiać. Nie ma co ukrywać - używanie tytoniu jest przejawem autodestrukcji, samozniszczenia. Ta od dawna wysuwana hipoteza znalazła potwierdzenie w opublikowanych ostatnio wynikach trwających cztery lata badań kilku tysięcy młodych mieszkańców Monachium w Bawarii. Wyższe odsetki młodych ludzi cierpiących na myśli samobójcze i podejmujących próby samobójstwa obserwowano wśród palących tytoń, co objaśnia się przede wszystkim wpływem nikotyny na obniżenie poziomu serotoniny w mózgu. Inne badania wykazały, że podobne cechy osobowości, jak impulsywność, agresywność i chwiejność emocjonalna, predysponują zarówno do palenia tytoniu, jak i do tendencji samobójczych. Autoagresji towarzyszy postawa agresywna wobec otoczenia. Każda osoba paląca tytoń jest źródłem emisji dymu tytoniowego o udowodnionej bezspornie szkodliwości dla osób na ten dym narażonych. Uzasadniając w ostatnich dniach zakaz palenia tytoniu w samochodach osobowych w obecności osób poniżej 18 roku życia, minister zdrowia Tasmanii, pani Lara Giddings stwierdziła, że dzieci narażone na dym tytoniowy w samochodach ponoszą większe ryzyko astmy, zapalenia płuc, zapalenia oskrzeli, kaszlu, świstów w klatce piersiowej, zapalenia ucha środkowego i zakażeń menigokokowych. Podobny zakaz wprowadza Kalifornia, dowodząc, że skażone dymem tytoniowym powietrze w samochodzie może być od 10 do 30 razy bardziej trujące niż najbardziej zanieczyszczone powietrze na ulicy. W efekcie dzieci chorują na astmę, zapalenie oskrzeli, zapalenie płuc i ucha środkowego. Świat broni niepalących przed agresją palaczy. Na samym początku 2008r. parlament Turcji uchwalił zakaz palenia tytoniu w obiektach publicznych. Kierując się najlepiej pojętym interesem swoich wyborców, nie ustępując przed protestami, nieraz sterowanymi przez koncerny tytoniowe, parlamentarzyści tureccy odważnie stanęli w obronie zdrowia publicznego, nie zważając na to, a może właśnie dlatego, że tytoń pali 40% dorosłych Turków – 25 milionów ludzi niszczących zdrowie swoje i otoczenia. Zakazy palenia wewnątrz obiektów publicznych, łącznie z restauracjami, kawiarniami, hotelami stają się normą cywilizacyjną, a w wielu krajach, nawet bardzo egzotycznych coraz częściej wprowadzane są zakazy palenia tytoniu w miejscach publicznych pod gołym niebem, na ulicy, na przystankach autobusowych i tramwajowych, w parkach itp. miejscach przebywania wielu ludzi, w tym dzieci i innych osób szczególnie wrażliwych na dym tytoniowy. Agresji palaczy wszędzie stawiana jest tama.
W
Polsce obowiązuje ustawa z dnia 9 listopada
1995 r.
o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów
tytoniowych.
Nie dość, że przestarzała, nie dotrzymująca kroku rozwojowi
cywilizacyjnemu
całego świata, to jeszcze słabo egzekwowana. Efekt jej stosowania czyni
z naszego kraju pośmiewisko w skali międzynarodowej. Palacze z Niemiec
przekraczają Odrę i Nysę, aby w spokoju popalić w polskiej kawiarni. To
brzmi, jak złośliwy dowcip o Polakach – Polish joke. Wystarczy przejść
się po ulicy Marszałkowskiej, aby zadusić się dymem tytoniowym
dmuchanym
przez setki przechodniów prosto w twarz. Dym w restauracji, kawiarni,
nie
mówiąc o pubie czy dyskotece, też może zadusić. Nawet wchodząc do
szpitala,
trzeba przemknąć poprzez szpaler emitorów cuchnącego dymu tytoniowego,
owszem stojących pod chmurką, ale zbyt blisko wejścia. To samo dotyczy
wszelkich przystanków, kiosków itp. miejsc wysokiej koncentracji dymu
tytoniowego.
Przestrzeganie ustawy w szkołach dla ochrony najmłodszych i najbardziej
wrażliwych na skutki palenia tytoniu, to naigrywanie się z prawa i
strasznego
losu tych ludzi, którzy już niedługo będą mieli uzasadnione pretensje o
zaniedbanie opieki. Z ekranów telewizyjnych i kinowych nie schodzą
idole
z przyklejonymi do warg papierosami, jak Bogart w filmach z lat
czterdziestych,
zaś rozmaite autorytety, zwłaszcza te uparcie nam narzucane, bez
papierosa
nie mogą stanąć przed kamerą. Według ustawowej definicji jest to forma
publicznego zachęcania do nabywania lub używania wyrobów tytoniowych.
dr
Zbigniew Hałat |
Felieton, 6. czerwca 2008r. Pani Agata Mróz – Olszewska emanuje wielowymiarowym nieprzemijalnym pięknem. Jej postać jest darowanym nam wszystkim ucieleśnieniem horacjańskiego NON OMNIS MORIAR. Non omnis moriar multaque pars mei vitabit Libitinam - nie umrę w całości, wielka część mnie uniknie pogrzebu. Quintus Horatius Flaccus, poeta romanus illustrissimus, otrzymał zasłużoną nagrodę, której się spodziewał. Tryptyk
rzymski Jana Pawła II
wskazuje
jednak na inny
niż wieczna sława sens nieprzemijania:
w
brzmieniu łaciny naszych czasów: Pani Agata staje też twarzą w twarz przed zwykłymi śmiertelnikami, przed każdym z nas. I pyta, ponieważ ma do tego prawo: czy dobrze zrozumieliście przykład mojego życia? Ja swojego życia nie zmarnowałam, choć było tak krótkie. Czy wszyscy, ale to wszyscy, doceniacie już wartość przekazywania życia człowieka? Jestem przecież z wami w osobie mojej małej córeczki. I wreszcie: co zrobiliście, aby przed moim losem uchronić innych młodych ludzi? Nad tym ostatnim problemem nie wolno przejść obojętnie. Zgromadzona wiedza epidemiologiczna jest dość przekonująca, aby ograniczać do osiągalnego minimum zagrożenia zdrowia, których następstwem może być zespół mieloblastyczny i szereg innych ciężkich chorób. Są to: pestycydy, toluen, benzen, środki ochrony roślin, nawozy sztuczne, farby do włosów, ksylen, chloramfenikol (też wykrywany w miodzie), dym tytoniowy, metale ciężkie, promieniowanie jonizujące, niektóre leki i czynniki genetyczne. Dlaczego szalejąca w Polsce epidemia raka wśród młodych ludzi nie powoduje zainteresowania żadnego z kolejnych rządów opracowaniem kompleksowego programu zapobiegania chorobom nowotworowym? Polsce potrzebny jest natychmiast realny, niepodatny na korupcję, program prewencji raka. Nie tylko profilaktyki i nie tylko terapii, ale właśnie prewencji. Nie mogąc liczyć na partie i wyłaniane z nich władze, budujmy własnymi siłami, metodą modułową, polski narodowy program prewencji chorób nowotworowych dedykowany pamięci pani Agaty Mróz – Olszewskiej. Do problemów najtrudniejszych do rozwiązania będzie należeć eliminacja czynników rakotwórczych w wodzie do picia. 22. czerwca o godz. 12.00 w Sanktuarium Matki Bożej Dobrej Rady i Mądrości Serca w Sulistrowiczkach, gmina Sobótka, 42 km na południe od Wrocławia, odbędzie się doroczne spotkanie Rodzin Katolickich przed obrazem Matki Bożej Dobrej Rady. Uroczystą mszę św. odprawi J. E. Ks. Biskup Józef Pazdur z udziałem wikariusza Biskupiego i Dyrektora wydziału Duszpasterskiego Kurii Metropolitalnej Wrocławskiej – ks. Dr. Mariana Biskupa, przy relikwiach św. Joanny Beretty Molli. O godz. 11.00 okazja do spowiedzi św., o 11.30. dwugłos na temat współczesnej rodziny, o 12.00 Msza św. z homilią ks. Biskupa, słowo ks. Dr. Mariana Biskupa. O 13.30 ks. prałat Ryszard Staszak, twórca i kustosz sanktuarium otworzy spotkanie, już właściwie światowe, par połączonych węzłem małżeńskim u stóp góry Ślęży, świętej góry Prasłowian. O tej tajemniczej górze, od której pochodzi nazwa całej śląskiej krainy, ks. prałat Ryszard Staszak powiedział "Kiedyś szukano tu Boga - dzisiaj ludzie szukają tu kontaktu z Bogiem, którego już znają". dr
Zbigniew Hałat |
dr Zbigniew Hałat "Ryzyko raka w następstwie spożywania wędzonych przetworów mięsnych " Podręczniki towaroznawstwa
mięsa i przetworów
mięsnych
zawierają wykaz produktów suchej destylacji węgla zawartych w dymie
powstającym
w wyniku spalaniu drewna przy małym dostępie powietrza. Są to m. in.:
kreozot,
fenol, formaldehydy, kwas octowy. Docenia się właściwości odkażające
tych
substancji, w szczególności formaldehydów, których stężenie w gęstym
dymie
wędzarniczym sięga 2 gramów na metr sześcienny. Gęstość dymu określa
się
za pomocą żarówki 40 W, której światło widoczne z odległości 7 m
oznacza
dym rzadki, a niewidoczne z odległości 60 cm – dym gęsty. W wyniku
spalania
drewna drzew bogatych w żywicę, zwłaszcza iglastych, na
powierzchni
wędzonek pojawia się sadza. Wędzenie bez dymu, czyli na mokro, jeszcze
przed półwieczem polegało na zanurzeniu wyrobu mięsnego na kilka godzin
w roztworach sadzy, octu drzewnego i innych produktów suchej destylacji
węgla. Podkreślano, że sposób ten daje tylko pozornie efekt wędzenia.
Nie
przyczynia się on bowiem do utrwalenia wędlin, a nadaje im jedynie
zapach
i smak zbliżony do smaku i zapachu wędlin naprawdę wędzonych. Zalecano
przygotować ? kg sadzy drzewnych (z komina), zalać 8 litrami
wody
i gotować tak długo aż płyn wygotuje się do połowy pierwotnej ilości.
Płyn
wystudzić i zostawić w spokoju przez 12 godzin, następnie delikatnie
zlać
przez sito i rozpuścić w nim 1 szklankę soli. Tak przygotowanym płynem
zalać mięso. Większe kawałki powinny zostać w płynie przez 48 godzin,
mniejsze
zaś – przez 12 godzin. I tu zaczynają się problemy, jakich wiele w obszarze medycyny konsumenta: praktyka swoje, prawo swoje, a nauka głosi jeszcze co innego. Nie podejmując w tym miejscu dyskusji na temat stanu przestrzegania wymagań sanitarnych Wspólnot Europejskich w tym czy w innym kraju członkowskim Unii Europejskiej można z góry przyjąć założenie graniczące z pewnością, że żadne tradycyjne wędzenie nie zapewnia konsumentowi bezpieczeństwa takiego jak używanie środków aromatyzujących dymu wędzarniczego o określonych prawem warunkach produkcji produktów początkowych, w których maksymalna zawartość benzo[a]pirenów wynosi 10 mikrogramów/kg, a benz[a]antracenu - 20 mikrogramów/kg. A mimo to trwają ożywione dyskusje co do szkodliwości poszczególnych frakcji aromatów i ponawiane są próby wycofania wielu z nich. Paradoksalnie, obok maniakalnego grillowania o każdej porze dnia i nocy oraz w każdym miejscu z balkonem osiedlowego wieżowca włącznie, coraz więcej osób zajmuje się wędzeniem w przydomowych wędzarniach i to nie tylko dla zabawy. Entuzjaści podkreślają, że w zderzeniu z ofertą sklepową własna wędzonka jest znacznie tańsza, ponieważ po zbudowaniu wędzarni płaci się tylko za surowiec mięsny i grosze - o ile w ogóle - za drewno, smaczniejsza, gdyż dokładnie dostosowana do własnych upodobań i wreszcie zdrowsza, bo bez dodatków chemicznych i genetycznie modyfikowanych. Prawda to niewątpliwa, pod warunkiem, że konstrukcja i funkcja własnej wędzarni oraz użyte drewno gwarantują bezpieczeństwo na poziomie wyżej podanych wymagań co do zawartości benzo[a]pirenu, co w praktyce jest mało realne, aczkolwiek możliwe do sprawdzenia w laboratorium. Produkty osmolone sadzą nie wymagają badań, ponieważ swoim wyglądem wystarczająco dobitnie ostrzegają przed rakiem. Opublikowany z końcem 2007r. Drugi Raport Światowego Funduszu Badań nad Rakiem i Amerykańskiego Instytutu Badań nad Rakiem pt. „Żywność, Żywienie, Aktywność Fizyczna i Prewencja Raka w Perspektywie Globalnej” uwzględnił 17 badań epidemiologicznych typu retrospektywnego i 2 typu ekologicznego dotyczących związku pomiędzy spożywaniem produktów wędzonych a rakiem żołądka. W 14 badaniach kliniczno-kontrolnych wykazano zwiększone ryzyko w grupie najwyższego spożycia w porównaniu z grupą spożycia najniższego, z czego w 11 badaniach stwierdzono zależność istotną statystycznie. Ponad połowa badań wykazała ryzyko względne wyższe niż 1,5. Dla porządku należy dodać, że wyników żadnego z badań nie skorygowano na obecność zakażenia Helicobacter pylori. W jednym z badań przekrojowych wykazano statystycznie istotne narastanie ryzyka raka żołądka wraz ze zwiększaniem spożycia produktów wędzonych, zaś w drugim zależność odwrotną, choć jeden składnik wędzonej żywności (3,4-benzopiren) był związany ze zwiększeniem ryzyka. Siłę dowodów na ryzyko raka żołądka w następstwie spożywania wędzonek (w tym mięsa i jego przetworów, łącznie z wcześniej peklowanym i solonym), panel badaczy uznał za ograniczoną, acz sugestywną. Jednak siłę dowodu na ryzyko raka jelita grubego w
następstwie
spożywania
mięsa czerwonego, a także przetworów mięsnych, ten sam panel
- w
oparciu o argumenty, które wychodzą poza zakres niniejszego artykułu -
uznał za w pełni przekonującą oraz zalecił ograniczyć spożycie mięsa
czerwonego
i unikać przetworów mięsnych, wyznaczając przy tym dopuszczalne poziomy
ich spożycia:
Według Głównego Urzędu Statystycznego spożycie mięsa łącznie z mięsem przeznaczonym na przetwory w 2006 r. osiągnęło w Polsce rekordową, nie notowaną w przeszłości liczbę 70 kg na osobę, co oznacza spożycie 1 400 g mięsa na tydzień, w tym udział czerwonego mięsa zapewne znacznie przekraczający zalecane 400 – 450 g mięsa surowego, a na pewno udział przetworów mięsnych wielokrotnie przekraczający zalecaną niewielką ilość, która właściwie powinna być zredukowana do zera. W Polsce rak jelita grubego zajmuje drugie miejsce u
kobiet
(za rakiem
piersi) i u mężczyzn (za rakiem płuca), a w odróżnieniu od krajów
porównywalnych
u nas wieloletni trend zachorowań ma tendencję wzrostową (vide
http://halat.pl/rak.html).
|
więcej:
Strona Hałata Pij, pij, aż ci szczęka odpadnie Kiedy już się nie wie, co zrobić z nadmiarem gotówki, łatwo sięgnąć po gadżety reklamowane w dziale zdrowie i uroda. Zanim wyjdą na jaw odłożone w czasie niemiłe skutki szarlatańskiego pomysłu, jego sprzedawca potrafi stworzyć rozbudowany system akwizycji, podparty przez „naukawe” autorytety i sprzedajnych ekspertów od spraw wszelkich… Ach, pani profesor! Och, panie docencie! – niesie się głośnym echem po konferencyjnych salach i telewizyjnych studiach, oddając szczery zachwyt luminarzy nauki nad postępem medycyny w służbie zdrowia i urody. Jak tu nie wierzyć autorytetom, dopingowanym głębokimi przemyśleniami gwiazd estrady, sportu, polityki i dziennikarstwa. Ponieważ cena niezależnej opinii celebreties może przekraczać możliwości budżetu promocyjnego, product placement znakomicie demokratyzuje dostęp do ukrytej reklamy, wprawdzie nielegalnej, ale powszechnie praktykowanej. Z pozoru niewinna i pełna troski rozmowa w studio telewizyjnym zapewnia nadawcy miłość widzów o miękkich serduszkach i grubą kasę od zleceniodawcy. Tak było, jest i będzie dopóki kryptoreklama nie znajdzie finału w sądzie, bowiem w odróżnieniu od reklamy, za treść której redakcja nie odpowiada, za skutki krypciochy redakcja odpowiada jak najbardziej. Na co umrzesz? Choć nieproszony, pozwolę sobie udzielić przyjacielskiej
rady
właścicielom
środków masowego przekazu: zacznijcie odkładać na odszkodowania za
współudział
w sprawstwie. Czy to osoba poszkodowana, czy też nieutulona w żalu
rodzina,
prędzej czy później zgłosi się po waszą część zysków z nielegalnego
reklamowania
produktu zagrażającego zdrowiu i życiu, bądź też osiągniętych w wyniku
zaprzeczania istnieniu ryzyka dla zdrowia i życia. W Polsce to raczej
później,
zważywszy na niewyobrażalny na tle dorobku cywilizacji w XXI w. dialog
zamieszczony na łamach tygodnika „Przekrój” 17. stycznia 2008 r. Z red.
Piotrem Najsztubem rozmawia przewodniczący Komisji Zdrowia Sejmu
bieżącej
kadencji dr Bolesław Piecha, ginekolog: W 2002 r. grupa ekspertów zawodowo zajmujących się tematem pod egidą Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem (IARC) należącej do Światowej Organizacji Zdrowia ustaliła, że istnieje statystycznie istotny i spójny związek między ryzykiem raka płuca u osób niepalących a narażeniem na dym tytoniowy pochodzący od ich palących małżonków. Gdy pali mąż, żona ponosi 20% większe ryzyko raka płuca, niż małżonka niepalącego. Dym żon jest jeszcze bardziej trujący dla niepalących mężów – dodatkowe ryzyko raka płuca wynosi u nich 30%. Z kolei dodatkowe ryzyko raka płuca u pracowników narażonych na dym tytoniowy w miejscu pracy wyliczono na 12-19%. Średnie stężenie dymu tytoniowego w domach palaczy i w miejscach pracy, gdzie wolno palić, mieści się w granicach 2-10 mikrogramów na metr sześcienny powietrza, a główne substancje rakotwórcze dymu tytoniowego to: benzen, 1,3-butadien, benzo[a]piren i 4-(metylonitrozamino)-1-(3-pyridyl)-1-butanon. Z tych powodów IARC zaliczyła wdychany przez osoby niepalące dym tytoniowy w środowisku do kategorii czynników rakotwórczych dla człowieka, czyli do grupy 1. W 2004 r. w Polsce z powodu raka płuca zmarło 16 565 mężczyzn (1/3 wszystkich zgonów z powodu raka u mężczyzn) i 4 641 kobiet (1/8 wszystkich zgonów z powodu raka u kobiet). Dwie osoby na pięć zmarłych na raka płuca nie osiągnęły 65. roku życia. Polska ze standaryzowanym współczynnikiem umieralności 66,7 na 100 000 ludności zajmuje najwyższą niechlubną pozycję spośród 33 państw, które dotychczas przekazały do WHO dane dotyczące zgonów mężczyzn na raka płuca w 2004 r. W Wielkiej Brytanii ten sam współczynnik jest niemal o połowę niższy i wynosi 34,7. Klub naprawy poprawy urody Swojego czasu minister zdrowia wykurzał mnie skutecznie z narad kierownictwa ministerstwa zdrowia. Kłęby dymu wypełniały nawet sekretariat ministra, a zaniepokojeni interesanci chcieli wzywać straż pożarną. Dym tytoniowy osobom odpowiedzialnym za zdrowie publiczne w Polsce niezmiennie nie pozwala dostrzec opinii powszechnie szanowanych. Prof. Konrad Jamrozik w 2005 r. na łamach prestiżowego British Medical Journal (BMJ) stwierdził, że dym tytoniowy w środowisku pracy odbiera życie co najmniej dwóm pracownikom na dzień pracy, razem 617 w ciągu roku, w tym 54 pracownikom obsługi gości, a palenie w domu w ciągu roku zabija 2 700 osób w wieku 20-64 lat i 8 000 osób powyżej 64. roku życia. Narażenie na dym tytoniowy w pracy składa się na 1/5 wszystkich zgonów osób narażonych na dym tytoniowy w środowisku i na połowę zgonów pracowników obsługi gości. Wdychanie cudzego dymu tytoniowego miało doprowadzić do 1 372 zgonów na raka płuca, 5 239 zgonów z powodu choroby niedokrwiennej serca i 4 074 zgonów w następstwie udaru mózgu. Warto przenieść te oszacowania na nasze podwórko. W Polsce odsetek palących mężczyzn spadł z 64% w latach 70. ubiegłego wieku do 40% w latach 2000-2004, odsetek palących kobiet w tym czasie wzrósł z 21% do 25%. W Wielkiej Brytanii odsetek palących w latach 2000-2004 szacuje się na 27% wśród mężczyzn i 24% wśród kobiet. Ludność Polski w 2005 r. to 38,2 mln, Wielkiej Brytanii – 60,2 mln. Mając wszystkie dane, każdy z proporcji może sobie wyliczyć, na co umrą Polacy zmuszani do filtrowania cudzego dymu tytoniowego i w razie potrzeby przedstawić swoje oszacowania w sądzie. Zanim palacze i niepalące ofiary dymu tytoniowego pożegnają się z zadymionym światem, z przerażeniem obejrzą w lustrze postępujące zniszczenie skóry twarzy pod wpływem dymu tytoniowego. Tych, których na to stać, niewątpliwie skusi reklama i kryptoreklama zastrzyków Botoxu – jadu kiełbasianego porażającego mięśnie mimiczne twarzy. Wiele osób, dla których stosowanie Botoxu stało się rutyną na równi z goleniem – odpowiednio do płci – twarzy lub nóg, zbliża się do ideału piękna reprezentowanego przez Michaela Jacksona i Nicole Kidman, a opartego o unieruchomienie mimiki na stałe. Uśmiech smutnego Arlekina można jednak skorygować operacyjnie. Medycyna w służbie zdrowia i urody jakże owocnie dla siebie samej dysponuje ofertą adresowaną do także do tych, którym Botox spowodował opadanie powiek. Zabieg nosi nazwę plastyki powiek (blefaroplastyka) i o jego skuteczności może zaświadczyć sam George Clooney. Za bagatelne 1 000 euro można wejść do elitarnego klubu naprawy poprawy urody. Woda naturalnie uranowa Według niektórych opinii sprawa jest jeszcze bardziej prosta. Wystarczy napromieniować się do syta i odzyskać piękno, młodość i jurność. Do dzisiaj woda radioaktywna uznawana jest za tworzywo uzdrowiskowe o wartościach leczniczych, które miałoby leczyć wiele chorób, w tym poprzez podnoszenie poziomu hormonów płciowych. Skoro jest lekiem, nie może równocześnie nadawać się do powszechnego spożycia, a zwłaszcza przez kobiety w ciąży, dzieci i młodzież oraz osoby cierpiące na choroby, w których poziom estrogenów i androgenów decyduje o przeżyciu, jak rak piersi czy prostaty. To samo z inhalacjami w dawnych kopalniach uranu. Ciekawe, czy racje medycyny wieku rozwojowego i epidemiologii raka uchronią kobiety i ich nienarodzone jeszcze dzieci przed pracą w kopalniach. Kierując się zasadą równouprawnienia, Komisja Europejska stara się wymusić wykreślenie prac pod ziemią we wszystkich kopalniach z wykazu prac wzbronionych kobietom. To dalszy postęp myśli prawdziwie europejskiej. Jeszcze w 2003 r. opublikowany pod szyldem Unii Europejskiej „Europejski kodeks walki z nowotworami złośliwymi” nie pozostawia wątpliwości, że to badania na górnikach zawodowo narażonych na wysokie stężenia radonu w powietrzu dostarczyły przekonujących dowodów, że radon wywołuje raka płuca. Ekstrapolacja danych z tych badań pozwala stwierdzić, że radon jest drugą po paleniu papierosów najważniejszą przyczyną zachorowania na raka płuca w ogólnej populacji oraz że większość spowodowanych radonem raków płuca występuje u palaczy lub byłych palaczy. Wnioski te potwierdzają wyniki uzyskane bezpośrednio, tj. w badaniach nad ryzykiem zachorowania na raka płuca u osób narażonych na radon w budynkach mieszkalnych.(…). Budując nowy dom można zazwyczaj kosztem niewielkich nakładów zabezpieczyć wnętrze przed nadmiernym stężeniem radonu. W budynkach istniejących ograniczenie wnikania radonu jest na ogół również możliwe. Zabezpieczenie przed radonem będzie przynosić największe skutki zdrowotne szczególnie u osób palących. Myśl ta znajduje udokumentowanie w artykule opublikowanym w 2004 r. w BMJ: radon w mieszkaniach jest przyczyną 9% przypadków raka płuc, 2% wszystkich przypadków raka w Europie. Dla osób przebywających w mieszkaniach, w których stężenie radonu przekracza poziomy wcześniej uznawane za nieszkodliwe, tj. 100 Bq/m? (bekereli na metr sześcienny) palenie tytoniu i/lub przebywanie w dymie tytoniowym stwarza poważne ryzyko zachorowania na raka płuc. Ryzyko palących 15-25 papierosów dziennie jest 25,8 (21,3 do 31,2) razy wyższe w porównaniu z nigdy nie palącymi. I pomyśleć, że głównym zmartwieniem niektórych mieszkańców Karpacza, jest zakopiańska architektura domów pięknie zdobiących podnóże Śnieżki, a nie troska o zdrowie swoich dzieci, własne i turystów. Po odkręceniu kranu z wodą zawierającą radon kabina prysznicowa, łazienka i kuchnia zamienia się w komorę gazową, w której radioaktywność kilkadziesiąt razy przekracza dopuszczalne wartości. Państwowy Zakład Higieny stwierdził, że większość ujęć wód na terenie Pogórza Karkonoskiego pobiera do zasilania wodociągów wody podziemne, które wykazują znaczą koncentrację radonu. Zakres obserwowanych stężeń wynosił od 87,5 Bq/l do 818,1 Bq/l. Zaopatrzenie Karpacza w wodę pochodzi zarówno z ujęć powierzchniowych o niskim stężeniu radonu (poniżej 10 Bq/l) oraz z ujęć podziemnych (głębinowych) o wysokim stężeniu radonu (do 541,0 Bq/l). Stężenie radonu w wodzie ze studni indywidualnych było podobne do stężenia radonu w wodzie pochodzącej z ujęć głębinowych. Radon jest jednym z produktów rozpadu uranu. Według Państwowego Instytutu Geologicznego koncentracje uranu w warstwie powierzchniowej w Polsce wahają się w granicach od 0 do 13,3 g/tonę. Prawie całe Sudety charakteryzuje wartość powyżej 2 g/tonę, w bloku karkonosko-izerskim – 3-5 g/tonę, w pojedynczych punktach ponad 13 g/tonę. Wody pobrane z tamtejszych podziemnych ujęć z reguły zawierają radon, który ulatuje w powietrze, ale też izotopy radu 226Ra i 228Ra. Podobnie wody karpackie, co wykazały badania Państwowego Instytutu Górniczego opublikowane w 2000 r. Im woda wyżej zmineralizowana, tym więcej izotopów radu. W przedwojennej Ameryce woda wzbogacona radem była hitem
rynkowym, na
którym zbił fortunę niejaki William J. A. Bailey, fałszywy lekarz
wyrzucony
już z college’u. Twierdził, że opatentowany przez niego Radithor leczy
wiele chorób poprzez stymulację hormonalną. Współpracującym lekarzom
oferował
17% rabatu za receptę na każdą dawkę wody z radem. Do czasu. Prawie 1
400
butelek Radithoru wypił sławny przemysłowiec, sportowiec i playboy Eben
McBurney Byers, zanim nagromadzony w kościach rad doprowadził do ich
licznych
złamań, a nawet ubytków kości czaszki i szczęki. Zmarł w 1932 r.
żegnany
tytułem w Wall Street Journal „Zanim mu szczęka odpadła, woda z radem
działała
świetnie”. dr Zbigniew Hałat lekarz specjalista epidemiolog, Prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów
|
4. lutego Międzynarodowy Dzień Walki z Rakiem
Felieton, 18. stycznia 2013
Nieuchronność śmierci jest przedmiotem zainteresowania wielu dyscyplin naukowych. Godne uwagi są tu niemal sztandarowe dla części z nich sentencje z charakterystyczną dla łaciny precyzją i zwięzłością odnoszące się do sedna rzeczy. Czym dla dziedzin zajmujących się życiem wiecznym jest łacińska paremia MEMENTO MORI (pamiętaj, że umrzesz), tym dla fundamentów medycyny zabiegającej o życie doczesne w osiągalnym zdrowiu jest fraza spotykana w miejscach badań osób zmarłych - HIC MORTUI DOCENT VIVOS (tutaj zmarli uczą żywych). Właśnie od zmarłych żywi nauczyli się niemal wszystkiego, co składa się na aktualny stan wiedzy medycznej w obszarze prewencji, profilaktyki, diagnostyki, terapii. Za pomocą prostych porównań losów ludzi narażonych i nienarażonych na ściśle określone czynniki szkodliwe można stwierdzić co tak naprawdę szkodzi zdrowiu i posługując się prawem sanitarym, dążyć do możliwego do osiągnięcia zminimalizowania zagrożenia ze strony tych czynników całych populacji, które od dnia wprowadzenia nowych norm sanitarnych są chronione przed szkodliwościami obecnymi w wodzie, w żywności, w powietrzu atmosferycznym i w pomieszczeniach, na stanowiskach pracy, czy np. w zakładach lecznictwa.
Koszt wprowadzenia każdej normy jakościowej, zwłaszcza służącej ochronie zdrowia ludzi jest niezwykle wysoki, może być wręcz rujnujący dla całych działów gospodarki, więc każda norma sanitarna musi być wyjątkowo mocno uzasadniona. Wśród dowodów ważne znaczenie mają wyniki sekcji zwłok, badań histopatologicznych wycinków pobranych za życia i po śmierci ofiar narażenia na konkretne stężenia i natężenia czynników szkodliwych. Gdyby funkcjonariuszom państwa odpowiedzialnym za egzekwowanie norm sanitarnych były dobrze znane przyczyny, dla których normy te muszą być przestrzegane, zapewne niewielu lekarzy spośród jeszcze pozostałych w strukturach sanepidu i sanepidowi podobnych systemów ochrony zdrowia publicznego postawiło by korzyści z posady przed etyką zawodową. Oczywiście, ta uwaga dotyczy tylko tych lekarzy, którzy spełniają kryteria etyki zawodowej, ściśle określone ustawowo i kodeksowo, zresztą.
Złożenie podpisu i przystawienie lekarskiej pieczątki pod orzeczeniem o przydatności wody z konkretnego wodociągu czy żywności z określonej partii produkcyjnej do spożycia, wymaga pewnej zdolności do myślenia może nie abstrakcyjnego, jakby to nazwali żałośni w swym nieuctwie politycy, ale, nazwijmy to – uogólniającego los pojedynczego pacjenta, ba – zupełnie zdrowego pierwszego lepszego człowieka z ulicy, na wręcz nieprzewidywalną zmienność różnych uwarunkowań skutków narażenia w populacji pozostającej pod opieką. W skład tej populacji wchodzą także i najsłabsi i narażeni na synergistyczne, wzajemnie potęgujące się skutki rozmaitych czynników szkodliwych, najczęściej wcale albo słabo zidentyfikowane. Filozofia budowania norm sanitarnych zakłada, że punktem odniesienia jest właśnie zdrowie tych najsłabszych a nie werbunkowych kategorii A. Gdy niezbędnie potrzebne normy sanitarne nie są przestrzegane, bo służby odpowiedzialne za kontrolę i nadzór w obszarze zdrowia publicznego lekceważą swoje ustawowe obowiązki, zamiast planowego systematycznego działania, marnotrawią powierzone im siły i środki, aby akcyjnie wykonać polityczne zlecenia na rzecz poprawy wizerunku rządzących partii, prędzej czy później tragiczne skutki muszą się ujawnić.
Zwykły Kowalski staje się pacjentem. Nagle okazuje się, że pani Nowak z naszego biura jest chora na raka. Rodzice małego rodzeństwa z sąsiedztwa, które już wcześniej miało problemy z odpornością, zaczynają intensywnie poszukiwać ratunku dla swoich dzieci.
W tym oto momencie ludzie z kategorii zdrowych z tzw. populacji generalnej przechodzą do kategorii chorych wymagających diagnozowania, leczenia, rehabilitacji, wszelkich procedur z obszaru medycyny już nie zapobiegawczej, a wielokrotnie od niej droższej medycyny naprawczej.
Naturalnie nie wszystkim nieszczęściom możemy zapobiec, ale np. ograniczając uczestnictwo w imprezach masowych w fazie ataku epidemii chorób grypopodobnych i grypy, redukujemy liczbę narażonych na zakażenie wirusem A/H1N1 2009 czy A/H3N2 i w ten sposób zmniejszamy zapotrzebowanie na kosztowny sprzęt szpitalny służący do ratowania życia tym pacjentom chorym na grypę, którzy bez jego pomocy sami przez jakiś czas nie mogą oddychać. Brak takiego sprzętu na wyposażeniu sieci szpitalnej gwarantującej dowiezienie na czas i uratowanie życia wszystkim potrzebującym obnaża karygodną niewydolność systemu opieki zdrowotnej w sposób nie mniej drastyczny niż brak dostępu na masową skalę do diagnotyki i terapii onkologicznej.
Do tego ostatniego kataklizmu Polacy wydają się być już przyzwyczajeni, co samo w sobie stanowi fenomen psychologiczny, bo jak można się pogodzić z tak okrutną torturą, jak odwlekanie pomocy chorym na raka. Na 4. lutego przypada Międzynarodowy Dzień Walki z Rakiem. Warto do niego się przygotować i nie pozwolić znowu zawłaszczyć jego wymowy przez polityków, którzy zamiast zbudować skuteczny system prewencji i terapii raka w Polsce, szastają naszymi pieniędzmi na lewo i prawo, albo wprost upychają nasze daniny po głębokich kieszeniach własnych i swoich wspólników.
dr Zbigniew Hałat
***
Felieton, 25. stycznia 2013
Według ostatnich dostępnych danych Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem, w 2008 roku na całym świecie liczbę zgonów na raka z powodu wszystkich jego postaci z wyjątkiem raka skóry innego niż czerniak złośliwy, oszacowano na 5 321 835. Skumulowane ryzyko zgonu na raka od urodzenia do 74 roku życia, u obu płci wyliczono na 11.11% , w tym 13.37% u mężczyzn i 9.06% u kobiet. W tym samym roku oszacowana liczba zgonów na raka powodu wszelkich jego postaci z wyjątkiem raka skóry innego niż czerniak złośliwy w Polsce została oszacowana na 59 702 co stanowi 1% i 12 promille wszystkich zgonów na raka na świecie. Ponieważ w roku 2008 ludność polski stanowiła 57 promille populacji świata, łatwo dostrzec, że w naszym kraju na raka zmarło dwukrotnie więcej ludzi niż wynikałoby to z przeciętniej światowej. Przekłada się to bezpośrednio na skumulowane ryzyko zgonu na raka od urodzenia do 74 roku życia, które w Polsce było wyższe niż średnia światowa i u obu płci wynosiło 14.98% , w tym 19.94% u mężczyzn i 11.08% u kobiet. W tej konkurencji Polska należy do światowej czołówki, zajmując dla obu płci miejsce 9. wśród 184 krajów, poprzedzona przez Mongolię, Węgry, kraje ponoszące skutki prób z bronią atomową na Pacyfiku i stosowania zubożonego uranu w wojnach na Bałkanach oraz kilka innych. W przypadku kobiet na miejsce 29. Polskę zepchnęły m.in. kraje Afryki na południe od Sahary, gdzie szaleją nowotwory złośliwe będące następstwem niewyobrażalnej w nasileniu i okrucieństwie skali eksploatacji dzieci płci żeńskiej i kobiet, takie jak rak szyjki macicy i mięsak Kaposi'ego w zespole AIDS (w wyniku błędów diagnostycznych rejestrowany jako endemiczny afrykański mięsaka Kaposi'ego powodowany przez wirus opryszczki HHSV-8 human herpesvirus type 8). Z kolei w przypadku mężczyzn Polska zepchąć się nie dała i zajmuje miejsce 10., tuż przed Federacją Rosyjską. Tutaj skumulowane ryzyko zgonu na raka płuc wynoszące od urodzenia do 74 roku życia 7.63% stawia Polaków na trzecim miejscu wśród wszystkich mężczyzn na świecie, za Węgrami 8,85% i Armenią – 8,78%. Wśród wszystkich kobiet świata zmarłe na raka płuca Polki zajmują miejsce 19. z wynikiem 1.92%, który jest wyższy niż w przypadku raka piersi – 1.65%, miejsce 76. i raka szyjki macicy – 0.64%, miejsce 113. Wśród nowotworów występujących wyłącznie u płci męskiej, czego nigdy nie uda się zmienić nawet najbardziej agresywnym genderystom, skumulowane ryzyko zgonu na raka prostaty w Polsce szacuje się na 1.15%, co stawia nasz kraj na 78. pozycji na świecie, a w przypadku raka jądra ryzyko to wynosi 0.05% co daje pozycję 41. Dużo więcej zgonów jest następstwem raka o lokalizacji sugerującej związek ze szkodliwymi domieszkami wody wchodzącej w skład żywności i napojów oraz innymi składnikami pożywienia, z mięsem, alkoholem, gmo i substancjami dodatkowymi na czele. Oto skumulowane ryzyko zgonu na raka okrężnicy i odbytnicy wynosi w Polsce dla obu płci 1.66% - pozycja 14. na świecie, dla mężczyzn – 2.32%, pozycja 10. wśród 184 krajów świata, a dla kobiet 1.17% - pozycja 26. Z kolei skumulowane ryzyko zgonu na raka nerki wynosi w Polsce dla obu płci 0.46% - pozycja 8. na świecie, ex aequo z Federacją Rosyjską , dla mężczyzn – 0.72%, pozycja 10. wśród 184 krajów świata, a dla kobiet 0.26% - pozycja 14. Również w przypadku zgonów na raka mózgu i układu nerwowego Polska należy do niechlubnej czołówki światowej. Skumulowane ryzyko zgonu dla obu płci wynosi tu 0.55%, co daje nam pozycję 11. na świecie, mężczyźni ponoszą ryzyko 0.64%, pozycja 12., a kobiety - 0.47%, pozycja 8.
Poziom ryzyka zgonów na raka, czy to wysoki, czy nawet niski, ale za to skrajnie niekorzystnie wyróżniający się w porównaniach międzynarodowych, zawsze musi budzić silne zanteresowanie ze strony osób odpowiedzialnych za zdrowie publiczne. Epidemiologia lekarska dostarcza dostateczną ilość dowodów na związki przyczynowo - skutkowe pomiędzy spożywaniem określonych składników i domieszek żywności oraz napojów, czy użytkowaniem telefonów komórkowych z wystąpieniem specyficznej postaci raka o charakterystycznej lokalizacji. Eliminacja lub ograniczenie do osiągalnego minimum narażenia na czynniki rakotwórcze jest zadaniem służb nadzoru i kontroli, które jednak w warunkach państwa przeżartego korupcją i klientylizmem politycznym nie są w stanie wykonać swoich zadań. Aby pozostać przy przykładzie wody i żywności, należy przypomnieć o uzależnieniu inspektorów sanitarnych od władz samorządowych, tych samych, które są odpowidzialne za dostarczanie wody do spożycia przez ludzi, czy też od lobbistów przemysłu spożywczego, jak wykazał zataczający coraz to szersze kręgi skandal ze stosowanym jako sól kuchenna odpadem z zakładów produkcji chlorku winylu. Podobnie jest z nadzorem nad promienowaniem niejonizującym telefonów komórkowych i stacji bazowych, których dystrybutorzy i ekspoloatatorzy korzystają z silnej kryszy polityków, pilnujących interesów swoich i swoich partii nieraz w formie wręcz oddelegowania do zarządów firm odpowiedzialnych za tzw. smog elektromagnetyczny.
Pozbawionej osłony sanitarnej ludności pozostaje więc wczesne wykrywanie jeszcze poddających się terapii postaci raka z nadzieją na ich skuteczne zaleczenie/wyleczenie. Zwłaszcza, gdy ludność ta została namówiona do przystąpienia do Unii Europejskiej pod hasłem szybkiego dorównania poziomem życia krajom zamożnym, które stać także, a raczej – przede wszystkim na leczenie raka u swoich obywateli. Niestety, nadzieje okazały się płonne. W roku 2008 różnice pomiędzy Polską a Niemcami w obszarze zapadalności na raka i umieralności na raka były uderzające w swojej wymowie. Oto standaryzowana na wiek populacji zapadalność na wszystkie postaci raka z wyjątkiem raka skóry innego niż czerniak złośliwy była w Niemczech wyższa niż w Polsce o kilkaset procent w przypadku osób do 34 roku życia i od prawie 10 do ponad dwudziestu w przypadku pozostałych grup wiekowych, z wyjątkiem wieku 45-54, w którym w Polsce rak pojawiał się częściej o ok. 8% niż w Nienczech. Niestety, w tymże 2008 umieralność na raka była w Polsce we wszystkich grupach wiekowych przeciętnie aż o jedną trzecią wyższa niż w Niemczech.
Hańbiące dane wykazujące rekordowe w skali całego globu ryzyko zgonu z powodu raka w Polsce i nakładającą się na to ryzyko dramatyczną niewydolność lecznictwa onkologicznego w naszym kraju skłaniają do zapytania o sens utrzymywania wiecznie nienasyconej pieniędzmi podatników władzy, która nie chce, nie umie, nie potrafi uratować ludzi nawet przed śmiercią na raka.
dr Zbigniew Hałat
***
Felieton, 1. lutego, 2013
Uszeregowane według sekwencji zdarzeń przyczyny śmierci z powodu raka rozpoczyna interakcja pomiędzy genami a środowiskiem (genes and environment – G&E). Czy ktoś zachoruje na raka często zależy od tego, czy jest genetycznie oporny czy też podatny na czynniki rakotwórcze. Nawet będąc podatnym, na raka nie zachoruje, jeśli stężenie lub natężenie czynników rakotwórczych nie przełamie obrony organizmu. Spośród plejady czynników rakotwórczych wiele ma działanie synergistyczne, wzajemnie potęgujące się, stąd ideałem zwykle niemożliwym do osiągnięcia, jest utrzymywanie kancerogenów w środowisku na jak najniższym poziomie.
Obywatele krajów cywilizowanych zawsze pozostają w przekonaniu, że na straży ochrony ich zdrowia i życia przed kancerogenami, stoją władze publiczne, które podatków nie rozkradną, ani nie wydadzą na idiotyczne fanaberie, a odebrane siłą daniny w pierwszej kolejności przeznaczą na ochronę mieszkańców, konsumentów, pacjentów i pracowników przed rakiem. Są jednak ludzie, którzy na własne życzenie narażają się na raka, np. wdychając dym, lub są do tego zmuszani, jak np. osoby narażone na dym cudzy. I tak każdemu państwo musi zapewnić dostęp do lekarza na tyle łatwy, aby wszelkie bariery z finansowymi na czele, nie były powodem opóźnienia wykrycia raka i przesunięcia chorego z kategorii osiągających 5–letnie wyleczenie do umierających na raka w tym samym roku, w którym pojawiły się pierwsze objawy. To lekarz rodzinny, stale sprawujący opiekę nad pacjentem w rodzinie, której członkowie dzielą podobne uwarunkowania chorób nowotworowych, jest głównie odpowiedzialny za pokierowanie losami pacjenta zanim będzie za późno. Wszelkie namiastki w postaci okolicznościowych akcji, białych niedziel itp. powinny być wyraźnie nazwane działaniami zastępczymi, wręcz pozorowanymi z uwagi na ich niską skuteczność na tle systematycznej opieki zdrowotnej nad rodziną. Rak nie jest podatny na argumenty public relations, ani też na reklamowe chwyty rozmaitych akwizytorów i ich wysoko postawionych wspólników.
Kiedy okaże się, że pacjent rzeczywiście jest chory na raka, zastosowanie skutecznej metody leczenia precyzyjnie dostosowanej do rodzaju, stadium i lokalizacji nowotworu złośliwego to naprawdę sprawa życia i śmierci. Każdy dzień zwłoki od postawienia diagnozy raka do operacji z zakresu chirurgii onkologicznej, rozpoczęcia radioterapii czy chemioterapii wraz z opieką wspomagającą, dramatycznie zwiększa ryzyko nieuleczalnej inwazyjności i przerzutów nie do opanowania. Jak pacjent i jego najbliżsi mają podchodzić do odmowy zastosowania natychmiastowego leczenia w sytuacji zagrażającej życiu? System opieki zdrowotnej zaprojektowany i kierowany przez ludzi znanych z imienia i nazwiska, który przynosi wysokie apanaże i korupcyjne okazje rządzącej nim koterii, okazuje się całkowicie niewydolny, kiedy dziesiątkom tysięcy ludzi należy się ratunek przed rakiem. Z zasady, carcinoma bene diagnoscitur, bene curatur – rak dobrze rozpoznany, jest dobrze leczony. A co powiedzieć, jeśli nie jest dobrze, a tym samym wcale nie leczony? A co wpisać pośmiertnie, kiedy leczenie raka nie zostało w ogóle rozpoczęte? Carcinoma incurabile – rak nieuleczalny? Czy może prawdę: carcinoma non curatur – rak nie leczony.
Zawinione przez rządzących systemem opieki zdrowotnej nieleczenie chorych na raka - i to w skali masowej - ma charakter okrutnego ludobójstwa. Likwidacja chirurgii onkologicznej i radioterapii, ograniczanie dostępu do możliwie skutecznych i w miarę bezpiecznych chemioterapeutyków skutkuje haniebnie wysoką śmiertelością chorych na raka w Polsce, a w kategoriach umieralności standaryzowanej na wiek stawia nasz kraj na pozycjach budzących zdumienie międzynarodowej opinii profesjonalnej, gdyż z wyjątkiem raka płuca rekordowa umieralność nie wynika u nas ze skrajnie wysokiej zapadalności. Według ostatnich dostępnych danych Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem, w 2008 roku standaryzowaną na wiek populacji ogólną zapadalność na raka z powodu wszystkich jego postaci z wyjątkiem raka skóry innego niż czerniak złośliwy, u obu płci łącznie szacowano na 222.9 zachorowania na 100 000 ludności, co stawiało Polskę na 39. pozycji wśród 184 krajów całego świata, a umieralność na poziomie 137.3 zgonów na 100 000 ludności dawała nam już w tym tragicznym zestawieniu pozycję 11., tuż za Ugandą a przed Kazachstanem. W przypadku raka jelita grubego u mężczyzn zapadalność 33, 1 stawiała nas na pozycji 31., a umieralność 19,9 już na pozycji 8. wśród 184 krajów świata.
W zakresie naszej narodowej specjalności, którą jest chorowanie i umieranie na raka płuca, Polacy z wynikiem 71,2 w przypadku zapadalności i 61,8 w przypadku umieralności zajmowali pozycję 3. na świecie, a Polki zapadalność na poziomie 18,6 i umieralność osiągająca 15,5 ex aequo z Czarnogórą plasowała nas pozycji odpowiednio 17. i 21. na całym świecie. Pozbawionych szans na skuteczne diagnozowanie i leczenie raka płuca powinno zainteresować niedawne zakwalifikowanie spalin silników Diesla do kategorii czynników bezspornie uznanych za rakotwórcze, co jest dobrym tematem do przemyśleń nad stanem publicznych, zakładowych, a zwłaszcza szkolnych środków transportu, w których zagrożenie rakiem łatwo wyczuć własnym powonieniem albo dowiedzieć się z relacji dziecka męczonego w gimbusach itp. wynalazkach szkodliwych reform. O zagrożeniu rakiem ze strony radonu wspominałem wielokrotnie, a wobec ostatnich dokonań - jakże dbałego o reputację inaczej - triumwiratu Tusk – Piechociński - Palikot w sprawie narażania ludzi na rakotwórcze składniki dymu, warto przypomnieć górnikom i mieszkańcom terenów nasilonego występowania radonu, że ryzyko raka płuca u wypalających średnio paczkę dziennie i wdychających przy tym radon w stężeniu 100 Bq/m3 (bekereli na metr sześcienny) jest średnio 26 razy wyższe niż u nigdy nie palących.
dr Zbigniew Hałat
***
Felieton, 8. lutego, 2013
Obydwa
sąsiadujące z Polską imperialne mocarstwa zostały stworzone przez
narody, którym można zarzucić wszystko tylko nie brak skuteczności w
realizacji własnych interesów. Nie zawiść, ani chęć czynienia wyrzutów
zza grobu, a nauka dla innych, powoduje, że stojąc w obliczu kulturowej
anihilacji i fizycznej eksterminacji, mają Polacy prawo zastanawiać się
nad pasmem strategicznych błędów i wypaczeń zdrowego rozsądku, które
doprowadziły nas na skraj przepaści. Ot, takie ostatnie życzenie
skazańca. A może i tego nie wolno? Skoro polskim uniwersytetom
ministerialna cenzura narzuca granice akademickiej dyskusji, skoro Tusk
boi się telewizji TRWAM jak Stalin Wolnej Europy, to może jedyną nie
represjonowaną formą publicznej wypowiedzi jest panegiryk na cześć
rządzących i ich mocodawców. Kto nie popada w zachwyt, tego szybko
dopadną i przykładnie rozszarpią na strzępy.
Właśnie strach
przed represjami dyktatury, dyktatury ciemniaków, pozwala szumowinom
rozprawić się do końca z ideałami, na które daliśmy się nabrać przed
trzydziestu laty jak ryba na robaka na haczyku. Coraz częściej słychać
głosy, że trzeba było tych zdrajców narodu walić pałą – niektórzy
mówią: pałą ZOMOwską – a nie dopuszczać do władzy, którą tak potwornie
sprzeniewierzyli. I tu jest pies pogrzebany. Od początków 18. wieku, od
trzystu już lat, nie możemy się zdecydować czy hier ist der hund
begraben, czy zdies sobaka zaryta, a lawirowanie pomiędzy jednym i
drugim mocarstwem celem przechytrzenia obydwu, ma zwykle koniec
żałosny, jedynie przysparza Polsce bohaterów i męczenników, którzy i
tak pójdą w zapomnienie wraz z wymarciem narodu straceńców i zatarciem
ich pamięci przez wrogą propagandę. Z kim więc Polska powinna była
wchodzić w strategiczne sojusze, aby nie ulec likwidacji, a Polacy –
rozproszeniu po świecie i roztopieniu w nowych ojczyznach? Jednym z
głównych argumentów na rzecz wyzwolenia spod okupacji Sowietów była ich
nienawiść do Kościoła rzymskokatolickiego i do polskiej, prawdziwej
narracji doświadczeń Cudu nad Wisłą, czwartego rozbioru wespół z
Niemcami, Katynia, Powstania Warszawskiego, wojennej i powojennej rzezi
patriotów. Pomimo propagandowych legend nikt nie wątpił w oczywisty
fakt, że po wymianie elit Sowiety ambitnie kontynuują imperializm
carskiej Rosji, który dla nas oznaczał albo potulne zruszczenie, albo
śmierć w powstaniu czy na katordze.
A jednak w żadnej kategorii
decydującej o przeżyciu narodu okupacja sowiecka – po uwzględnieniu
wszystkich uwarunkowań, a przede wszystkim wymiernych skutków
demograficznych i gospodarczych – nie okazała się bardziej niszcząca
niż skutki rządzenia Polską po jej zakończeniu. Wznoszone gromko hasła
niepodległości, głośne pienia o wolności, solenne obietnice dobrobytu i
sprawiedliwości okazały się zasłoną dymną, pod którą doszło do
podstępnego przejęcia władzy w Polsce z rąk władających Rosją w ręce
sterujące Unią Europejską. A kto trzyma ręce na sterze Unii
Europejskiej? No chyba nie Portugalia, ani nie Belgia, skąd pochodzą
Barroso i Rompuy. Ani też nie Polska, która oddała unijnej biurokracji
swoich najuczciwszych synów z Lewandowskim na czele. Najlepszym
nazwiskiem oddającym prawdę o tym, kto rządzi w Unii Europejskiej jest
na pewno Schultz, Martin Schultz, przewodniczący Parlamentu
Europejskiego. Za Buzka, czy za Schultza Niemcy rządzą Unią, jak zawsze
rządzili każdą ze swoich rzesz. Z korzyścią dla siebie, bez oglądania
się na interesy innych. Arogancko, choć bardziej elegancko niż to
wcześniej bywało, i po trupach, choćby osób zmarłych z powodu braku
należytej opieki zdrowotnej, czy w ogóle systemu ochrony zdrowia.
Skutki dla Polski, jak zawsze w przeszłości, są opłakane. Czerpiąc
największe zyski z rozdziału władzy i wasalstwa w Unii Europejskiej i
obsadzając posłusznymi sobie namiestnikami kraje członkowskie, Niemcy
przejmują odpowiedzialność za wszystko co dobre i złe w tych krajach
się dzieje.
W Rosji istnieje cały blok propagandowy anty-Katyń,
który stronie polskiej stawia zarzuty nieleczenia czerwonoarmistów,
wziętych do niewoli po zakończonym ich klęską ataku na Polskę. Akurat w
roku 1920 durów i czerwonki leczyć nie było czym, bo antybiotyków
jeszcze nie wynaleziono, jak i też nie było respiratorów do
podtrzymania akcji oddechowej u chorych na grypę – hiszpankę. A więc
skuteczne leczenie internowanych najeźdźców nie było możliwe.
Z
rzeczywistym i umyślnym doprowadzaniem ludzi do przedwczesnej śmierci
mamy do czynienia obecnie, kiedy w Polsce szaleje epidemia raka (wcale
nie grypy, jakby tego chcieli akwizytorzy szczepionek), a wszelkie
unijne mechanizmy nie potrafią zapewnić chorym skutecznego leczenia,
nie mówiąc już o prewencji i profilaktyce. Zamiast ratować życie
ludziom, władze przyjmują rolę pasa transmisyjnego dla zarzucenia
Polski produktami zwyrodniałych fantazji i halucynacji, którymi syci
swoje głody stawiana innym za wzór unijna elita. Obsypując Tuska
nagrodami, w tym nagrodą imienia Rathenaua, niemieckiego polityka,
który wyprzedził Hitlera w przekonywaniu opinii publicznej, iż między
Niemcami a Rosją nie ma miejsca na Polskę, władze Niemiec wyraziły
pochwałę dla rządów swojego pupila w Polsce, w tym dla gadzinowej
pseudosztuki filmowej wymierzonej jako broń propagandowa na froncie
wojny religijnej przeciwko polskim katolikom, dla niekończącej się
listy kradzieży i mega nadużyć, których skutki nadworny mędrzec z
pałacu namiestnikowskiego był łaskaw określić jako polnische
Wirtschaft, dla przekraczających ludzkie wyobrażenie cierpień chorych
na raka, którym odmawia się skutecznego leczenia.
Według
ostatnich dostępnych danych Światowej Organizacji Zdrowia, w roku 2008
z powodu wszystkich postaci raka z wyjątkiem innego niż czerniak
złośliwy raka skóry oraz – odrębnie – z powodu raka jelita grubego i
raka nerki, Polacy stracili w porównaniu z Niemcami po kilkadziesiąt
procent więcej lat życia w zdrowiu. Od półwiecza trend umieralności na
raka jelita grubego i nerki w Polsce narasta, w Niemczech spada. Także
po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, Tzw. wartości europejskie
nie nie mają zastosowania do ratowania życia Polaków przed śmiercią na
raka. Opuszczana przez emigrujących za chlebem i wymierających z braku
dostępu do leczenia Polska pustoszeje. Łatwo zgadnąć komu to służy i
kto będzie nadzorował getto – centrum dla Polaków. Akurat Rosja nie
wysuwa obecnie żadnych roszczeń terytorialnych w stosunku do naszej
Ojczyzny.
dr Zbigniew Hałat
Felieton, 22. lutego, 2013
Nauczeni
smutnym doświadczeniem skutków lobbystycznych kampanii motywowanych
zagrożeniami zdrowia dokładnie przyglądamy się kolejnym rewelacjom o
tym, że coś zdrowiu szkodzi, albo, że coś pomoże zdrowie chronić przed
zagrożeniami. Naukowy humbug realizowany przez zmowę ludzi o kluczowych
pozycjach w globalnym systemie karykatury bezstronnej nauki i wtłaczany
do głów miliardów odbiorców wiadomości natrętnych, acz kłamliwych,
wszystkimi kanałami propagandy: mediów i rozrywki, kształcenia i
dokształcania, polityki i reklamy – może mieć skutek cywilizacyjnego
tsunami, jak w przypadku obalonej po wielekroć fałszywej teorii
antropogennego globalnego ocieplenia.
Państwa
niepodległe gwiżdżą na wyssane z palca argumenty, choć ich obywatele
wręcz duszą się od skażenia powietrza, jak Chińczycy we własnej
stolicy. Państwa podstępnie doprowadzone do utraty niepodległości muszą
liczyć się z neokolonialną eksploatacją, zrezygnować z własnych zasobów
naturalnych, wyrzucić zatrudnionych na bruk, a ich rodziny zagłodzić i
zamrozić tylko po to, aby kolonialne mocarstwo mogło rosnąć w siłę, a
ludzie jego kultury żyć jeszcze dostatniej. To, że milionowe masy,
zwłaszcza bezrobotnych wraz z rodzinami, faktycznie pokrywają ukryte
koszty wprowadzania siłą pseudonaukowych doktryn, łatwo się przekonać,
przeliczając na stracone lata życia w zdrowiu skutki nędzy, głodu i
bezsilnej rozpaczy. Do tego dochodzą szkody wyrządzane przez tak
żałosne inwestycje, jak turbiny wiatrakowe niszczące ludzi i chronione
gatunki zwierząt na powierzchni ziemi, a także bezmyślne chemiczne i
radioaktywne zanieczyszczanie zasobów wodnych pod jej powierzchnią.
Komunizm i faszyzm dysponowały zestawem naukawych argumentów
uzadniającym zabijanie ludzi dla dobra ludzkości nie mniej obfitym niż
ich sprawujący obecnie władzę brunatno-czerwony konglomerat.
Już
nie interes klasowy ani narodowy, a przeżycie całej planety ma
uzasadniać obecne restrykcje gospodarcze, które dziwnym trafem służą
nielicznym, kosztem wielu. Zadziwiająco stronniczy rachunek zysków i
strat stał się stałą regułą postępowania doktrynerów postrojonych w
piórka obrońców ludzkości i środowiska, dla których napuszona retoryka
jest po prostu narzędziem lobbingu na rzecz interesów konkretnych
przedsięwzięć dających zarobić ich pryncypałom. Jak inaczej ludziom
wytłumaczyć, że mają kosztem własnych interesów płacić na koncerny A, B
i C z państwa D, niż powołując się na urojone wyższe racje, w
szczególności zdrowotne. I tak, w przeżartych korupcją do cna władzach
Unii Europejskiej pakiet klimatyczny poprzedzały nie tylko dopuszczenia
do obrotu organizmów genetycznie modyfikowanych, ale i przymus
stosowania szkodliwych dla zdrowia i środowiska świetlówek rtęciowych,
energooszczędnych tylko wtedy, kiedy świecą stale.
Nie
przeciwstawiając się dyktaturze lobbistów konkretnych koncernów ze
wspomnianego państwa D, stajemy ramię w ramię z orangutanami z wysp
Indonezji. Orang-utan, w języku tubylców – człowiek lasu, został
poddany eksterminacji na masową skalę, bo jego las wraz z mieszkańcami
spalono pod plantacje zaopatrujące świat we wszechobecny olej palmowy,
w produktach spożywczych deklarowany jako olej roślinny, aby utrudnić
jego identyfikację, gdyż zawiera on wyjątkowo niekorzystą dla zdrowia
człowieka kompozycję nasyconych kwasów tłuszczowych podnoszących poziom
złego cholesterolu. Ani los konsumentów oleju palmowego ginących na
świecie z powodu chorób układu krążenia, ani skracające życie setek
milionów mieszkańców Indonezji i Półwyspu Malajskiego dymy wypalanych
podłożnym ogniem ogromnych obszarów przebogatej dzikiej przyrody –
której nawet nie zdążono opisać przed jej zagładą – nie znalazły
dostatecznego zainteresowania w towarzystwie przypisującym sobie
monopol na rację o tym co ludzkości i dzikiej przyrodzie szkodzi a co
nie.
No bo po co szum robić i na tym nie zarobić.
W
dziedzinie nauki o środowiskowych uwarunkowaniach zdrowia człowieka,
aktualnym bestsellerem jest raport Światowej Organizacji Zdrowia i
Programu Środowiskowego Organizacji Narodów Zjednoczonych pt. „Stan
nauki o substancjach chemicznych zaburzających układ hormonalny –
2012”, wraz z podsumowaniem dla decydentów (State of the Science of
Endocrine Disrupting Chemicals—2012, Summary for Decision-Makers,
WHO/UNEP).
W punkcie dotyczącym głównych problemów budzących niepokój autorzy raportu stwierdzają iż:
„Zdrowie
człowieka i dzikiej przyrody zależy od zdolności do reprodukcji i
normalnego rozwoju. Bez zdrowego układu hormonalnego nie można
reprodukować i rozwijać się normalnie.”
Dalej
następuje lista zaobserwowanych niekorzystnych zjawisk (o których
zresztą Państwo byli wcześniej wielokrotnie przeze mnie informowani):
•„znaczna
część, 40% młodych mężczyzn w niektórych krajach ma niską jakość
nasienia, co zmniejsza ich zdolność do ojcostwa.
•
narasta trend lub utrzymuje się wysoka zapadalności na wady rozwojowe
narządów płciowych, takie jak niezstąpienie jąder i spodziectwo
• nasila się w wielu krajach częstość powikłań ciąży, jak przedwczesne porody i niska masa urodzeniowa
•
związane z zakłóceniem układu hormonalnego tarczycy zaburzenia
neurobehawioralne w wielu krajach dotyczą dużej części dzieci i
stwierdza się narastanie ich częstości w okresie minionych dekad
•
w czasie minionych 40 – 50 lat rosną globalne wskaźniki raka związanego
z układem hormonalnym, jak rak piersi, endometrium, jajnika, prostaty,
jądra i tarczycy.
•
istnieje trend wcześniejszego rozwoju gruczłu sutkowego u młodych
dziewcząt we wszystkich krajach, w których podjęto badania. Stanowi to
czynnik ryzyka raka piersi.
•
w okresie minionych 40 lat na całym świecie nastąpił dramatycznyc
wzrost występowania otyłości i cukrzycy typu 2. Według oszacowań WHO
półtora miliarda dorosłych na świecie ma nadwagę lub otyłość a liczba
chorych na cukrzycę typu 2. pomiędzy rokiem 1980 a 2008 wzrosła z 153
do 347 milionów.
Spośród
niemal 800 substancji chemicznych uznanych za odpowiedzialne lub
podejrzewane o zakłócanie działania receptorów hormonalnych, syntezy
hormonów i ich konwersji, niewielka liczba została zbadana testami,
które mogły by zidentyfikować jawne skutki endokrynologiczne w
nieuszkodzonych organizmach.”
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 17. czerwca 2016 Szczęść Boże! Pan Janusz Korwin-Mikke głosi przekonanie, że zdrową zasadą handlu jest „duży obrót - mały zysk”. Stosując tę zasadę nie do handlu a do demografii, należało by pogodzić się z wysoką umieralnością, która odbierze nam tak bardzo upragniony zysk w postaci przyrostu naturalnego za sprawą trudu par małżeńskich dniami i nocami zabiegających o podniesienie dzietności. Nie do zaakceptowania jest scenariusz polegający na tym, że rodzi się wiele dzieci, z których znaczna część nie dożywa wieku dorosłego a pozostałym ciężar chorób nie pozwala cieszyć się życiem płodnym, twórczym i szczęśliwym. Przedwczesna umieralność oznacza, że ludzie zamiast radować się wnukami i prawnukami odchodzą zbyt wcześnie w stosunku do potencjalnej długości życia człowieka, któremu rozwój cywilizacyjny powinien zapewnić zgodną z aktualnym stanem wiedzy medycznej ochronę zdrowia od czasu jeszcze przed poczęciem aż do naturalnej śmierci. W scenariuszu zgodnym z wysokim poziomiem rozwoju cywilizacyjnego rodzi się wiele dzieci spłodzonych i urodzonych przez rodziców, którzy z reguły są wolni od obciążeń wpływających na stan zdrowia potomstwa, a oparta na dowodach medycyna zapobiegawcza, profilaktyczna i naprawcza zapewnia każdemu długie życie w najlepszym stanie zdrowia osiągalnym dla konkretnej osoby. Oczywistością podważaną tylko przez szaleńców, albo udających szaleńców polityków będących marionetkami grup interesów finansowych, jest fakt, że medycyna najsprawniejsza, czyli medycyna najtańsza i równocześnie najbardziej skuteczna w wymiarze populacyjnym, to medycyna zapobiegawcza. Jej adresatem nie jest pojedynczy pacjent, a cała populacja z jej bogactwem różnic wynikających z płci, wieku, genotypu itp. oraz już ujawnionych lub jeszcze nie wykrytych patologii. Ludzie różnią się także obciążeniem wynikającym z narażenia na czynniki szkodliwe. Wykrywanie i doprowadzanie do osiągalnego minimum czynników zagrażających zdrowiu i życiu oraz kształtowanie zachowań sprzyjających długiemu życiu w zdrowiu to obowiązki władzy prawdziwie demokratycznej odpowiedzialnej przed Bogiem i historią za dobro narodu. Mocno nagłaśnianie, a przy tym nadzwyczaj kosztowne, niejako „luksusowe” procedury medycyny naprawczej ratują zdrowie i życie nikłej części ludzi w potrzebie, także tych, którym władze publiczne nie pozwoliły uchronić się przed zagrożeniami i nie dały szans na uniknięcie chorób oraz związanych z nimi cierpień i rujnujących kosztów pokrywanych wprost z kieszeni, albo pośrednio w postaci danin publicznych. Wyobraźmy sobie Polskę reprezentowaną przez niewielkie miasteczko, którego pracujący mieszkańcy płacą dziesięcinę na ubezpieczenie zdrowotne jako dodatek do innych ciężarów podatkowych. Mieszkańcy miasteczka cieszą się jak dzieci, kiedy 15. czerwca nadchodzi Dzień Wolności Podatkowej. Wprawdzie wszystko co od początku roku zarobili, to oddali państwu, ale od połowy czerwca mają co świętować, bo wreszcie przestaną pełnić rolę wołu roboczego w kieracie mętnych – przynajmniej do ostatnich wyborów - interesów władzy i zaczną pracować na potrzeby własne i własnej rodziny. Ponieważ zdrowie jest najważniejsze, to w trosce o zdrowie rodziny wielu z nich zdecyduje się na wywiercenie studni albo na doczyszczanie w domu wody wodociągowej. Zrobią tak, chociaż już wielokrotnie ponieśli koszty zaopatrzenia domu w wodę, płacąc rozmaite podatki, a z tego co im po oddaniu podatków pozostało, dokonując opłat za wodę, czyli utrzymując firmy za monstrualną cenę zaopatrujące ludność w wodę. Zrobią tak ze strachu. Oto w miasteczku stwierdza się narastający od wielu dekad trend umieralności na raka o specyficznej lokalizacji. W samym roku 2013 spośród 25 tysięcy mieszkańców na raka pęcherza moczowego zmarło dwóch mężczyzn, a na raka okrężnicy, odbytnicy i odbytu – pięciu. Trend narasta także wśród kobiet, choć w mniejszym nasileniu. W zaprzyjaźnionych miasteczkach w Republice Czeskiej i Niemczech trendy umieralności na raka o tych lokalizacjach są spadające i nasuwa się proste pytanie nie tylko o skuteczność medycyny naprawczej w wykrywaniu i leczeniu raka w Polsce w porównaniu z naszymi sąsiadami w Unii Europejskiej. Głównym problemem jest prewencja raka poprzez wykrywanie i doprowadzanie o osiągalnego minimum czynników szkodliwych, które mogą powodować rozwój nowotworu złośłiwego w wymienionych narządach, a więc czynników chemicznych, fizycznych i biologicznych zawartych w niedoczyszczonej wodzie wodociągowej, w chemikaliach stosowanych do uzdatniania tej wody, a także w środkach spożywczych, zwłaszcza w wypijanym w dużych ilościach piwie. Uchronić ludzi przed rakiem może wyłącznie rząd siłami takich specjalistów medycyny zapobiegawczej, którzy nie ulegną naciskom lokalnych władz powiązanych z firmami prowadzącymi zakłady wodociągowe, ani też atakowi lobbystów obsługujących firmy branży spożywczej, a zwłaszcza wszechmocne browary. Podobnie w ramach medycyny zapobiegawczej finansowanej przez podatników w ich własnym najlepszym interesie, władza publicza nie może uchylać się od obowiązku rzetelnej informacji w sprawie zagrożeń wynikających z decyzji podejmowanych spontanicznie, tym bardziej, kiedy zachętą do tych decyzji są rządowe programy. Tej sprawie poświęcę kolejny felieton, a na razie odsyłam do wykresów obrazujących ryzyko rzeczywiste i względne wykrycia zepołu Downa u dzieci w zależności od wieku matki w terminie porodu, które udostępniam na stronie halat.pl. Słuchaczy Radia Maryja i Państwa bliskich, pozdrawia dr Zbigniew Hałat, lekarz medycyny specjalista epidemiolog. Z Panem Bogiem dr Zbigniew Hałat (Poza nagraniem: rozszerzenia przekraczające pojemność czasową radiowego felietonu znajdą Państwo na stronie zawierającej teksty felietonów od roku 2005 portalu halat.pl ; tamże przypisy, odnośniki i ilustracje.) ***
Poniżej najnowsze dostępne dane Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem (International Agency for Research on Cancer - IARC) obrazujące standaryzowaną na wiek (ASR(W), co oznacza, że standardową populacją jest standardowa populacja świata - World Standard Population) zapadalność (incidence rate) i umieralność (mortality rate) na 100 000 ludności na raka pęcherza moczowego (bladder), okrężnicy, odbytnicy i odbytu (colon, rectum, and anus) oraz 25 najczęstszych lokalizacji raka: płuco (lung), prostata (prostate), colorectum (jelito grube), pęcherz moczowy (bladder), nerka (kidney), żołądek (stomach), trzustka (pancreas), białaczka (leukaemia), warga i jama ustna (lip and oral cavity), melanoma of the skin (czerniak skóry), mózg i pozostały układ nerwowy (brain, nervous system), chłoniak nie-Hodgkina (non-Hodgin lymphoma), jądro (testis), krtań (larynx), inne gardła (other pharynx), wątroba (liver), przełyk (oesophagus), szpiczak mnogi (multiple myeloma), ziarnica złośliwa czyli chłoniak Hodgkina (Hodgkin lymphoma), pęcherzyk żółciowy (gallbladder), tarczyca (thyroid), nosogardziel (nasopharynx), u płci męskiej (male) i żeńskiej (female) wszystkich grup wiekowych (all ages) w Polsce (Poland) w porównaniu z Republiką Czeską (Czech Republic) i Niemcami (Germany) w latach 1961 - 2013 (umieralność) oraz w roku 2012 (zapadalność i umieralność). Dane opublikowano na stronie halat.pl w dniu 17. czerwca 2016 r. celem umożliwienia kontroli narodu nad poczynianami władzy. Podczas zaprzysiężenia każdy prezydent, premier i minister zapewnia naród, iż "... pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem ...". Czy na pomyślność obywateki nie składa się przede wszystkim ich długie życie w zdrowiu? ZDROWIE NARODU NIECHAJ BĘDZIE NAJWYŻSZYM PRAWEM (vide Felieton w Radio Maryja, 27. października 2005) ![]() ![]() ![]() |